Wołyń 1943. Pamiętamy

Dokładnie 80 lat temu, 11 lipca 1943 roku, w niedzielę, gdy w Europie szalała II wojna światowa, Ukraińcy na Wołyniu zgotowali swoim sąsiadom Polakom piekło. Wciąż żyją jego świadkowie. Według ogólnych szacunków, na Wołyniu, ale potem też w Galicji Wschodniej i Chełmszczyźnie, zamordowano około 100 tysięcy osób, od niemowląt począwszy, a na dziadkach skończywszy. Śmierć zadawano w sposób niezwykle okrutny. Czy można przebaczyć? Tak, ale trzeba pamiętać. I domagać się pamięci od potomków sprawców.

Fot. Blog Wołyń
foto: TwojaHistoria.pl

W ostatnich dniach wysłuchałam wielu wypowiedzi historyków i publicystów na temat zbrodni popełnionych przez OUN-UPA (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - Ukraińska Powstańcza Armia) - wobec Polaków. Ich ton był w zasadzie ten sam: ta sprawa do dziś nie została rozwiązana, nie doczekała się finału. Potomkowie pomordowanych, cudem uratowani, wciąż nie mogą pogodzić się z tym, że ich przodkowie stali się ofiarami ideologii mordu. Podejmowane działania nie przynoszą oczekiwanych efektów. Aby relacje między obu narodami były oparte na prawdzie, trzeba ją przyjąć. Najgorszy wróg może stać się najlepszym przyjacielem, pod warunkiem, że żadna ze stron nie będzie się odżegnywać od swojej przeszłości.   

Badacze szacują, że w ramach zorganizowanej, antypolskiej akcja OUN-UPA, określanej jako Zbrodnia Wołyńska (początek na przełomie lat 1942/1943, koniec w połowie roku 1945) zginęło około 100 tysięcy Polaków, a około 485 tysięcy naszych rodaków zostało zmuszonych do ucieczki na teren Polski centralnej. W odwecie zginęło 10-12 tysięcy Ukraińców. Z około 2500 miejscowości, w których w 1939 roku mieszkali w województwie wołyńskim Polacy, w wyniku działań OUN-UPA około 1500 zostało kompletnie zniszczonych. 

Historycy postarali się też policzyć straty Kościoła rzymskokatolickiego na Kresach II RP. Zabito około 200 księży, zakonników i zakonnic, ale też 28 duchownych greckokatolickich i około 20 duchownych prawosławnych na Wołyniu. Na terenie diecezji łuckiej (województwo wołyńskie) zostało spalonych, zdewastowanych i zniszczonych ponad 50 katolickich kościołów i 25 kaplic. Przestało istnieć około 70 proc. parafii (ze 166 istniejących).

Nie sposób zapomnieć o „Krwawej Niedzieli” 11 lipca 1943 roku na Wołyniu, apogeum zbrodni, kiedy Polacy zamiast do kościoła, poszli do nieba, ale poprzedziły to nie mieszczące się w ludzkiej głowie męczarnie. Nie sposób zapomnieć o całych wsiach, które zostały zmiecione z powierzchni ziemi przez pożogę zbrodni. W około 150 z nich stoją krzyże, rzadko są to pomniki. W około 1350 miejscowościach nie ma do dziś ani mogił, ani krzyży. Czasami jakaś telewizja pokaże staruszkę Ukrainkę, której ojciec nakazał troszczyć się o ukryte głęboko w ziemi polskie nekropolie, i chwała jej za to! Zwłaszcza, że bezlitosne OUN-UPA zabijało także Ukraińców pomagających Polakom. 

Gdy trwały przygotowania do realizacji filmu „Wołyń” (2016), odebrałam w kurii telefon od pana pochodzącego z diecezji płockiej, który poszukiwał starych ławek kościelnych do scen w kościele. Udało się je zdobyć. Gdy tylko film „Wołyń” wszedł na ekrany, poszłam go obejrzeć. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak realistyczny. Podczas seansu wielokrotnie zamykałam oczy. To było za „mocne”, żeby można było tak po prostu oglądać. 

Obejrzałam ten film tylko raz. A skoro ja nie byłam w stanie go oglądać, to co dopiero powiedzieć o tych, którzy musieli to przeżyć? Co powiedzieć o zabijanych kosami, widłami, siekierami? Ofiary bestialstwa, o którym nawet pisać trudno. Umierający w męczarniach i patrzący na śmierć najbliższych, którym przecież nie byli w stanie pomóc. Ich doczesne szczątki, mimo upływu tak wielu lat, wciąż leżą gdzieś w szczerych polach, a o tej porze roku porastają je łany ukraińskich zbóż.    

Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, a Polacy okazali się narodem niezwykle empatycznym i solidarnym, pomyślałam, że to jest bardzo chrześcijańskie: nie myślimy teraz o Wołyniu, o wzajemnej, trudnej i skomplikowanej historii, tylko ofiarnie pomagamy, bo taka jest potrzeba chwili. Ale… No właśnie. Choć to pewnie jeszcze bardzo długa droga jako Polacy mamy prawo i obowiązek, ze względu na rozmiar tamtej tragedii, domagać się ekshumacji i grobów dla tych naszych przodków, którzy urodzili się w tamtym złym czasie i jeszcze gorszym miejscu. Mamy prawo i obowiązek domagać się szacunku dla polskich ofiar tragedii noszącej znamiona ludobójstwa. 

Jacek Borkowicz w „Przewodniku Katolickim” (nr 27/2023) napisał: „Pojednanie kroczy przed sprawiedliwością, ale przed pojednaniem kroczy prawda. Nie sposób doprowadzić do zgody między narodami, jeżeli w relacjach między nimi dominuje duch nieszczerości lub zakłamania”.   

Fot. TwojaHistoria.pl