Ludzkie serca, próbując opisać słowami relację z Bogiem Ukrytym, uciekały się do różnych porównań. Spotkanie z Niewidzialnym było czasem jak dotknięcie ognia, a czasem jak otulenie łagodnym powiewem. Bóg sam ubierał się w słowa i przedstawiał się jak Ten, który podnosi do swego policzka niemowlę; czasami zakładał szaty Oblubieńca, brał do ręki laskę Pasterza, a na wyjątkowe okazje zakładał oznaki królewskiej godności.
Tak ludzie szukający Boga, jak i Bóg szukający ludzi wybierali też miejsca szczególne, jako znak poszukiwań i bliskości. Już od czasów wędrujących ze swoimi wielbłądami Patriarchów ludzkie serca mówiły, że „na górach Pan się ukazuje”. Na górze próbowała się wiara Abrahama, na górze Mojżesz otrzymał przykazania, na górze Dawid umieścił Arkę Pana, a Salomon zbudował świątynię Temu, który Jest. Ludzie w niebezpieczeństwie patrzyli ku górom, skąd nadejść miała dla nich pomoc. I śpiewali z radością, wstępując na górę Pana.
Góry były też miejscem pokusy. Na górach budowano ołtarze bożkom. Góry Samarii spływały krwią ofiar składanych Baalowi i Asztarcie. Góry Galilei pokrywał mrok. Przybycie Pana miało takie góry zniszczyć, sprawić, że się uniżą, a drogi ludzkich serc znów staną się proste.
Ludzkie drogi wciąż wpisane są między góry spotkania i góry kuszenia. Serca świętych ludzi Boga opisały wspinaczkę na świętą górę, mówiąc jasno, że droga na szczyt, ku spotkaniu z Miłością, jest drogą oczyszczenia. Na szczycie jest pełnia, i światło, i szczęście. Po drodze jest pustka, jest ciemność, są łzy… Trzeba przejść przez „nic”, aby na szczycie spotkać Tego, który Jest wszystkim, będzie mówił Jan z Góry Karmel, Jan od Krzyża…
To uderzające, że Góra Pana wyrośnie ponad inne i da się poznać wszystkim dopiero „na końcu czasów”. Dopiero koniec czasu ukaże blask i prawdziwą wielkość Góry Pana. I dopiero wtedy nastanie pokój, dopiero wtedy miecze staną się lemieszami, a włócznie sierpami. Wtedy Pan objawi się jako sędzia narodów i rozjemca ludów. Na końcu czasów. A przed końcem czasu?
Na Górę Pana i do Jego świątyni nie chcą wędrować narody. Nie śpieszą się na nią nawet ci, którzy kiedyś jasno i wyraźnie usłyszeli, że tam można znaleźć światło, i pokój, i miłość. Niewielu jest chętnych, żeby mówić innym: chodźmy do domu Pana… Kolejne lemiesze przekuwane są na miecze. Kolejne sierpy stają się włóczniami. Naród zaprawia się do wojny przeciw innemu narodowi. Ciemności okryły ziemię…
A jednak, na końcu czasów, stanie się jasne dla wszystkich i dla każdego, kim jest Pan, i gdzie można go znaleźć. Góra Pana stanie się znakiem. I Pan sam będzie pokojem. Przed końcem czasów ta pieśń o górze ukrytej, która wystrzeli ponad inne góry, pozostaje znakiem nadziei. Ludzkie uszy pierwszy raz usłyszały ją prawie 3 tysiące lat temu, z ust Izajasza syna Amosa, kapłana świątyni Pana zbudowanej przez Salomona w Jerozolimie. Od tamtych dni wydarzyło się tak wiele… Pieśń której pragnął Bóg nie przestaje być śpiewana. Na końcu czasów. Stanie się. On sam obiecał. On dotrzymuje słowa. Przyjdź, Panie…. Niech pieśń góry ukrytej wybrzmi z mocą… Niech się stanie.
Źródło obrazu: https://www.freepik.com/premium-photo/view-from-mount-sinai-sunrise-beautiful-mountain-landscape-egypt_25349783.htm (widok z góry Synaj)