Eucharystia sercem Kościoła - homilia z Kongresu Eucharystycznego diecezji zamojsko-lubaczowskiej - Krasnobród - 3.08.2005

Wasza Ekscelencjo, Najdostojniejszy Pasterzu Kościoła zamojsko- lubaczowskiego, Ekscelencjo, Księże Biskupie Pomocniczy, Umiłowani bracia w kapłaństwie  i seminarzyści, Czcigodne siostry zakonne, Najdrożsi:  pielgrzymi, parafianie  krasnobrodzcy, Siostry i Bracia przybyli do swej Matki!

1. W tej Hostii jest Bóg żywy

Kongres  Eucharystyczny diecezji zamojsko-lubaczowskiej osiąga dzisiaj, w sanktuarium maryjnym w Krasnobrodzie swój moment szczytowy. Wokół  ołtarza  jednoczy się duchowo  cały Kościół  diecezjalny wraz ze swoimi pasterzami.  Pragnie on wobec wszystkich żyjących na tej ziemi, ziemi doświadczonej  męką i cierpieniem pokoleń oraz szlachetnym świadectwem miłości do Boga, Kościoła i Ojczyzny, złożyć w tym miejscu uroczyste wyznanie wiary, że „w tej Hostii jest Bóg żywy, choć zakryty  lecz prawdziwy”  i z całą mocą  wyśpiewać hymn dziękczynienia za ten niewysłowiony dar Bożej miłości.

Chrystus   nie  pozostał   z  nami  w  nagrodę   za  nasze  nieskalane i święte życie. On, jak nikt, dobrze zna nasze słabości i grzechy. Pozostał z nami po to, aby być siłą w naszych słabościach; aby sycić głód naszych, spragnionych Boga serc; aby dobro,  które jest w nas, pomnażać w wielkie dobro,  którym  będzie można obdzielać naszych bliźnich.

Eucharystia to serce Kościoła.  Z niej czerpie on duchowe energie do pełnienia swej misji nauczania, uświęcania i prowadzenia ludzi do Boga. Eucharystia daje Kościołowi siłę wzrostu, ona go jednoczy. Kościół  otrzymał  ją od  Chrystusa  jako  największy,  najwspanialszy dar. Nie ma nic ponad Niego cenniejszego. W tym darze jest sam Chrystus – rzeczywiście i prawdziwie obecny. Rok  Eucharystii,  który przeżywamy, ma na celu przede wszystkim pomóc odkryć Eucharystię jako największy skarb naszej wiary i centrum życia chrześcijańskiego.

2. W drodze do Emaus  spotykają się uczniowie z nieznajomym podróżnym

Ewangelia dzisiejsza przenosi nas na drogę z  Jerozolimy do Emaus.  Widzimy na niej Chrystusa  zmartwychwstałego, który  przyłącza się do dwóch wędrowców. Działo się to w pierwszy dzień tygodnia, w Wielką Niedzielę. Dwaj uczniowie wybrali się w drogę do wsi Emaus. Przerażeni tym, co zdarzyło się w mieście, w obawie przez Żydami, szukali schronienia  w pobliskim Emaus, oddalonym 11 km od Jerozolimy.  Podobnie i inni przyjaciele Jezusa  poukrywali  się, gdyż bali się tych, którzy ukrzyżowali im Mistrza.  I oto ci dwaj uciekinierzy z miasta przeżywają w czasie wędrówki wielką przygodę. Przyłącza się do nich nieznajomy podróżny. Nie wyglądał na podejrzanego, dlatego  wdali się z nim szybko w rozmowę.  Tematu  nie trzeba  było szukać. Cała Jerozolima  mówiła o jednym: o tragicznej śmierci Jezusa z Nazaretu. Podróżni  zatem podjęli bolesny dla nich temat. Wyrazili przy tym swoje niezrozumienie  tej sprawy. Nie mogli pojąć, dlaczego Jezus tak tragicznie zginął? Przecież jako Mesjasz miał zjednoczyć naród  i zrzucić jarzmo niewoli rzymskiej: „A myśmy się spodziewali,  że właśnie On miał wyzwolić Izraela”  (Łk 24,21). Być może liczyli na dobre  stanowiska  przy Nim, gdy On obejmie rządy, ogłosi się królem  i wyzwoli Palestynę  spod  okupacji  rzymskiej. Ale oto stało się inaczej. Jezus w ich oczach przegrał życiową batalię. Wprawdzie wspomnieli w czasie rozmowy z nieznajomym,  że niektórzy zaczęli mówić, że On zmartwychwstał, że żyje, ale nie mieli na ten temat więcej danych.

