1. W tej Hostii jest Bóg żywy
Kongres Eucharystyczny diecezji zamojsko-lubaczowskiej osiąga dzisiaj, w sanktuarium maryjnym w Krasnobrodzie swój moment szczytowy. Wokół ołtarza jednoczy się duchowo cały Kościół diecezjalny wraz ze swoimi pasterzami. Pragnie on wobec wszystkich żyjących na tej ziemi, ziemi doświadczonej męką i cierpieniem pokoleń oraz szlachetnym świadectwem miłości do Boga, Kościoła i Ojczyzny, złożyć w tym miejscu uroczyste wyznanie wiary, że „w tej Hostii jest Bóg żywy, choć zakryty lecz prawdziwy” i z całą mocą wyśpiewać hymn dziękczynienia za ten niewysłowiony dar Bożej miłości.
Chrystus nie pozostał z nami w nagrodę za nasze nieskalane i święte życie. On, jak nikt, dobrze zna nasze słabości i grzechy. Pozostał z nami po to, aby być siłą w naszych słabościach; aby sycić głód naszych, spragnionych Boga serc; aby dobro, które jest w nas, pomnażać w wielkie dobro, którym będzie można obdzielać naszych bliźnich.
Eucharystia to serce Kościoła. Z niej czerpie on duchowe energie do pełnienia swej misji nauczania, uświęcania i prowadzenia ludzi do Boga. Eucharystia daje Kościołowi siłę wzrostu, ona go jednoczy. Kościół otrzymał ją od Chrystusa jako największy, najwspanialszy dar. Nie ma nic ponad Niego cenniejszego. W tym darze jest sam Chrystus – rzeczywiście i prawdziwie obecny. Rok Eucharystii, który przeżywamy, ma na celu przede wszystkim pomóc odkryć Eucharystię jako największy skarb naszej wiary i centrum życia chrześcijańskiego.
2. W drodze do Emaus spotykają się uczniowie z nieznajomym podróżnym
Ewangelia dzisiejsza przenosi nas na drogę z Jerozolimy do Emaus. Widzimy na niej Chrystusa zmartwychwstałego, który przyłącza się do dwóch wędrowców. Działo się to w pierwszy dzień tygodnia, w Wielką Niedzielę. Dwaj uczniowie wybrali się w drogę do wsi Emaus. Przerażeni tym, co zdarzyło się w mieście, w obawie przez Żydami, szukali schronienia w pobliskim Emaus, oddalonym 11 km od Jerozolimy. Podobnie i inni przyjaciele Jezusa poukrywali się, gdyż bali się tych, którzy ukrzyżowali im Mistrza. I oto ci dwaj uciekinierzy z miasta przeżywają w czasie wędrówki wielką przygodę. Przyłącza się do nich nieznajomy podróżny. Nie wyglądał na podejrzanego, dlatego wdali się z nim szybko w rozmowę. Tematu nie trzeba było szukać. Cała Jerozolima mówiła o jednym: o tragicznej śmierci Jezusa z Nazaretu. Podróżni zatem podjęli bolesny dla nich temat. Wyrazili przy tym swoje niezrozumienie tej sprawy. Nie mogli pojąć, dlaczego Jezus tak tragicznie zginął? Przecież jako Mesjasz miał zjednoczyć naród i zrzucić jarzmo niewoli rzymskiej: „A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela” (Łk 24,21). Być może liczyli na dobre stanowiska przy Nim, gdy On obejmie rządy, ogłosi się królem i wyzwoli Palestynę spod okupacji rzymskiej. Ale oto stało się inaczej. Jezus w ich oczach przegrał życiową batalię. Wprawdzie wspomnieli w czasie rozmowy z nieznajomym, że niektórzy zaczęli mówić, że On zmartwychwstał, że żyje, ale nie mieli na ten temat więcej danych.
