„Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki. Położę się, mówiąc do siebie: Kiedyż zaświta i wstanę? Lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna.” (Hi 7,1-4.6-7)
Wydaje się, że znamy go dobrze. Przecież Hioba spotykają na swoich drogach nawet ci, którzy mówią o sobie, że nie wierzą, lub wątpią zbyt mocno, aby zaufać temu, co wymyka się zmysłom. Nawet oni spotykają go, kiedy ocierają się o stronice Biblii poznając skarby światowej literatury. Jego twarz, naznaczona cierpieniem, rozpoznawalna jest z daleka.
A jednak kiedy Hiob pojawia się zbyt blisko, zachowujemy się tak, jak byśmy chcieli go uniknąć. Z wyprzedzeniem serce chciałoby „przejść na drugą stronę ulicy”, żeby tylko nie stanąć znów twarzą w twarz z pytaniami, z którymi i tak musi się zmierzyć, tyle, że „jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś, może kiedyś”…
Spotkanie z Hiobem oznacza bowiem konfrontację nie tylko z prawdą o kruchości ludzkiego bytu. Księga nosząca to imię, od kiedy tylko pod natchnieniem Bożego Ducha powstała, ma moc wywracania o 180 stopni świata naszych wyobrażeń o tym, co w życiu najważniejsze, o fundamentach, na których można budować szczęśliwe „teraz”, o tym, jakie dni mogą być nazywane naprawdę dobrymi.
Spotkać Hioba oznacza najpierw przyjąć do wiadomości prawdę o tym, że nasze życie nie jest w naszych rękach. Dziś to prawda, która, mimo tego, że bywa wypowiadana, jednak wydaje się być sierotą w chcących wszystko kontrolować sercach. Chyba zawsze tak było, i do dziś jest to prawdopodobnie jedno z największych naszych ludzkich złudzeń – że to my kreujemy rzeczywistość, że wszystko jest posłuszne naszej woli, że musimy tylko w odpowiedni sposób się zachować, i nie tylko rzeczy, ale i ludzie, wpiszą się posłusznie w nasze plany. Przechodzący Hiob powie – nic bardziej mylnego… Ty, który uważasz się za pana świata, a przynajmniej za władcę czasu swoich dni – pamiętaj, nagi wyszedłeś z łona matki i nagi tam wrócisz. Wszystko jest w ręku Boga. To On daje i On zabiera i we wszystkim Jego Imię jest błogosławione (Hi 1, 20-22).
Wielkie otwarcie Księgi wpisuje losy człowieka w horyzont wieczności, w nieskończoną przestrzeń, gdzie dzieje ludzi nie są obojętne mocom Nieba. Ludzkie serce kolejny raz okazuje się przedmiotem wyzwania, jakie szatan rzuca Bogu. Preludium Księgi Hioba, przy powierzchownej lekturze, może prowadzić do wrażenia, że życie ludzi stanowi przedmiot niebieskich rozgrywek. Hiob wydaje się być ofiarą swoistego „ile on może wytrzymać challenge”, jakby to pewnie dziś było opisane. Tymczasem sam zainteresowany odpowie nam, że to nie do końca tak. On nie przypisywał Bogu nieprawości (Hi 1,22). Swoim losem opowiada tylko kolejne prawdy, na które chcielibyśmy zamknąć oczy.
Chciałoby się czasami, żeby wszystko układało się w myśl prostych reguł: jesteś dobrym człowiekiem – spotyka cię dobro; żyjesz według przykazań – masz zabezpieczoną szczęśliwą wędrówkę przez ziemię; dopuszczasz się zła – nie zaznasz szczęścia na ziemi; grzeszysz – spotkasz już po tej stronie nieba klęskę i odpłatę. Taki sposób myślenia nie był obcy również ludziom świata Biblii. Nieszczęście miało być prostą konsekwencją odejścia od Bożych praw, a błogosławieństwo przychodziło wraz z wiernością Panu. Tymczasem losy Hioba, jak dzieje wielu jemu podobnych, aż do dziś, były żywym zaprzeczeniem takiego spojrzenia na życie.