I oto nieznajomy towarzysz podróży  włączył się do rozmowy. Postawił wyraźny  zarzut:  „O nierozumni,  jak nieskore  są wasze serca do wierzenia we wszystko co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał cierpieć, aby wejść do swojej chwały? I zaczynając od Mojżesza poprzez  wszystkich  proroków wykładał  im,  co  we wszystkich  Pismach odnosiło  się do Niego” (Łk 24, 25-27). Spodobał  się ten wykład  podróżnym i gdy już zbliżali się do  wioski, zauważyli,  że On chciał pójść dalej, chcieli więc Go zatrzymać:  „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (Łk 24,29). Dał się namówić. Został.  Usiedli do stołu. I tu dopiero  dał się poznać  po „łamaniu chleba”,  i zniknął im sprzed oczu. Piękna przygoda  się skończyła.  Dwaj  wędrowcy  zmienili  plan  na  najbliższe  godziny.  Nie pozostali w wiosce. Nie uciekali dalej. Nabrali  nagle odwagi i wewnętrznej mocy. Spotkanie  z Chrystusem przemieniło ich wewnętrznie. W tej samej godzinie powrócili do Jerozolimy. Tam spotkali Jedenastu. Wszyscy już wiedzieli, że Pan zmartwychwstał, gdyż wielu Go już widziało.  „Oni  również opowiedzieli,  co ich spotkało  w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu  chleba” (Łk 24,35).

3. Chrystus Zmartwychwstały jest w Eucharystii  żywy i prawdziwy

Radosna nowina  o zjawieniu się w drodze  do Emaus  Chrystusa zmartwychwstałego posiada głęboką wymowę dla naszego życia. Najlepszą sytuacją, w której rozpoznajemy żyjącego wśród nas Chrystusa  zmartwychwstałego,  jest   Eucharystia.  Uczniowie idący do Emaus  rozpoznali  Chrystusa  w gospodzie  przy łamaniu  chleba. Historia  zjawienia się Chrystusa  dwom uczniom na drodze do Emaus może być uznana  jako prototyp Eucharystii.  Można  powiedzieć, że była to celebracja  Mszy św. Najpierw  była liturgia  słowa. Chrystus wyjaśniał towarzyszom  podróży Pisma. Objaśniał historię zbawienia. Czynimy to i my w pierwszej części Mszy św., w liturgii słowa. Potem Chrystus  w gospodzie wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. I przy łamaniu  chleba został rozpoznany. W czasie obecnej Eucharystii  kapłan  też weźmie do rąk  chleb. W imieniu Chrystusa  będzie go łamał  i potem  poda  go wiernym  do spożycia. W tym łamaniu  chleba też Go tutaj rozpoznamy.

W trakcie liturgii słowa Bóg koryguje nasze myślenie, nasze poglądy i oceny. W pouczeniu,  udzielonym  wędrowcom  do Emaus, Chrystusa przypomniał, że nie przyszedł do nas, by dać nam wolność polityczną,  ale moralną. Chrystus nie wyzwala nas od złych ludzi, od ziemskich nieprzyjaciół, chociaż mógłby to czynić. Chrystus  uwalnia przede wszystkim z niewoli szatana,  z niewoli moralnej, z niewoli grzechu. Chrystus  nie uwalnia  także od śmierci biologicznej na tym świecie, ale uwalnia nas od śmierci wiecznej.

Z Jezusowej nauki z drogi do Emaus wynika także, że Chrystus nie przyszedł uwolnić nas od cierpienia. Sam zresztą podjął cierpienie. Jednakże wyraźnie powiedział i potwierdził to na sobie, że przez cier- pienie idzie się do chwały. „Czyż Mesjasz nie miał cierpieć aby wejść do swojej chwały?” (Łk 24,26). Dlatego  chcę wam przypomnieć,  Siostry i Bracia, że wasze cierpienie, wasz trud nie jest bezsensowny. Droga cierpienia, droga codziennego krzyża jest waszą drogą do zwycięstwa,  do chwały. Bądźmy cierpliwi.  Wytrwajmy  pod krzyżem, a dojdziemy do chwały.

