Rok temu zostałem zaproszony do Rzymu, aby jako biskup wziąć udział w spotkaniu z Papieżem Franciszkiem i w konferencji dla nowo mianowanych biskupów. Na trasie mojego wędrowania po pięknych ulicach Wiecznego Miasta znalazł się kościół św. Ludwika, króla francuskiego, w którym można podziwiać trzy szczególne skarby sztuki baroku – autentyczne obrazy, przedstawiające trzy sceny z życia św. Mateusza Apostoła, namalowane na początku XVII w. przez sławnego malarza włoskiego Caravaggia. Są to ogromne płótna, obrazujące powołanie Apostoła, jego pracę nad Ewangelią oraz jego męczeńską śmierć. Mistrz malarstwa w grze cieni i światła ukazał dramaturgię życia Waszego Patrona.
Najbardziej wzruszająca była dla mnie scena jego powołania – ta, o której słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Jezus wyciąga do celnika Lewiego rękę, a czyni to w podobnym geście jak Bóg w kierunku Adama na słynnym fresku Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej. Jezus powołuje Lewiego jakby chciał tchnąć w niego nowe życie, jakby chciał na nowo go stworzyć, dać mu nową szansę, wyciągnąć go z matni życia wśród pieniądza, kosztowności, a ostatecznie z ciemności grzechu. Od twarzy Chrystusa bije światło na celnika Lewiego, który odtąd stanie się nowym człowiekiem, otrzyma nawet nowe imię: Mateusz, które oznacza „dar Boży”. Spojrzenie Jezusa, spotkanie z Nim, tembr Jego głosu tak bardzo przekonują celnika, że dla niego nie są już ważne rachunki, pieniądze, długi, którymi żył do tej pory. „Wstał i poszedł za Nim” (Mt 9, 10) – słyszymy krótkie, a jakże zadziwiające podsumowanie tego spotkania.
czytaj więcej