Przyszliśmy dziś oddać cześć Matce Bożej Szkaplerznej i prosić Ją o wstawiennictwo u swego Syna w tylu zwykłych i wielkich sprawach. W tym roku mija 400-lecie ufundowania tutejszego kościoła i klasztoru przez Annę i Łukasza Rudzowskich, właścicieli Obór. Co roku tysiące pielgrzymów zwłaszcza z ziemi dobrzyńskiej przybywa do tego spokojnego i malowniczego zakątka, by uciekać się pod opiekę Maryi i prosić Ją o pomoc w rozwiązywaniu trudnych problemów codzienności.
1. Wdzięczność Oborskiej Matce Boleści
Pozdrawiamy Cię, Oborska Matko Boleści, i dziękujemy:
że to miejsce wybrałaś,
że jesteś nam niezawodną pomocą i obroną,
że wstawiasz się za nami u swego Syna,
że nie opuszczasz nikogo, kto się do Ciebie ucieka,
że tak dobrze rozumiesz nasze ludzkie drogi,
że uczysz nas kochać swego Syna.
„Tobie, Maryjo, niech będzie chwała, Boś nam święty szkaplerz dała
By nas bronił, od zła chronił. Szczere Ci niesiemy dzięki
Za ten dar z twej hojnej ręki
Niech Twój szkaplerz nasz strzeże Niech Twój lud umacnia w wierze Niech nam zawsze i wszędzie Kluczem on do nieba będzie
Tu nas Maryjo wspieraj i bądź z nami
Byśmy z Jezusem w wieczności razem przebywali”.
Mamy świadomość, że to miejsce, w którym jesteśmy, jest szczególne. W Nim bowiem Bóg przez wstawiennictwo swej Matki dotyka swoją miłością i miłosierdziem człowieka i pozwala mu doświadczyć Jego przemieniającej obecności na drodze wiary. Żyjąc w szaleńczym rytmie współczesności potrzebujemy takich, oddalonych od zgiełku i wrzawy codzienności, spokojnych przystani dla duszy, by odnaleźć siebie samego i sens swego życia. Bardzo zwyczajnie mówią o tym słowa religijnej piosenki:
„Nikt dziś nie ma czasu każdy goni szczęście
Na później zostawia to co najważniejsze
Zatrzymaj się na chwilę
i pomyśl po co żyjesz”.
Sanktuarium oborskie to szkoła Maryi. Uczmy się w nim od swej Matki, jak być dziećmi Jej Syna, jak być na Jej wzór tabernakulum, w którym Chrystus żyje i zaspokaja głody współczesnego człowieka.
2. Początki szkaplerza
Dzisiejsza uroczystość Matki Bożej z Góry Karmel, zwana też świętem Matki Bożej Szkaplerznej związana jest z objawieniem się Matki Bożej Szymonowi Stockowi, generałowi zakonu karmelitów, w 1251 r. W nocy z 15 na 16 lipca 1251 r. ujrzał on Maryję z Dzieciątkiem Jezus na rękach w otoczeniu aniołów, ubraną w szaty karmelitańskie. Podała mu szkaplerz i powiedziała: „Przyjmij najmilszy synu szkaplerz twego zakonu, jako znak mocy braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania”. To wydarzenie rozpoczęło w Kościele, w zakonie karmelitów wielką tradycję szkaplerza. Zakon ten wydał wielkich mistyków jak św. Jana od Krzyża, św. Teresę od Dzieciątka Jezus (jej relikwie były wczoraj i przedwczoraj obecne w Oborach), czy też świętą naszych czasów Edytę Stein, męczenniczkę Oświęcimia.
Szkaplerz bardzo szybko rozpowszechnił się w średniowiecznej Europie i jest dobrze znany także dziś. W przeszłości nosili go liczni władcy europejscy. W Polsce niemal wszyscy królowie – począwszy od św. Jadwigi i Władysława Jagiełły, którzy sprowadzili karmelitów do Polski w 1396 r. i zostali pierwszymi członkami bractwa. Po nich ten szczególny dar Maryi nosiły inne znane i zasłużone postacie. Jest wśród nich król Zygmunt III ze swym dworem i Jan III Sobieski, który w szkaplerze zaopatrzył husarzy ruszających pod Wiedeń. Jest też Mikołaj Zebrzydowski, wojewoda krakowski, który zasłynął z ufundowania Kalwarii noszącej dziś jego imię.
Z czasem nabożeństwo do Matki Bożej Szkaplerznej stało się tak powszechne, że powstało nawet przysłowie „Szkaplerz noś, na różańcu proś”. Jan Matejko malując obraz pt. „Rejtan”, zawiesił szkaplerz na szyi posła sprzeciwiającego się rozbiorom, gdyż inaczej nie mógł sobie wyobrazić prawdziwego Polaka i obrońcy Ojczyzny.
