Po śpiewie „sto lat” powiedział: „Papież jeszcze żyje i będzie żył, dopóki Pan Bóg go będzie trzymał. A potem umrze, to znaczy narodzi się do życia wiecznego. A mam nadzieję w miłosierdziu Bożym i waszej modlitwie”. Dzisiaj, po 14 latach tak serdecznie, gorąco jak najukochańszego Ojca przyszliśmy Go pożegnać i wyrazić Mu najwyższy hołd czci, miłości i wdzięczności od wszystkich którzy codzienność miasta Płocka tworzą, którzy tu żyją i pracują, którzy uczą się i cierpią, od całego Kościoła płockiego.
Nie ma słów, by móc opisać to, co dałeś Ojcze Święty światu i ludziom. I nie ma słów, by opisać żal, smutek i pustkę jakie zostały po Twoim odejściu. Tak bowiem przerastałeś naszą małość a równocześnie byłeś tak niezwykle ludzki i otwarty na człowieka, na jego wielkie i małe problemy.
Byłeś pielgrzymem do tylu ludów i narodów, a zarazem pielgrzymem do każdego ludzkiego serca. Byłeś papieżem wielkich przemian w świecie i w Ojczyźnie. Papieżem wielkiej modlitwy i wielkiego cierpienia aż do ostatniego tchu. Papieżem solidarności i wspaniałym nauczycielem posługiwania się trudnym darem wolności. Niestrudzonym obrońcą życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Ojcem rodzin, dzieci, młodzieży. Ojcem wymagającym a zarazem wybaczającym. Ojcem najsłabszych, wzgardzonych, odrzuconych, biednych, opuszczonych, samotnych, bezdomnych. Papieżem przemiany ludzkich serc i sumień. Polakiem z krwi i kości tak głęboko zakotwiczonym w dziejach i kulturze własnego Narodu. Namiestnikiem Chrystusa, żywym Jego obrazem i podobieństwem.
Ojcze Święty byłeś zawsze tam, gdzie rodził się człowiek,
gdzie zagrożone było ludzkie życie,
gdzie przemoc i nienawiść dochodziły do głosu, gdzie łamane były podstawowe prawa człowieka, gdzie wybuchały wojny i konflikty,
gdzie nieszczęścia i katastrofy dotykały ludzi, gdzie ludzie tracili nadzieję,
gdzie byli chorzy,
gdzie człowiek przez twórczy wysiłek zmieniał oblicze ziemi,
gdzie kształtowała się osobowość człowieka w rodzinie, w szkole, w uczelniach.
Byłeś zawsze z człowiekiem. On jest drogą Kościoła. Ukazywałeś mu rozległe horyzonty jego godności i powołania, jakie otrzymał od Boga Stwórcy i Odkupiciela. Jak Dobry Pasterz służyłeś człowiekowi wskazując mu drogę, broniąc go przed niebezpieczeństwami. Pochylałeś się nad nim z miłością i opatrywałeś jego rany. Umacniałeś nas, swoich rodaków w wierze, budziłeś nadzieję, uczyłeś jak żyć, jak przekraczać próg nadziej, jak kochać ojczysty dom.
Ojcze Święty, Twoja śmierć odmienia ojczysty dom. Opadają z nas zwykle przywary i ograniczenia. Ujawnia się teraz w nas coś naprawdę głębszego, mądrzejszego, świetlistego. I nie ma w tym nic na pokaz. Tu nie ma żadnej gry. Jest to po prostu prawdziwe, najszlachetniejsze uczucie przywiązania, wdzięczności, bliskości, rodzinności.
Stałeś się naszym domownikiem. My Cię po prostu kochamy i nikt nam tej miłości do Ciebie nie odbierze. Zaczynamy się zmieniać na lepsze. Te dni pokazują, kim możemy być. Pokazują, że tam w środku nas jest wielka moc, wielkie pokłady dobra, które dotąd skrywaliśmy.
„Nie zapominajmy – mówiłeś do nas w Płocku 7 czerwca 1991 r., że pieniądz, bogactwo i różne wygody tego świata przemijają. Osoba ludzka jest ważniejsza niż rzeczy, a dusza jest ważniejsza niż ciało, toteż nigdy i nikomu nie wolno dążyć do dóbr materialnych z pogwałceniem prawa moralnego, z pogwałceniem praw drugiego człowieka. Nie osiągniemy szczęścia ani nawet zwyczajnej stabilizacji nie licząc się z prawem Bożym. Całym sercem zaufajmy Bogu, że Jego przykazania są słuszne; że ich przestrzeganie zabezpiecza człowieka i przynosi mu radość i pokój już tu na ziemi”.
