Nie był kapłanem. Świątynię w Jerozolimie oglądał, jak każdy wierny syn Izraela, z perspektywy tego, kto przychodzi pokłonić się Panu i pragnie znaleźć pokój serca w świętym kręgu Jego Obecności. Pan poprzez przez Amosa, pasterza z Tekoa, pokazał, że powołując – nie ma względu na osoby. Nie należał do żadnego z „pobożnych i wpływowych” rodów Judy.Pasterz z Tekoa, pokazał, że Pan, powołując – naprawdę nie ma względu na osoby i znajduje otwarte na Ducha serca tam, gdzie mędrcy świątyni by ich nie szukali.
Amos nie był bywalcem kapłańskich salonów, za to być może wiele razy widział kapłanów, którzy zamienili własność Jahwe na prywatne zabawki i przy przywłaszczonych bezprawnie dobrach drwili sobie z ofiar i z ofiarodawców. Pewnie nie jeden raz widział też możnych trwoniących bezmyślnie całe majątki na uczty i niepotrzebne luksusy. Duch Mocy Jahwespoczął więc na tym, który nacina sykomory, aby z odwagą słowem tnącym jak miecz poruszał zatłuszczone sumienia. Od trzody powołał go Pan, aby owczarnia Izraela mogła dzięki niemu znów usłyszeć głos Dobrego Pasterza.
Gdy lew zaryczy, kto się nie ulęknie – mówił, tłumacząc, że nie może nie prorokować, kiedy mówi Pan. I tak stał się tym, który lwi głos rozpalonego gniewem Pana niesie do pustyń niewiernych serc.
Dlaczego Pan musiał mówić do swojego ludu nie łagodnym powiewem, a głosem lwiej grozy? Na tych, którzy zamieszkali na Syjonie, i którzy osiedli na górze Samarii, łagodny szept delikatnego powiewu nie zrobiłby żadnego wrażenia. Ich serca stały się bogoszczelne. Nie było w dziejach Judy i Izraela zbyt wielu chwil pomyślności i spokoju, a kiedy już się zdarzały, prowadziły porażająco szybko do duchowego otępienia. Okazuje się, że wystarczy ludzkiemu sercu „odrobina luksusu” - i ślepnie na Boga, i nie słyszy wołania człowieka. Nie pierwszy raz, i nie po raz ostatni, ludzie skupieni na „złotym życiu”, nie byli w stanie zauważy klęski, która zbliżała się, jak cień polującej pantery. Boży Lew musiał zaryczeć, aby obudzić uśpione sumienia.
Tymczasem ten, kto śpi na plecionce z palmowych liści, wie, że dobry sen nie przychodzi dzięki łożu z kości słoniowej, lecz dzięki spokojnemu sumieniu. Przez śpiewy przy winie, do leżących na kości słoniowej potomków Abrahama i Dawida, dziedziców Mojżesza i Salomona, docierał głos Pana, który miał obudzić i wyrwać z letargu tańczących w chocholim tańcu „najdostojniejszych” i „przewielebnych”.
I okazało się, że głos tego, który nacina sykomory, może przeniknąć przez pałacowe mury. Człowiek wzięty od trzody zmącił spokój bawiących się przy jagnięcinie. Słowo Pana brzmiało surowo. Wyrok został wydany. Pycha zostanie ukarana. Beztroskie zabawy w domu o popękanych fundamentach skończą się przebudzeniem w kajdanach na obcej ziemi. Można zaklinać rzeczywistość i udawać, że nic się nie dzieje… Przed Słowem Pana wypowiedzianym i posłanym nie da się jednak uciec. Wypowiedziane – staje się… I kość słoniowa zamieniła się w żelazo na spętanych rękach, wino i śpiew umilkły, kiedy spieczone usta tęskniły za łykiem wody, nikt już nie namaszczał olejkami głów wczorajszych panów – niewolników rządzy i głupoty.
Historia lubi się powtarzać. W sam środek czasu, w którym największym problemem staje się pytanie, co jeszcze można dopisać do listy zakupów, nagle spadają bomby. Ludzie przywykli do wina i pieśni, budzą się wśród grzmotów wojny. I dziwią się, skąd to się wzięło…Nie zauważyli, jak głusi i ślepi się stali…Wybierając między wczasami na Majorce a safari w Kenii można nie zauważyć, że serce nie jest w stanie pokochać prawdziwą, ofiarną miłością.. Ludzie nie chcą usłyszeć głosu Pana, który wzywa do opamiętania, zaczynając od świątyni, wzywa do powrotu na drogę Przykazań, do Słowa, które daje życie… Zniknie krzykliwe grono hulaków – mówi Pan. Nie przestaje Pan wołać do swego ludu przez Amosa, przez tego, który nie ucieka od owczarni, który dzieli z ubogimi ich codzienny los, przez tego, który poznał głos Lwa i niesie Jego ryk – na przebudzenie serc, póki nie jest za późno…
Źródło obrazu: https://i.ytimg.com/vi/0VGWghtcWo4/hqdefault.jpg