I oto nieznajomy towarzysz podróży włączył się do rozmowy. Postawił wyraźny zarzut: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał cierpieć, aby wejść do swojej chwały? I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24, 25-27). Spodobał się ten wykład podróżnym i gdy już zbliżali się do wioski, zauważyli, że On chciał pójść dalej, chcieli więc Go zatrzymać: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (Łk 24,29). Dał się namówić. Został. Usiedli do stołu. I tu dopiero dał się poznać po „łamaniu chleba”, i zniknął im sprzed oczu. Piękna przygoda się skończyła. Dwaj wędrowcy zmienili plan na najbliższe godziny. Nie pozostali w wiosce. Nie uciekali dalej. Nabrali nagle odwagi i wewnętrznej mocy. Spotkanie z Chrystusem przemieniło ich wewnętrznie. W tej samej godzinie powrócili do Jerozolimy. Tam spotkali Jedenastu. Wszyscy już wiedzieli, że Pan zmartwychwstał, gdyż wielu Go już widziało. „Oni również opowiedzieli, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba” (Łk 24,35).
3. Chrystus Zmartwychwstały jest w Eucharystii żywy i prawdziwy
Radosna nowina o zjawieniu się w drodze do Emaus Chrystusa zmartwychwstałego posiada głęboką wymowę dla naszego życia. Najlepszą sytuacją, w której rozpoznajemy żyjącego wśród nas Chrystusa zmartwychwstałego, jest Eucharystia. Uczniowie idący do Emaus rozpoznali Chrystusa w gospodzie przy łamaniu chleba. Historia zjawienia się Chrystusa dwom uczniom na drodze do Emaus może być uznana jako prototyp Eucharystii. Można powiedzieć, że była to celebracja Mszy św. Najpierw była liturgia słowa. Chrystus wyjaśniał towarzyszom podróży Pisma. Objaśniał historię zbawienia. Czynimy to i my w pierwszej części Mszy św., w liturgii słowa. Potem Chrystus w gospodzie wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. I przy łamaniu chleba został rozpoznany. W czasie obecnej Eucharystii kapłan też weźmie do rąk chleb. W imieniu Chrystusa będzie go łamał i potem poda go wiernym do spożycia. W tym łamaniu chleba też Go tutaj rozpoznamy.
W trakcie liturgii słowa Bóg koryguje nasze myślenie, nasze poglądy i oceny. W pouczeniu, udzielonym wędrowcom do Emaus, Chrystusa przypomniał, że nie przyszedł do nas, by dać nam wolność polityczną, ale moralną. Chrystus nie wyzwala nas od złych ludzi, od ziemskich nieprzyjaciół, chociaż mógłby to czynić. Chrystus uwalnia przede wszystkim z niewoli szatana, z niewoli moralnej, z niewoli grzechu. Chrystus nie uwalnia także od śmierci biologicznej na tym świecie, ale uwalnia nas od śmierci wiecznej.
Z Jezusowej nauki z drogi do Emaus wynika także, że Chrystus nie przyszedł uwolnić nas od cierpienia. Sam zresztą podjął cierpienie. Jednakże wyraźnie powiedział i potwierdził to na sobie, że przez cier- pienie idzie się do chwały. „Czyż Mesjasz nie miał cierpieć aby wejść do swojej chwały?” (Łk 24,26). Dlatego chcę wam przypomnieć, Siostry i Bracia, że wasze cierpienie, wasz trud nie jest bezsensowny. Droga cierpienia, droga codziennego krzyża jest waszą drogą do zwycięstwa, do chwały. Bądźmy cierpliwi. Wytrwajmy pod krzyżem, a dojdziemy do chwały.
4. Zagrożenie rodziny
„Pozostań Panie w naszych rodzinach”. Pod tym hasłem przeżywamy Kongres Eucharystyczny w Kościele w Polsce i diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Rodzina, podstawowa komórka życia społecznego, naturalne i pierwsze środowisko życia i miłości, jest zagrożona w swych fundamentalnych podstawach. Ateistyczne, liberalne, wpływowe i opiniotwórcze środowiska, a zwłaszcza media, ignorują i odrzucają chrześcijańską wizję małżeństwa i rodziny, aprobują małżeństwa partnerskie (to jest związki osób tej samej płci), dopuszczają bez ograniczeń aborcję, pomniejszają rolę rodziców w wychowaniu dzieci, opowiadają się za nieodpowiedzialną edukacją seksualną w szkołach i swobodą obyczajową. Sprowadzają miłość do uczucia bez odpowiedzialności i zobowiązań, proponują środki antykoncepcyjne, popierają rozwody i konkubinaty.