Najdrożsi!
Śmierć Ojca Świętego ukazała niepojęte dla nas, zaskakujące i niemożliwe do przewidzenia drogi Boże. Czy można było przewidzieć, że tak będzie? Miliony ludzi wypełniają w tych dniach kościoły i place. W dłoniach trzymane są różańce, a usta szepcą ukochaną przez Papieża modlitwę. Płoną znicze i lampiony. Łzy ciekną po twarzach. Wzruszenie ogarnia każdego. Sumienia się poruszyły.
Jakżeż wymownie przemówiło świadectwo przemijania Wielkiego i Świętego Polaka! Zjednoczył i zbratał swoim odejściem ludzi tak, jak nie uczynił tego nikt nigdy dotąd w dziejach. To nieprawda, że jeden człowiek niewiele może, że się nie liczy. On był tylko jeden – Ojciec Święty Jan Paweł II, a wstrząsnął światem i ludzkimi sercami.
Jeździł do wszystkich, wyrywał się do ludzi, a dziś świat jedzie do Niego, jedzie z potrzeby serca, z miłości i wdzięczności. Dlaczego tyle ludzi, którzy na co dzień nie przejmowali się Bogiem, po wielu latach jedna się z Nim, przystępuje do spowiedzi, przyjmuje Komunię świętą? Dlaczego te dni nas odmieniły? Na te pytania każdy ma swoją odpowiedź. „Może mam za mało wiary, ale ja płaczę od piątku. Jan Paweł II był taki mój” (Ania 17 lat, uczennica). „Od soboty wyobrażam sobie, jak On się cieszy tam, w niebie i jak bardzo by chciał, żeby dar tych dni nie został zmarnowany” (rencistka). „Dla mnie Ojciec Święty był ojcem, autorytetem, który nigdy nie starał się przymilać, działać koniunkturalnie, mówił to, co myślał, i tak też żył. To autentyczny święty naszych czasów” (Krzysztof). „Papież tak pięknie jednoczy młodość i starość. Wczoraj zadzwonił do mnie wnuk. Zapytał, czy w czymś nie pomóc. Nigdy tego nie robił. To są małe cuda Jana Pawła II” (emerytka). „Dla mnie Jan Paweł II był osobą świętą. Dziś poświęcam Mu swój czas, swoją modlitwę, bo On poświęcił nam całe swoje życie. Wiemy, że dziś jest z nami, tak jak był z nami cały czas. Nigdy nas nie opuścił, więc to jest oczywiste, że będzie i teraz. Ojciec Święty nauczył mnie zaufania i cierpliwości. Mam nadzieję, że będę teraz lepszy” (Marcin, 27 lat).
Przychodzimy prosić, aby pozostał z nami, bo bez Niego świat stanie się już na zawsze inny, pusty. Charakterystyczne znamię tych dni to lęk przed samotnością. Przed tym, że zabraknie kogoś ważnego, kto prowadził w kierunku sensu i sam ten sens swoją postawą i słowami wskazywał. Ludzie widzieli w nim obraz tęsknot za najczystszą miłością, pięknem, prawdą. Odkrywali w sobie pustkę niczym niewypełnioną, albo przestrzeń wypełnioną namiastkami.
W tych dniach tysiące ludzi przemieniło się w nowych, Chrystusowych ludzi. Stawali przed Bogiem i swoimi łzami, żalem dawali wyraz bezradności wobec własnego przemijania cierpienia, siebie samych, uwikłanych bez reszty w sprawy świata. Kto wie, czy bardziej płakali nad Janem Pawłem II, czy nad sobą.
„Odszedłeś.
Już nie ma Ciebie z nami. Już nic do nas nie powiesz,
ale może teraz zaczniemy Cię słuchać. Już nie pobłogosławisz chorych,
ale może teraz przestaniemy myśleć o eutanazji. Już nie weźmiesz żadnego dziecka na ręce,
ale może teraz przestaniemy zabijać nienarodzonych. Już nie pocałujesz ziemi polskiej,
ale może teraz pokochamy Ojczyznę. Już nie porozmawiasz z młodzieżą,
ale może teraz zaczniemy wychowywać po katolicku nasze dzieci. Już nie napiszesz więcej książek,
ale może teraz przestaniemy czytać horoskopy.