4. Zagrożenie rodziny

„Pozostań Panie w naszych rodzinach”. Pod tym hasłem przeżywamy Kongres Eucharystyczny w Kościele w Polsce i diecezji zamojsko-lubaczowskiej.  Rodzina, podstawowa komórka życia społecznego,   naturalne   i   pierwsze   środowisko    życia   i   miłości,   jest zagrożona  w swych fundamentalnych podstawach. Ateistyczne, liberalne, wpływowe i opiniotwórcze środowiska,  a zwłaszcza media, ignorują i odrzucają  chrześcijańską wizję małżeństwa i rodziny, aprobują małżeństwa partnerskie (to jest związki osób tej samej płci), dopuszczają bez ograniczeń  aborcję, pomniejszają  rolę rodziców w wychowaniu  dzieci, opowiadają się za nieodpowiedzialną edukacją seksualną  w szkołach  i swobodą  obyczajową.  Sprowadzają miłość do uczucia bez odpowiedzialności i zobowiązań,  proponują środki antykoncepcyjne, popierają  rozwody i konkubinaty.

Świat, w którym żyjemy, rozbraja  się duchowo,  poddaje się zagrożeniom, a to prowadzi  do upadku cywilizacji. Nie potrzeba  nam kolejnych wojen światowych: ludzie zniszczą ten świat i doprowadzą go do  kataklizmu,  jeśli zrezygnują  z  obrony   podstawowych ludzkich i chrześcijańskich wartości, jeśli wyprą się Boga i odrzucą Jego prawa.

Bóg  buduje   swoje  Królestwo   na  ziemi  poprzez  nas  –  swoich uczniów i wyznawców. „Wy jesteście solą ziemi… Wy jesteście światłem świata” (Mt 5, 13-14). A jeśli wierzący w Chrystusa  zwietrzeją?

Jeśli oni zawiodą? Jeśli oni nie obronią  tych podstawowych wartości, to kto  ma to uczynić? Na  kim ciąży obowiązek  ewangelizacji tego świata? Nikt nas, chrześcijan, w tej misji nie zastąpi!

W 2030 r.  ludność  Polski  będzie  liczyła nieco  ponad  35,5 mln osób,  to  jest o 2,5 mln  mniej niż obecnie.  Takie  prognozy  podaje Główny  Urząd  Statystyczny.  Pod  tymi liczbami kryją  się dziesiątki problemów  społecznych,  ekonomicznych  i politycznych,  których już teraz  doświadczamy.  Zachwiana  zostaje  przyszłość  narodu. W naszych czasach podejmuje się różne działania by osłabić i zniszczyć rodzinę – podstawowe,  niezastąpione środowisko  życia i miłości.

Oto list czytelniczki do Naszego Dziennika: „Ostatnie  wydarzenia w naszej Ojczyźnie dotyczące działań pewnych osób w zakresie zmiany prawa  i reorientacji  ludzkich przekonań budzą  wiele kontrowersji, a przede wszystkim nasuwają  pytania:  co się dzieje z człowiekiem, że tak łatwo godzi się na utratę ludzkiej godności? Co się dzieje z nami, że nie potrafimy przeciwdziałać złu, które, niestety, w oparciu o prawo demokratyczne coraz więcej miejsca zajmuje w naszej społeczności?

Oczywiście jest tu mowa o postawach  ludzi o odmiennej  orientacji seksualnej  i ich zwolennikach.  Przykre,  że w Polsce, gdzie większość społeczeństwa  stanowią  ludzie ochrzczeni – katolicy,  tak  bardzo głośni i słyszalni są ci, którzy popierają  homoseksualizm jako normalny  przejaw ludzkiej natury  i domagają  się prawa  do publicznego ujawniania swoich dewiacyjnych postaw. Ci ludzie czynią wszystko, aby podeptać  godność człowieka, aby zatrzeć różnice między dobrem a złem. Jest to zatrważające,  tym bardziej, że zwolennicy dewiacji dążą do tego, aby swoją działalność  szerzyć wśród ludności wiejskiej.