Świat, w którym żyjemy, rozbraja się duchowo, poddaje się zagrożeniom, a to prowadzi do upadku cywilizacji. Nie potrzeba nam kolejnych wojen światowych: ludzie zniszczą ten świat i doprowadzą go do kataklizmu, jeśli zrezygnują z obrony podstawowych ludzkich i chrześcijańskich wartości, jeśli wyprą się Boga i odrzucą Jego prawa.
Bóg buduje swoje Królestwo na ziemi poprzez nas – swoich uczniów i wyznawców. „Wy jesteście solą ziemi… Wy jesteście światłem świata” (Mt 5, 13-14). A jeśli wierzący w Chrystusa zwietrzeją?
Jeśli oni zawiodą? Jeśli oni nie obronią tych podstawowych wartości, to kto ma to uczynić? Na kim ciąży obowiązek ewangelizacji tego świata? Nikt nas, chrześcijan, w tej misji nie zastąpi!
W 2030 r. ludność Polski będzie liczyła nieco ponad 35,5 mln osób, to jest o 2,5 mln mniej niż obecnie. Takie prognozy podaje Główny Urząd Statystyczny. Pod tymi liczbami kryją się dziesiątki problemów społecznych, ekonomicznych i politycznych, których już teraz doświadczamy. Zachwiana zostaje przyszłość narodu. W naszych czasach podejmuje się różne działania by osłabić i zniszczyć rodzinę – podstawowe, niezastąpione środowisko życia i miłości.
Oto list czytelniczki do Naszego Dziennika: „Ostatnie wydarzenia w naszej Ojczyźnie dotyczące działań pewnych osób w zakresie zmiany prawa i reorientacji ludzkich przekonań budzą wiele kontrowersji, a przede wszystkim nasuwają pytania: co się dzieje z człowiekiem, że tak łatwo godzi się na utratę ludzkiej godności? Co się dzieje z nami, że nie potrafimy przeciwdziałać złu, które, niestety, w oparciu o prawo demokratyczne coraz więcej miejsca zajmuje w naszej społeczności?
Oczywiście jest tu mowa o postawach ludzi o odmiennej orientacji seksualnej i ich zwolennikach. Przykre, że w Polsce, gdzie większość społeczeństwa stanowią ludzie ochrzczeni – katolicy, tak bardzo głośni i słyszalni są ci, którzy popierają homoseksualizm jako normalny przejaw ludzkiej natury i domagają się prawa do publicznego ujawniania swoich dewiacyjnych postaw. Ci ludzie czynią wszystko, aby podeptać godność człowieka, aby zatrzeć różnice między dobrem a złem. Jest to zatrważające, tym bardziej, że zwolennicy dewiacji dążą do tego, aby swoją działalność szerzyć wśród ludności wiejskiej.
Najwyższy czas, aby przeciwstawić się szerzeniu tego rodzaju zła. Chodzi to bowiem o ogromne zagrożenie dla dzieci i młodzieży. Oni przecież obserwują otaczającą rzeczywistość i oczywiście nie są jeszcze w stanie oprzeć się tym naciskom, a to wpływa na ich młodą, niedoświadczoną osobowość. W takiej sytuacji ogromną rolę do spełnienia mają rodzice, szkoła i Kościół, które muszą mieć pełną świadomość tego zagrożenia. Członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców oddział we Wrocławiu występują z apelem do odpowiedzialnych za wychowanie młodego pokolenia, aby głośno i z odwagą potępiali niemoralne poglądy szerzące się w naszym kraju. Popieramy decyzję prezydenta Warszawy, który nie zezwolił na „paradę równości”. Potrzeba więcej takich mądrych i odważnych Polaków. Nie możemy godzić się na wyśmiewanie wartości, religii katolickiej, preferowanie wszelkich zboczeń i dewiacji. Jesteśmy wszyscy odpowiedzialni za wychowanie młodego pokolenia Polaków, nie możemy godzić się na to, aby obce chrześcijańskim wartościom poglądy bezkrytycznie serwowano naszemu Narodowi. Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców oddział we Wrocławiu mówi dość fałszywej ideologii szerzącej dewiacje, patologie, wynaturzenia, a co za tym idzie – niszczącej godność człowieka. (Janina, Wrocław)”. (Nasz Dziennik, 1.07.2005 r., s. 15).