W oczach Hioba odbija się historia zapisana według innych, zdecydowanie bardziej twardych i mniej przejrzystych reguł. Sprawiedliwego spotkał los grzesznika, a prawego przeznaczenie złoczyńców. Tak pisze swoje prawa świat. Przewrotność zakłada szaty szlachetności, i nic się jej nie dzieje. Niosący sztandary śmierci krzyczą, że bronią prawa do życia. Manipulatorzy i kłamcy zakładają szaty proroków. Wilki przebierają się za pasterzy. Pycha jest wywyższona i nic nie wskazuje, aby miała się choćby zachwiać. Ignorancja ubiera się w tytuły zastrzeżone kiedyś dla wiedzy, karierowiczostwo przebiera się za pokorę; pocieszyciele stają się oskarżycielami, a „przyjaciele”, jak zwykle wszystko wiedzący lepiej, „otaczają” cierpiące serce, jak nieprzyjacielskie wojska twierdzę. To wszystko odbija się w oczach Hioba. Te bolesne prawdy niosą w sobie jego pełne bólu słowa. Hiob nie jest jednak kimś, kto przyjmuje to, co go spotyka z rezygnacją i stoickim spokojem. Jego serce wypełnia ból. Wszystko przyjmuje z ręki Pana, ale nie wie, dlaczego cierpi. I nie boi się z tym bólem, z tą niewiedzą, z poczuciem dziejącej się niesprawiedliwości, i z bardzo ludzkim żalem stanąć przed Bogiem, i wykrzyczeć to, co nosi w sercu, aż do wezwania Boga do stanięcia na sąd.
Czasem noc wiecznością się staje. Czasem staje się to bardzo dosłownie, kiedy życie nasycone cierpieniem, gaśnie cicho pośrodku nocy. Czas, jak tkacie czółenko, biegnie, aż przerwie się nić. Przechodzący Hiob przypomni i o tym. I tu zaczyna się pocieszenie. Ono jest konsekwencją pierwszej, podstawowej prawdy – tej, która mówi, że wszystko jest w ręku Boga. Hiob milknie, kiedy Bóg zaczyna mówić, i kiedy Stwórca pokazuje pełnię swojej władzy nad stworzeniem. W Jego ręku jest wszystko. Wszystko w Jego Miłości się zaczyna i wszystko w niej znajduje swoje dopełnienie. Ten, który budzi jutrzenkę i który powołuje do istnienia wszystko, co żyje, nie jest Panem śmierci, lecz życia. W Nim noc wiecznością się staje, nie dla pustki i nicości, ale dla pełni, którą odkryje tylko serce umiejące wznieść się ponad to, co dostępne tylko zmysłom.
Świętość nie jest wynagrodzeniem za mechaniczne spełnianie poleceń. Błogosławieństwa nie można kupić, i nie mierzy się go stadami posiadanych wielbłądów (jak to było w świecie Hioba), a szczęście nie przychodzi wraz z możliwością korzystania z przywilejów płynących z posiadania władzy i pieniędzy (jak w świecie ludzi skupionych na doczesności jest do dziś). Hiob nie mówi: łap czółenko czasu, bo ucieka… Mówi: nie daj się zwieść złudzeniom, że wszystko możesz. Ocal, co najważniejsze, co zostanie, kiedy zostaniesz ogołocony ze znaków ziemi, zanim nadejdzie noc, która przyniesie ci wieczność... Tylko ślady przez Miłość zostawione przetrwają próbę przejścia przez śmierć. I nie zapomnij: wszystko, i wszyscy - w ręku Boga. Wierność Jego prawdzie wyznacza granicę między szczęściem a porażką, pustką i spełnieniem, śmiercią i życiem.