Najwyższy czas, aby przeciwstawić się szerzeniu tego rodzaju  zła. Chodzi to bowiem o ogromne  zagrożenie dla dzieci i młodzieży. Oni przecież obserwują  otaczającą  rzeczywistość i oczywiście nie są jeszcze w stanie oprzeć się tym naciskom, a to wpływa na ich młodą, niedoświadczoną osobowość. W takiej sytuacji ogromną  rolę do spełnienia mają rodzice, szkoła i  Kościół, które  muszą mieć  pełną świadomość tego zagrożenia. Członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców oddział we Wrocławiu występują z apelem do odpowiedzialnych   za  wychowanie  młodego pokolenia, aby  głośno i z odwagą potępiali  niemoralne  poglądy szerzące się w naszym kraju.  Popieramy decyzję  prezydenta   Warszawy, który nie  zezwolił na „paradę równości”.  Potrzeba  więcej takich mądrych  i odważnych Polaków. Nie możemy godzić się na wyśmiewanie wartości, religii katolickiej, preferowanie  wszelkich zboczeń i dewiacji. Jesteśmy wszyscy odpowiedzialni  za wychowanie młodego pokolenia Polaków, nie możemy godzić się na to, aby obce chrześcijańskim wartościom poglądy bezkrytycznie serwowano naszemu Narodowi. Katolickie   Stowarzyszenie   Wychowawców   oddział  we  Wrocławiu mówi dość fałszywej ideologii szerzącej dewiacje, patologie,  wynaturzenia, a co za tym idzie – niszczącej godność człowieka. (Janina, Wrocław)”.  (Nasz Dziennik,  1.07.2005 r., s. 15).

Ojciec Święty Benedykt  XVI w niedawno  wygłoszonym  przemówieniu w bazylice św. Jana na Lateranie  mówił: „Dzisiejsze rozmaite formy rozkładu  małżeństwa,  jak wolne związki i małżeństwa  na próbę, aż po pseudomałżeństwa osób tej samej płci, są wyrazem anarchicznej wolności,  która  przedstawia  je jako  wyzwolenie człowieka. Deprecjacja ludzkiej  miłości  i  zdławienie  autentycznej  zdolności do miłości okazują  się w naszych czasach najstosowniejszą  i najskuteczniejszą bronią  służącą wypędzaniu  Boga z człowieka, odsuwaniu Boga z pola widzenia i serca człowieka” (Niedziela, 19.06.2005 r., s. 4).

5. Dać życie, by inni mogli żyć – to miłość

Niemodna jest dzisiaj miłość oparta na wierności i ofierze. Dziś miłość to uczucie. „Była… odeszła… nie trafiłam  na miłość”. „Będę z nią (z nim) jeżeli… pod warunkiem…” Jest to transakcja warunkowa, układ handlowy,  który zawsze można zerwać.

Co to jest miłość? Chrystus  na krzyżu pokazał  nam co to jest miłość i pokazuje  po dziś dzień w Kościele: Dać życie, aby inni mogli żyć. Rodzina  bez miłości ofiarnej i wiernej, bez zgody na krzyż i samozaparcie  rozpadnie  się. Nie da się z kimś żyć bezboleśnie latami. W rodzinę  wpisany  jest krzyż. A nasz konsumpcjonizm proponuje: „nie odpowiada ci? – oddal; jest nieużyteczny? – wyrzuć go!”.

Pewnego dnia Stanisław trafił do szpitala. Po operacji nie odzyskał już przytomności. Żona przez 3 miesiące przychodziła  dzień w dzień do szpitala. Dyżurny lekarz powiedział jej kiedyś: „niech pani oszczędzi sobie sił. Ma pani dzieci i życie przed sobą. I tak mu pani nic nie pomoże”. A ona z uporem przychodziła, by posiedzieć przy mężu. Bo wierność – to nie gra uczuć – ale decyzja woli. Czy w tańcu weselnym, czy przy szpitalnym  łóżku – jestem, bo mu obiecałam.  Jestem – bo powiedziałam.  Jestem – bo przysięgałam.  Być przy człowieku, trwać przy danym słowie, być wiernym przyjętym zasadom  – to trudne.  Im bliżej jesteśmy Boga, tym bardziej możemy być wierni ludziom.  Bliskość Boga przybliża nas do człowieka.

Drugim elementem niszczącym rodzinny dom jest podrywanie  autorytetu rodziców. W przeciętnym polskim filmie podejmującym  pro- blematykę  młodych ludzi ukazuje się znerwicowanych  rodziców, nieprzygotowanych do pracy nauczycieli i zdziwaczałego księdza. To sugeruje młodemu  widzowi, że jego rodzice i wychowawcy nie spełniają  swoich obowiązków,  po prostu  są „nawiedzeni  i głupi”!  Żeby otumanić  dzieci trzeba  spacyfikować  rodziców.  „Rodzice  są źli – wy zaś młodzi, jesteście wspaniali!” Tak oto rodzi się kult młodych. Rodzice, ludzie starsi to towar  uboczny,  starszych się dzisiaj nie słucha, choć oni mają tyle doświadczenia  i mądrości.  A dom bez mądrości, bez doświadczenia  to dom bez autorytetu.