Objawienia w Lourdes i Fatimie łączą się ze szkaplerzem. W Lourdes Maryja po raz ostatni ukazała się 16 lipca 1858 r. – w święto Matki Bożej Szkaplerznej. W Fatimie 13 października 1917 r. ukazała się trojgu portugalskim pastuszkom w habicie karmelitańskim jako Matka Boża z Góry Karmel. Siedzące na kolanach Maryi Dzieciątko Jezus trzymało w ręce szkaplerz. Zapytana po wielu latach s. Łucja (zmarła 15 lutego 2005 r.) o przyczynę pojawienia się Maryi ze szkaplerzem odpowiedziała, że pragnieniem Matki Bożej jest, abyśmy wszyscy nosili ten znak wiary.
Wielkimi orędownikami pobożności szkaplerznej byli kolejni papieże ubiegłego wieku: Pius XI, Pius XII, bł. Jan XXIII, Paweł VI, Sługa Boży Jan Paweł II, który wielokrotnie podkreślał, że od naj- młodszych lat pozostawał pod płaszczem Maryi, nosząc przyjęty w dzieciństwie szkaplerz.
3. Czym jest szkaplerz
W liście do ojców karmelitów z okazji jubileuszu 750-lecia szkaplerza, obchodzonego w roku 2001 Jan Paweł II pisał: „Znak szkaplerza przywołuje zatem dwie prawdy: jedna z nich mówi o ustawicznej opiece Najświętszej Maryi Panny i to nie tylko na drodze życia, ale także w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały; druga to świadomość, że nabożeństwo do Niej nie może ograniczać się tylko do modlitw i hołdów składanych Jej przy określonych okazjach, ale powinna nadawać stały kierunek chrześcijańskiemu postępowaniu, opartemu na modlitwie i życiu wewnętrznym poprzez częste przystępowanie do sakramentów św. i konkretne uczynki miłosierne co do ciała i co do duszy. Ja również od bardzo długiego czasu noszę na sercu szkaplerz karmelitański. Z miłością do wspólnej Matki nie-bieskiej, której opieki doznaję ustawicznie, życzę aby wszyscy zakonnicy i zakonnice Karmelu oraz pobożni wierni, którzy Ją czczą z synowskim oddaniem, wzrośli w miłości do Niej i by umocnili w świecie Jej obecność”.
Szkaplerz nie przynosi w sposób automatyczny zbawienia, nie zwalnia od wysiłku w walce ze złem w sobie i wokół siebie. Skuteczność tego znaku zależy zawsze od wewnętrznej dyspozycji konkretnego człowieka, od jego żywej wiary, od gorliwości w pracy nad sobą oraz od praktykowania miłości względem bliźnich. Chodzi więc o mężne wyznawanie Chrystusa w swym życiu, kierowanie się Ewangelią w swych decyzjach, w swym myśleniu i działaniu.
4. Cienie polskiej pobożności maryjnej
Charakteryzując religijność Polaków można bez trudu stwierdzić, że są oni narodem maryjnym, oddającym szczególną cześć Matce Bożej. W naszej tysiącletniej historii mamy wiele wydarzeń potwierdzających tę głęboką więź z Maryją. Jednak obserwacja codziennych postaw Polaków budzi poważne wątpliwości o jakość tej czci do Najświętszej Maryi Panny.
Dlaczego nasza pobożność maryjna nie przekłada się na nasze szare, powszednie dni, w których my sami, nasze rodziny, środowiska pracy i odpoczynku, nasze kontakty z innymi nie świadczą,
– że Bóg jest dla nas rozkoszą serca, weselem ducha?
– że czynimy to co się Jemu podoba?
– że nasz sposób bycia jest żywą Ewangelią przez nas pisaną słowem i czynem?
– że nie ma dla nas nikogo i niczego ważniejszego od Boga naszego Stwórcy i Ojca?
– że stykając się z nami inni nabierają ochotę uwierzyć w Boga i zdać się z ufnością na Niego?
Nasz Nauczyciel Jezus Chrystus stanowczo stwierdza, „wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata (…) Niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwali Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 13-14,16). Przez chrzest święty i bierzmowanie staliśmy się świadkami Jezusa. Dlaczego więc słuchamy, popieramy, przyklaskujemy tym wszystkim, którzy nie tylko, że pozostają obojętni wobec Boga i Kościoła, to jeszcze są agresywni i pałają do Niego nienawiścią? Dlaczego przeciw takim postawom nie protestujemy i postępowanie takie akceptujemy?
