1. Są święci, którzy stali się symbolem własnego czasu. Są święci, którzy świętością wypełnili jakąś przestrzeń życia. Do takich osób należy z pewnością św. Brat Albert. Od jego śmierci minęło sto lat, ale znak, jaki zostawił nam swoim życiem nie stracił swojej aktualności. Wielki Polak, wspaniały patriota, który na szali wolności Ojczyzny położył swoje życie. W wieku zaledwie 18 lat, walcząc w Powstaniu Styczniowym stracił nogę, później musiał opuścić tereny Polski w obawie przed represjami. Wrócił do ojczyzny mając prawie 30 lat, jako wykształcony i dobrze zapowiadający się artysta malarz. Często sięgał po motywy religijne. Jego bodaj najsłynniejszy obraz to Ecce Homo – przedstawiający umęczonego Chrystusa w chwili, gdy Piłat pokazuje go rozkrzyczanemu tłumowi wypowiadając słowa: „Oto człowiek”.
Adam Chmielowski – tak jeszcze wówczas się nazywał – w obliczu cierpiącego Chrystusa zobaczył twarz cierpiącego człowieka. A może odwrotnie – przyszedł w jego życiu moment, gdy w twarzach krakowskich biedaków, bezdomnych, nędzarzy zobaczył oblicze Jezusa. Jego pracowania malarska stała się przytuliskiem dla ubogich. Krótko potem zrezygnował z kariery malarskiej, objął funkcję zarządcy przytuliska dla bezdomnych, do którego sam się przeniósł. Będąc pośród biednych mógł ich lepiej zrozumieć i pomóc dźwignąć się z nędzy materialnej i duchowej. 25 sierpnia 1888 roku, w wieku 43 lat złożył śluby tercjarza przyjmując imię Albert. To był jednocześnie początek działalności Zgromadzenia Braci III Zakonu św. Franciszka posługujących Ubogim, popularnie zwanych „Albertynami”. Resztę swego życia poświęcił ubogim, żyjąc tak jak oni, w ubóstwie i razem z nimi. Zmarł w wieku 71 lat w Krakowie, w przytułku, który sam założył. Dał tym samym ewangeliczne świadectwo miłosiernej miłości do każdego człowieka. Ten naśladowca św. Franciszka z Asyżu wiedział, że między chrześcijaństwem a miłosierdziem istnieje nierozerwalna więź. Do końca wypełnił słowa Chrystusa skierowane do bogatego młodzieńca: „Idź, sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” (Mk 10,21).
2. Po zakończonym minionej jesieni Roku Miłosierdzia przeżywamy w Polsce Rok św. Brata Alberta. Dzięki temu świętemu mamy możliwość przyjrzeć się, co to znaczy być miłosiernym w praktyce. Św. Brat Albert był miłosierny. Dzięki własnej, wrodzonej wrażliwości i światłu Ducha Świętego dostrzegł przestrzeń, którą można wypełnić świętością. Napełnił Bogiem świat ludzi biednych przełomu XIX i XX w. W ludziach, którzy w oczach świata nie znaczyli absolutnie nic dostrzegł twarz cierpiącego Chrystusa. Pomógł im. Ale powiedzieć po prostu: „pomógł”, to zdecydowanie za mało! Nie chodzi przecież o to, że podzielił się pieniędzmi, jedzeniem, nawet nie o to, że podzielił się swoim mieszkaniem, pewnie ubraniami i tak dalej. On dał dużo, dużo więcej… Dał SIEBIE! Dał samego siebie, rezygnując z dotychczasowego życia i wchodząc w świat swoich podopiecznych w całości. Mieszkał z nimi i spał z nimi, jadł i modlił się. Dał im swoje życie.
3. Jako chrześcijanie mamy często dużą wrażliwość na ludzką biedę. To przecież przy naszych kościołach bardzo często odbywają się różnego rodzaju zbiórki, by umożliwić niesienie pomocy. Także Ci, którzy nie będąc związani z Kościołem chcą znaleźć ludzi umiejących się podzielić, wrażliwych na potrzeby innych przychodzą właśnie pod nasze świątynie. To jest wielkim znakiem: nie idą pod wykwintne restauracje, drogie hotele, nie czekają przy parkingach z drogimi samochodami – czekają przy kościele, bo dobrze wiedzą, że właśnie tutaj znajdą tych, którzy najszybciej otworzą serce. Dzięki Bogu, że tak jest! To znak, że umiemy być miłosiernymi, że nie jest to dla nas puste hasło.
Ale brat Albert uczy nas czegoś więcej. On nie podzielił się tym, co posiadał. Podzielił się sobą. To coś o wiele trudniejszego… W dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy, że „Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9,36). Jezus z miłosierdziem patrzył na ludzką słabość, biedę, zagubienie. Głodnych na pustkowiu nakarmił chlebem, gdy tego potrzebowali. Ale na tym nie poprzestał: dał Siebie. Najpierw dał chleb dla ciała, a potem dał Chleb, którym jest On sam. Dał nam Eucharystię.
To nauka płynąca z dzisiejszego diecezjalnego świętowania dla nas wszystkich. Trzeba pomagać, trzeba się dzielić, to znaki miłosierdzia. Ale to za mało. Trzeba oddać także siebie. Łatwiej dać kilka złotych komuś, kto nas prosi o pomoc niż zatrzymać się i zapytać co się stało, dlaczego ktoś potrzebuje pomocy i czy moglibyśmy zrobić dla niego coś więcej niż dać kilka groszy. Bo trzeba dać siebie… Łatwiej ofiarować coś na zbiórce dla potrzebujących niż pójść do starszej samotnej kobiety czy samotnego mężczyzny, porozmawiać, pomóc w sprzątaniu, zakupach, wizycie u lekarza czy dotarciu do kościoła. Bo trzeba dać siebie… Łatwiej wrzucić żebrzącemu człowiekowi do puszki kilka złotych niż ofiarować mu chwilę uwagi i odrobinę miłości. Bo trzeba dać siebie… To trudne. Owszem. Ale to jest miłosierdzie, którego uczy nas św. Brat Albert.
4. Kochani bracia i siostry! „Święty Brat Albert nie pisał uczonych traktatów (...), On po prostu pokazał, jak należy miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie czynić miłosierdzie, musi stać się bezinteresownym darem dla drugiego człowieka. Służyć bliźniemu to według niego przede wszystkim dawać siebie, być dobrym jak chleb”.
Święty Brat Albert wypełnił świat ubogich świętością i Bogiem. Teraz czas na nas. Dzisiejszy świat, dzisiejsza Polska też tego bardzo potrzebują. To nasze wielkie zadanie – uczynić świat choćby odrobinę lepszym! Amen.