Nie wyobrażam sobie Wielkiego Postu w Płocku bez Festiwalu Muzyki Jednogłosowej. To wydarzenie jest jak preludium przed tym, co będziemy przeżywać około 10 dni później – przed Triduum Paschalnym. Nigdzie indziej w Płocku nie można wysłuchać unikatowych pieśni i dramatów, wyśpiewywanych po łacinie, bez mikrofonów, przez słynne chóry i zespoły z Europy i Polski, w ciemnościach monumentalnej katedry, rozświetlanej tu i ówdzie świeczkami. Jak zauważył podczas inauguracji festiwalu ks. Andrzej Leleń, w tym miejscu „jednoczyła się Europa”, a zanim doszło do podpisania traktatu. Polskę z Europą jednoczyła więc sztuka, zresztą tak jest od wieków.
Z nieukrywanym wzruszeniem co chwilę spoglądałam na oświetloną reflektorem hermę z relikwiami św. Zygmunta, ustawioną w prezbiterium katedry, na postumencie w piastowskie orły. To patron, który potrafił uderzyć się we własną pierś, gdy spostrzegł, jak daleko zapędził się w pragnieniu nieograniczonej władzy i potęgi. Kilka miesięcy temu podczas pewnego spotkania, gdy była mowa o nieetycznym zachowaniu pewnej płockiej persony, jeden z uczestników dyskusji zaopiniował, że nikt nie jest bez grzechu i że nawet patron Płocka nieźle w swoim życiu narozrabiał.
Zaoponowałam – św. Zygmunt przyznał się do winy i odpokutował ją, a to stawia go w szeregu grzeszników nawróconych, a nie takich, którzy udają, że „nic się nie stało, kochani nic się stało…”. Natomiast zaledwie kilka dni temu przekonywałam bliską mi osobę, że do kościoła chodzę nie dlatego, że uważam się za świętą, ale że czuję swoją „nie-świętość” (święty Kościół grzesznych ludzi - J.S. Pasierb) W codziennym myśleniu wciąż bowiem pokutuje przeświadczenie, że ci, co praktykują, mają się za lepszych od niepraktykujących. Nic bardziej błędnego. Oczywiście jest też grupa „praktykujących - niewierzących”, ale to temat na osobny blog.
W niedzielny wieczór, kołysana w mrokach katedry łacińskim śpiewem, zastanawiałam się, co się przez minione lata stało z Uroczystościami Zygmuntowskimi? Z wydarzenia angażującego poszczególne parafie w mieście, stały się lokalnym, parafialnym spotkaniem modlitewnym, z udziałem grupy wiernych mu księży i świeckich – o ile nie wyjechali na weekend majowy (bo jak wiadomo, weekend to świętość…). Szkoda, idea święta „prastarego Płocka” gdzieś się zagubiła. Warto przypomnieć, jak radośnie i licznie obchodzą święta ku czci patrona miasta, które od niedawna cieszą się posiadaniem świętego opiekuna, na przykład Pułtusk ze św. Mateusza, a Rypin ze św. Jana Chrzciciela. Niebawem zapewne Płock zawstydzi Przasnysz, z obchodami ku czci św. Stanisława Kostki.