Ojciec Święty Benedykt XVI w niedawno wygłoszonym przemówieniu w bazylice św. Jana na Lateranie mówił: „Dzisiejsze rozmaite formy rozkładu małżeństwa, jak wolne związki i małżeństwa na próbę, aż po pseudomałżeństwa osób tej samej płci, są wyrazem anarchicznej wolności, która przedstawia je jako wyzwolenie człowieka. Deprecjacja ludzkiej miłości i zdławienie autentycznej zdolności do miłości okazują się w naszych czasach najstosowniejszą i najskuteczniejszą bronią służącą wypędzaniu Boga z człowieka, odsuwaniu Boga z pola widzenia i serca człowieka” (Niedziela, 19.06.2005 r., s. 4).
5. Dać życie, by inni mogli żyć – to miłość
Niemodna jest dzisiaj miłość oparta na wierności i ofierze. Dziś miłość to uczucie. „Była… odeszła… nie trafiłam na miłość”. „Będę z nią (z nim) jeżeli… pod warunkiem…” Jest to transakcja warunkowa, układ handlowy, który zawsze można zerwać.
Co to jest miłość? Chrystus na krzyżu pokazał nam co to jest miłość i pokazuje po dziś dzień w Kościele: Dać życie, aby inni mogli żyć. Rodzina bez miłości ofiarnej i wiernej, bez zgody na krzyż i samozaparcie rozpadnie się. Nie da się z kimś żyć bezboleśnie latami. W rodzinę wpisany jest krzyż. A nasz konsumpcjonizm proponuje: „nie odpowiada ci? – oddal; jest nieużyteczny? – wyrzuć go!”.
Pewnego dnia Stanisław trafił do szpitala. Po operacji nie odzyskał już przytomności. Żona przez 3 miesiące przychodziła dzień w dzień do szpitala. Dyżurny lekarz powiedział jej kiedyś: „niech pani oszczędzi sobie sił. Ma pani dzieci i życie przed sobą. I tak mu pani nic nie pomoże”. A ona z uporem przychodziła, by posiedzieć przy mężu. Bo wierność – to nie gra uczuć – ale decyzja woli. Czy w tańcu weselnym, czy przy szpitalnym łóżku – jestem, bo mu obiecałam. Jestem – bo powiedziałam. Jestem – bo przysięgałam. Być przy człowieku, trwać przy danym słowie, być wiernym przyjętym zasadom – to trudne. Im bliżej jesteśmy Boga, tym bardziej możemy być wierni ludziom. Bliskość Boga przybliża nas do człowieka.
Drugim elementem niszczącym rodzinny dom jest podrywanie autorytetu rodziców. W przeciętnym polskim filmie podejmującym pro- blematykę młodych ludzi ukazuje się znerwicowanych rodziców, nieprzygotowanych do pracy nauczycieli i zdziwaczałego księdza. To sugeruje młodemu widzowi, że jego rodzice i wychowawcy nie spełniają swoich obowiązków, po prostu są „nawiedzeni i głupi”! Żeby otumanić dzieci trzeba spacyfikować rodziców. „Rodzice są źli – wy zaś młodzi, jesteście wspaniali!” Tak oto rodzi się kult młodych. Rodzice, ludzie starsi to towar uboczny, starszych się dzisiaj nie słucha, choć oni mają tyle doświadczenia i mądrości. A dom bez mądrości, bez doświadczenia to dom bez autorytetu.
