Najwspanialszy Prezent

"Czy do Pana Jezusa trzeba mówić głośno, czy po cichu?" - pytała mała Tosia przed pierwszą spowiedzią i Komunią św., do której przystąpiła we wspólnocie Baranki. Budzą uśmiech i wzruszenie takie dylematy, ale i pokazują dziecięcą ufność, że w sakramentach spotyka się żywego Boga.

Baranki

„Barankowa” grupa dzieci (jedenaścioro maluchów) która przyjęła Komunię św. w wigilię Niedzieli Bożego Miłosierdzia w płockiej katedrze, przeżywa teraz swój biały tydzień. Ale emocje związane z tamtym dniem są i na pewno będą jeszcze długo żywe. Dla ich rodziców jest jasne, że to nie tyle zwieńczenie pewnej drogi, ale tak naprawdę jej początek w dojrzewaniu religijnym ich pociech.

Baranki, które kilka lat temu pojawiły się w Diecezji Płockiej z inicjatywy Justyny i Jakuba Wójcików i otrzymały błogosławieństwo Biskupa Płockiego, to forma przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii św., w której szczególny nacisk kładzie się na rolę rodziców i bliskich w tej formacji. To rodzice najlepiej znają swoje dziecko, i to oni mogą i powinni stać się ich pierwszymi katechetami. To pewnie im też najłatwiej rozeznać, kiedy jest ten właściwy czas.

Wspólnota jest pewną propozycją i alternatywą do przygotowania do tego sakramentu w parafiach, lecz nie jest konkurencją. Można równie głęboko przeżyć czas Pierwszej Komunii św. dziecka właśnie we wspólnocie parafialnej. Ale z pewnością można od Baranków wiele się nauczyć, o czym mówią sami rodzice niektórych dzieci z tegorocznej, płockiej grupy (niebawem swoją pierwszą Komunię św. będą przeżywać także Baranki w Płońsku).

To jest ten czas!

- Bardzo cenię sobie tę formację. Jako rodzina bardzo wiele jej zawdzięczamy. Dzięki niej łatwiej usystematyzować wiedzę religijną. Sama uczę się podchodzenia do sakramentu spowiedzi z wdzięcznością; zaczęłam pytać się, co ja robię z otrzymanymi od Boga darami – przyznaje Martyna Janicka – Sado z Makowa Mazowieckiego, której siedmioletnia córka Tosia przyjęła w tym roku Komunię św.

Jej druga córeczka Basia, również formowała się we wspólnocie Baranki, ale w chwili przystąpienia do sakramentu była o rok młodsza. - Przy Basi zastanawialiśmy się z mężem, czy powinna już przyjąć Komunię św., czy to jest już ten czas. Wtedy nasi animatorzy powiedzieli takie słowa: "a kto z nas w ogóle jest godny przyjąć Komunię św.?" To nas przekonało. I teraz sama widzę, że młodszym dzieciom tak naprawdę jest łatwiej. Starsze natomiast już mają jakieś pytania, wątpliwości.… - dzieli się pani Martyna.

- W Barankach podoba mi się zaufanie do rodziców, jako tych, którzy znają swoje dzieci najlepiej. Dlatego każdy ma wolność decydowania, czy jego dziecko na tym etapie jest gotowe. W tegorocznej grupie nie wszyscy się zdecydowali się, aby ich dziecko już teraz przystąpiło do sakramentu Komunii św.  – zauważa Aleksandra Stupecka.

Przyznaje, że wraz z mężem Piotrem w jakiś sposób sami "dojrzewali" do Baranków. – Nie było to dla nas od razu oczywiste, że nasze młodsze dziecko będzie przygotowywać się do Komunii św. w tej wspólnocie. Miałam pewne wątpliwości, czy ma ono już tę dojrzałość umysłową. Jednak im więcej do nas docierało informacji, że to dobra i piękna droga, zaczęliśmy się do niej przekonywać – przyznaje pani Aleksandra.

W rodzinie Stupeckich, zamieszkałej w podpłockiej parafii Brwilno, przyjęło po raz pierwszy Eucharystycznego Jezusa dwóch braci: siedmioletni Stasio, który sam bardzo chciał przygotowywać się w Barankach oraz dziewięcioletni Szymon, który równocześnie uczestniczył w przygotowaniu tradycyjnym – w parafii oraz właśnie tu, w barankowej wspólnocie. Rodzice dali mu jednak możliwość wyboru, jak przystąpi do Komunii św. – czy z klasą, czy z bratem, w grupie Baranków. Sam wybrał drugą ewentualność. – Najważniejsze, co otrzymali w Barankach, to przede wszystkim rozbudzenie pragnienia przyjęcia Pana Jezusa, i spotkania z żywym Bogiem. To jest możliwe i u 7-latka, i 9-latka – zauważa mama chłopców. Wskazuje też na jeszcze jedną ważną kwestię, na którą kładzie się nacisk w tej wspólnocie. A jest nią spojrzenie na pierwszą Komunię św. dziecka nie tyle jako zwieńczenie przygotowania i osiągnięcie pewnej dojrzałości, albo jako nagrodę, ale jako początek drogi i zasianie ziarna, które będzie się rozwijać.