Nie wolno nam milczeć. Mamy – jako ludzie wierzący – obowiązek bronić wiary i obecności Boga w świecie, w którym żyjemy. Jeśli w sondażach dotyczących wyborów na najwyższy urząd w państwie tylko 1% przywiązuje wagę do tego czy kandydat jest człowiekiem wierzącym, i to w społeczeństwie, które w ponad 90% przyznaje się do wiary katolickiej i Kościoła, to pytam: kim jest dla nas naprawdę Bóg, skoro nie liczymy się z Nim w naszych ocenach, myśleniu, dokonywanych wyborach, postępowaniu?
Jeśli tacy jesteśmy, to Chrystus i Jego Matka są dla nas tylko chwilowa przygodą, jakąś miłą otoczką dla naszej codzienności, a nie jedynym sensem naszej egzystencji! Istnieje w nas jakiś lęk, by Chrystusa zaprosić na serio w całe nasze jestestwo, by całkowicie i bez ogra- niczeń otworzyć się na Niego. Wydaje się nam, że zawierzając Mu bez reszty, do końca, możemy być czegoś pozbawieni i ograniczeni. Jest to nieprawda. „Kto pozwala wejść Chrystusowi, nie traci niczego, niczego – absolutnie niczego z tych rzeczy, dzięki którym życie jest wolne, piękne i wielkie. Nie! – tylko dzięki tej przyjaźni otwierają się na oścież bramy życia. Tylko dzięki tej przyjaźni wyzwala się naprawdę wielki potencjał człowieczeństwa. Tylko dzięki tej przyjaźni doświadczamy tego, co jest piękne, i tego, co wyzwala” (Benedykt XVI, homilia podczas Mszy św. z okazji inauguracji pontyfikatu).
Nie obawiajcie się Umiłowani Siostry i Bracia! Jezus „niczego nie odbiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Otwórzcie się [na Chrystusa] – a znajdziecie prawdziwe życie” (Benedykt XVI, homilia podczas Mszy św. z okazji inauguracji pontyfikatu). Ten, kto wierzy nigdy nie jest sam. Nie jest sam ani za życia, ani w chwili śmierci. Jest z nim Chrystus Droga, Prawda i Życie.
5. Kto należy do rodziny Jezusa
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus uczy nas, kto należy do jego rodziny. Gdy któregoś dnia, otoczony rzeszą ludzi nauczał, otrzymał wiadomość, że Jego Matka i bracia są na dworze i chcą z Nim mówić. Jezus nie przerywa nauki. Nie spieszy, by się z nimi spotkać, ale spoglądając na siedzących obok siebie ludzi, wygłasza nieoczekiwanie jedno z najbardziej ujmujących zdań Ewangelii: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 34-35).
W tej wypowiedzi Jezus nie jest przeciw swej Matce i swoim krewnym. W jego słowach zawarta jest nauka „dla”: dla jego uczniów, dla jego rodziny, która czekała na dworze, dla tłumu, który Go słuchał, dla wszystkich, którzy są Kościołem, dla nas tu zgromadzonych. Jezus ogłasza, że w krąg Jego najbliżej rodziny, w grono Jego przyjaciół, tak Mu drogich, jak matka, bracia czy siostry, wchodzi się nie poprzez cielesne związki krwi, stopnie pokrewieństwa czy powinowactwa, ale przez pełnienie woli Jego Ojca. Przecież synowska postawa Jezusa wobec Swego Ojca wyraża się najdobitniej w pełnieniu Jego woli. To było dla niego sprawą nadrzędną. „Moim pokarmem – mówił Jezus – jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał (J 4, 34).
„Zstąpiłem z nieba nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał” (J 6, 38). Kto więc Boga bierze poważnie, kto Go słucha, kto wiernie wypełnia Jego przykazania, ten przez to samo i Jezusowi jest bliski, ten przez to samo wchodzi w krąg Jego duchowej rodziny, ten jest Mu matką, siostrą i bratem.
Do Maryi, która jest niedoścignionym przykładem zaufania Bogu i wierności Jego Słowu wołajmy z pokorą: Tyś obrała to ustronie w Oborach dla siebie, abyś stąd tym obficiej zlewała zdroje łask i błogosławieństwo na biedne Twe dzieci. Nie odwracałaś nigdy, Maryjo, łaskawego ani bolesnego ani bolesnego Twego oblicza, od tych, co z uf nością i wiarą przychodzili wzywać Twej pomocy. I my, Matko Bolesna, ufając nieprzebranej dobroci Twojej mamy nadzieję, że nas nie odrzucisz od siebie, ale wysłuchasz prośby i modlitwy nasze, pocieszysz w smutku i cierpieniach naszych. Bądź nam zawsze Matką. Oddajemy Ci się z duszą i ciałem na wieki.
Amen.