Już nie jesteś Głową Kościoła,
ale może teraz zaczniemy być dziećmi Kościoła” (Artur Pietras).
Umiłowani!
O godz. 21.37, w ostatnią sobotę nasz Ojciec Święty powrócił do domu Ojca. „Szukałem Was, a wyście przyszli do mnie. Dziękuję Wam” – powiedział w jednym z ostatnich zdań, gdy dowiedział się o rzeszach młodzieży zgromadzonych na modlitwie na Placu św. Pio- tra. Gdy już nie mógł iść do ludzi, to ludzie z Ewangelią i modlitwą przyszli do Niego tak gromadnie, spontanicznie, i to bez względu na przekonania religijne.
Może w ostatnich chwilach swej ziemskiej wędrówki Papież dokonał więcej, aniżeli podczas ponad 100 pielgrzymkach do różnych zakątków świata. Kiedy był najsłabszy – Jego świadectwo było najmocniejsze. Gdy już nie mógł mówić – w niezwykły sposób ukazał prawdę o godności człowieka i sensie ludzkiego istnienia.
Jan Paweł II pokazał nam, że moment odejścia to nie koniec. To jedynie przejście na drugą stronę życia, piękniejszego i szczęśliwszego. Pokazał, że krzyż, ludzkie cierpienie i przemijanie wtedy są bramą, gdy nadaje im sens krzyż Chrystusa; że tylko bardziej trzeba „być” niż „mieć”; że trzeba od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali. I że trzeba być zawsze wiernym. Do końca. Może ta chwila umiera- nia będzie największym wydarzeniem tego pontyfikatu!
Ojciec Święty jest u Ojca w niebie. Doszedł tam, dokąd pragnął dojść. W kilka chwil po śmierci wadowiczanie na domu rodzinnym napisali „Jesteś już w Domu”. Przez całe swoje życie miał jasno określony cel i zmierzał w jednym kierunku. Tym celem był Chrystus – Odkupiciel człowieka. On już osiągnął ten cel. Tam nas oczekuje. Nie zejdźmy z tej drogi, którą nas prowadził.
Paradoks ludzkiej historii polega na tym że wielkość i świętość Papieża będziemy mogli rozpoznawać mocniej, kiedy nie ma Go wśród nas. Potrzeba nam czasu, byśmy sobie do końca uświadomili, kim był dla nas – dla nas osobiście, dla Polski, dla Kościoła, dla świata – Ojciec Święty Jan Paweł II.
Takiego Człowieka, takiego duchowego Przewodnika, takiego Proroka otrzymaliśmy jako dar na trudne czasy. Współczesnemu światu najbardziej potrzeba dzisiaj, aby odważnie kontynuował Jego świadectwo. On mówi do nas z całym zatroskaniem:
„Proszę:
– abyście od Chrystusa nigdy nie odstąpili
– abyście w Nim uf ność mieli nawet wbrew każdej swojej słabości,
– abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On „wy- zwala człowieka”,
– abyście zachowali wierność Chrystusowi, Krzyżowi, Kościołowi i Jego Pasterzom,
– abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa,
– abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa a wyraziła się przez krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma korzenia, ani sensu. (Kraków, 10.06.1979)
Niech Płock, który tak głęboko wrósł w dzieje Polski, w dzieje Kościoła nadal wzrasta. Niech wnosi do wspólnej naszej Ojczyzny to wielkie dobro, które należy do jego przeszłości i do jego współczesności.
Janie Pawle II, nasz umiłowany Ojcze Święty, zostań z nami, bądź wciąż naszym Przewodnikiem na drogach wiary, nadziei i miłości. Wspieraj Kościół w tym pielgrzymowaniu do celu, który dla Ciebie dobiegł już kresu. Wspomagaj nas z domu Ojca, byśmy nie błądzili, i tak jak Ty dotarli do tego domu przygotowanego przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.
Niech Miłosierny Bóg przyjmie Cię z radością w swoje ramiona, a Matka Chrystusowa usłyszy od Ciebie Słowa „Totus Tuus – Cały Twój Maryjo”.
Amen.