We współczesnej rodzinie każdy ma swoje prawa, przy pomocy których walczy z innymi. Są prawa kobiet – przeciwko mężczyznom, są prawa dziecka – przeciw rodzicom i tylko nikt nie ma obowiązków. A przecież, gdyby były wypełniane obowiązki rodziców wobec dzieci, to nie trzeba by było stanowić praw dziecka. Prawa i obowiązki to dopiero całość i to dopiero formuje, wychowuje. Prawa i obowiązki sprawiają, że dziecko wie, że jest dzieckiem, a rodzice – że są rodzicami. Inaczej dom jest tylko schroniskiem. A w schronisku ludzie nie rosną. Tam się ludzi nie kształtuje. Daje się im tylko schronienie. Rodzina współczesna – postępowa ma być schronieniem. „Dajcie im jedzenie, spanie. My wam dzieci wychowamy!” Kto je wychowa i na kogo – już dobrze widzimy i na własnej skórze doświadczamy jako rodzice, nauczyciele, katecheci, kapłani.
Współczesny dom jest słaby. Mężczyźni wycofali się ze swoich pozycji głów rodziny – wystarcza im puszka piwa, przyjemna rozrywka, głośno grający telewizor, wędkowanie, kibicowanie na meczach, gra w karty, hazard. Jak przy słabym ojcu może mężnieć i słaby syn? Jak w klimacie zachwianych relacji małżeńskich swoich rodziców może dojrzewać dziecko?
Takie rodziny dziś wychowują dzieci, które później niezdolne są do założenia rodziny. Nie bez znaczenia dla rozpadu klimatu domu rodzinnego jest moda na bezdzietność. Rodzina z trójką czy czwórką, a nawet dwójką dzieci jest obecnie zacofana. Bezdzietna – jest symbolem współczesności. Wystarczy jej piesek, kotek. Na stworzenia przelewa się miłość. Do tego dochodzi częsta zmiana partnerów. Rodziców już nie ma, zostali „zmienni” partnerzy. Tylko do kogo należą dzieci? Ratujmy rodzinę, póki czas!
Uczniowie z Emaus przy stole nie tylko poznali Chrystusa, ale zapałali ku Niemu ponownie miłością. Tylko tym można wytłumaczyć ich odezwanie się do Jezusa: „Panie, zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Tylko człowiek nakarmiony Bogiem, ściśle z Nim zjednoczony, niczego więcej nie pragnie, jak tylko Boga. To zjednoczenie prowadzi nie tylko do tego, że człowiek żyje Bogiem, ale jeszcze pragnie swoją radością dzielić się z innymi. Tak też stało się tymi uczniami. Zaczęli nowy etap swojego życia. Jak mówi Ewangelia, „w tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy”. Po co tam wrócili? Po to, aby dzielić się swoją radością z innymi, aby opowiadać wszystkim wokoło, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.
6. Siła i moc w Komunii świętej
Posilanie się Jezusem w Komunii świętej jest twórcze i zbawienne. To jedyne lekarstwo na wszelką ludzką znieczulicę, na melancholię, zawody i smutek. Jezus jest prawdziwą radością człowieka. Bez Niego nie można sobie wyobrazić życia. Jemu i tylko Jemu zawdzięczamy, że świeci nad nami słońce, słońce życia, że jest nam z Nim dobrze.
Święta Siostra Faustyna, apostołka Bożego miłosierdzia, związana z Płockiem przez pierwsze objawienie Chrystusa Miłosiernego wy- znaje w Dzienniczku: „Widzę się taka słaba, że gdyby nie Komunia święta, upadałabym ustawicznie, jedno mnie tylko trzyma, to jest Komunia święta, z niej czerpię siłę, w niej moja moc. Jezus utajony w Hostii jest mi wszystkim. Z tabernakulum czerpię siłę, moc, odwagę, światło; tu w chwilach udręki słucham ukojenia. Nie umiałabym oddać chwały Bogu, gdybym nie miała w sercu Eucharystii” (1037).
„Wszystko, co we mnie dobrego jest, sprawiła to Komunia święta, jej wszystko zawdzięczam. Czuję że ten święty ogień przemienił mnie całkowicie. O, jak się cieszę, że jestem mieszkaniem dla Ciebie, Panie; serce moje jest świątynią, w której ustawicznie przebywam” (1392).
Amen.