We współczesnej rodzinie każdy ma swoje prawa, przy pomocy których  walczy z innymi. Są prawa kobiet – przeciwko mężczyznom, są prawa dziecka – przeciw rodzicom i tylko nikt nie ma obowiązków. A przecież, gdyby były wypełniane obowiązki rodziców wobec dzieci, to nie trzeba  by było stanowić  praw  dziecka. Prawa  i obowiązki  to dopiero  całość i to dopiero  formuje,  wychowuje. Prawa  i obowiązki sprawiają, że dziecko wie, że jest dzieckiem, a rodzice – że są rodzicami. Inaczej dom jest tylko schroniskiem.  A w schronisku  ludzie nie rosną. Tam się ludzi nie kształtuje.  Daje się im tylko schronienie. Rodzina współczesna – postępowa ma być schronieniem.  „Dajcie im jedzenie,  spanie.   My  wam  dzieci  wychowamy!”  Kto  je  wychowa i na kogo – już dobrze widzimy i na własnej skórze doświadczamy jako rodzice, nauczyciele, katecheci, kapłani.

Współczesny dom jest słaby. Mężczyźni wycofali się ze swoich pozycji głów rodziny – wystarcza im puszka piwa, przyjemna rozrywka, głośno grający telewizor, wędkowanie,  kibicowanie  na meczach, gra w karty,  hazard.  Jak przy słabym ojcu może mężnieć i słaby syn? Jak w klimacie zachwianych relacji małżeńskich swoich rodziców może dojrzewać dziecko?

Takie  rodziny  dziś wychowują  dzieci, które  później niezdolne  są do założenia rodziny.  Nie bez znaczenia dla rozpadu  klimatu  domu rodzinnego  jest moda na bezdzietność. Rodzina  z trójką czy czwórką, a nawet dwójką  dzieci jest obecnie zacofana.  Bezdzietna – jest symbolem współczesności. Wystarczy jej piesek, kotek. Na stworzenia przelewa się miłość. Do tego dochodzi częsta zmiana partnerów. Rodziców już nie ma, zostali „zmienni” partnerzy. Tylko do kogo należą dzieci? Ratujmy  rodzinę, póki czas!

Uczniowie z Emaus przy stole nie tylko poznali Chrystusa, ale zapałali ku Niemu ponownie  miłością. Tylko tym można wytłumaczyć ich odezwanie się do Jezusa: „Panie, zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Tylko człowiek nakarmiony Bogiem, ściśle z Nim zjednoczony, niczego więcej nie pragnie, jak tylko Boga. To zjednoczenie prowadzi nie tylko do tego, że człowiek żyje Bogiem, ale jeszcze pragnie  swoją radością  dzielić się z innymi. Tak też stało się tymi uczniami. Zaczęli nowy etap swojego życia. Jak mówi Ewangelia, „w tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy”. Po co tam wrócili? Po to, aby dzielić się swoją radością  z innymi, aby opowiadać wszystkim wokoło, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu  chleba.

6. Siła i moc w Komunii świętej

Posilanie się Jezusem w Komunii  świętej jest twórcze i zbawienne. To jedyne lekarstwo na wszelką ludzką znieczulicę, na melancholię, zawody i smutek. Jezus jest prawdziwą  radością  człowieka. Bez Niego nie można sobie wyobrazić życia. Jemu i tylko Jemu zawdzięczamy, że świeci nad nami słońce, słońce życia, że jest nam z Nim dobrze.

Święta Siostra  Faustyna, apostołka Bożego miłosierdzia,  związana z Płockiem przez pierwsze objawienie Chrystusa  Miłosiernego wy- znaje w Dzienniczku:  „Widzę się taka słaba, że gdyby nie Komunia święta, upadałabym ustawicznie, jedno mnie tylko trzyma, to jest Komunia  święta,  z niej czerpię  siłę, w niej moja  moc.  Jezus  utajony w Hostii jest mi wszystkim. Z tabernakulum czerpię siłę, moc, odwagę, światło; tu w chwilach udręki słucham ukojenia.  Nie umiałabym oddać chwały Bogu, gdybym nie miała w sercu Eucharystii” (1037).

„Wszystko, co we mnie dobrego jest, sprawiła to Komunia święta, jej wszystko zawdzięczam. Czuję że ten święty ogień przemienił mnie całkowicie. O, jak się cieszę, że jestem mieszkaniem dla Ciebie, Panie; serce moje jest świątynią, w której ustawicznie przebywam” (1392).

Amen.