Święto spotkania dzieci z Jezusem

Dla kolejnej rodziny - Tomasza i Michaliny Kaczmarków z Grzybowa decyzja o przystąpieniu do formacji Baranków wynikała po części ze względów praktycznych. Są jedną z tych rodzin, w których dzieci są w edukacji domowej. – Z tego względu nasza Marysia nie mogła przystąpić do Komunii św. z klasą. Kiedy Michalina dowiedziała się o Barankach, długo się nie zastanawialiśmy – przyznaje pan Tomasz. Odpowiada im szczególnie nacisk położony na rolę rodziców. - Rodzic może lepiej przygotować dziecko do tego wydarzenia, choćby dlatego, że ono bardziej ufa rodzicom i jest w stanie z nimi porozmawiać. To jest dla nas, dorosłych, szansa i wyzwanie, w które trzeba włożyć spory wysiłek. Ale dzięki temu może być większy owoc. Jeśli Bóg daje małżonkom dziecko, to ono jest darem i zadaniem. Jest tym pierwszym człowiekiem, którego mamy ewangelizować, ale tak, by ukazywać żywego Jezusa. I tego się uczyliśmy się w Barankach – mówi Tomasz Kaczmarek.

Dla nich, podobnie jak i innych "barankowych" rodzin, niemałe znaczenie miała prostota samej liturgii komunijnej i zaangażowanie rodziców w oprawę Mszy św., tak by dzieci nie były obciążone jakimiś rolami. - Podoba nam się w tej liturgii większa prostota i akcent położony na duchowe przeżywanie Komunii św. – mówi pan Tomasz. - Msza "barankowa" jest typowo dziecięcą Mszą, ale bez jakichś "atrakcji". To niedługa, ale pełna i godna liturgia – charakteryzuje Piotr Stupecki. Rodziny starały się także przeżyć cały dzień w duchu prostego, radosnego święta, w którym najważniejsze jest spotkanie z żywym Jezusem i samo dziecko.

– Chcieliśmy, żeby było to święto dla Marysi i by zapamiętała ten dzień jako radosny. Zaprosiliśmy tylko wąskie grono gości z rodziny. Wynajęliśmy salę zabaw, ale nie z plastikowymi piłkami, ale z drewnianymi, stonowanymi zabawkami. To nie dorośli, ale dzieci były tu najważniejsze – opowiada Tomasz Kaczmarek. - Poranek komunijny był spędzony w rodzinnym gronie, poszliśmy na spacer po Wzgórzu Tumskim. Basia zrobiła dla Tosi wianuszek z mleczy… - dzieli się Martyna Janicka – Sado.

Rodzice i oczywiście dzieci równie mocno wspominają moment pierwszej spowiedzi świętej, która odbyła się w kaplicy Szkół Katolickich w Płocku. – To był bardzo wzruszający dzień. Widziałam wielką ufność i radość w tych dzieciach. Widać było, że one idą na spotkanie z Jezusem. Ich spowiednikiem był ks. Bartosz Szostak, duszpasterz naszej wspólnoty. Dzieci siadały nie w konfesjonale, ale przy księdzu, na ławce, podprowadzane przez rodziców. Usłyszały, że spotykają się tu nie z księdzem, ale z kochającym Jezusem – opowiada pani Martyna z Makowa Maz. - Bardzo pięknym momentem była pierwsza spowiedź naszych dzieci. Można było zobaczyć, że nie wiek ma znaczenie, ale wewnętrzna wrażliwość – wspomina Aleksandra Stupecka.

Słowa i życie

Co jeszcze dało im doświadczenie rodzinnej formacji w Barankach? - Dla mnie wielkie odkrycie przyniosła sytuacja, gdy podczas jednego z naszych spotkań dzieci najpierw rysowały sceny z Pisma św. a potem te rysunki posłużyły w teatrzyku. Kiedy rysunki przesuwał się, jeden z rodziców czytał fragment Pisma św., ale nie z Biblii dziecięcej, tylko właściwiej. I chociaż było to długi fragment, bez uproszczeń, widzieliśmy, jak dzieci były tym pochłonięte. To pokazuje, że jeśli je zaciekawimy, to są w stanie chłonąć Pismo św. w czystej wersji. Chodzi więc o ciekawą formę podania i mówienia o Panu Bogu – zwraca uwagę A. Stupecka.

Baranki, korzystając z dorobku myśli pedagogicznej Marii Montessori w pracy z dziećmi, dają rodzicom mnóstwo inspiracji. Ale, oczywiście, nie dają gotowych, schematycznych modeli postępowania i do rozmowy o wierze, bo każde dziecko jest innym światem. I tu, prowadząc, dają dużą przestrzeń wolności dorosłym. - Staramy się szukać odpowiednich form i dostosować przekaz. Nasza Marysia ma dużą nadwrażliwość, ale z drugiej strony ma także dużą dojrzałość, chociaż poszła do Komunii św. rok wcześniej. Mówimy więc do niej nie o "Bozi", ale prosto o Jezusie. I dziecko to rozumie. Ale najważniejsze w tym wszystkim to pokazywać swoim życiem, że jest Jezus i w Niego wierzymy – przekonuje Tomasz Kaczmarek.

- Dzieci chłoną to, jak my patrzymy na relację z Panem Bogiem – wskazuje Aleksandra Stupecka. – Jeśli ważna jest dla nas modlitwa, spowiedź, Msza św. to będzie go to przekonywało. Same słowa bez naszej postawy, będą pustym przekazem. Nie pomogą "kazania", nakazy, czy straszenie konsekwencjami. Ważne jest nastawienie na osobową relację z Bogiem. Oczywiście bardzo trudno nawet nam, rodzicom, uchwycić to, czy dziecko ma tę relację. Czasem to są małe sygnały. Na przykład ja często widzę, jak syn rankiem zatrzymuje się na chwilę przed obrazem Jezusa i modli się – mówi mama Stasia i Szymka.