„W 1920 r. Płock doznał najazdu, o jakim od XIII wieku nie słyszał. B o l s z e w i c y najechali na Polskę” – tymi słowami bł. abp. Antoni Julian Nowowiejski rozpoczyna opis najazdu bolszewików na Płock w swojej monografii historycznej, napisanej podczas „wojny wszechświatowej” i uzupełnionej w roku 1930. Rok 1920 był jednym z najważniejszych w historii miasta. Zachowało się wiele publikacji z tamtego okresu, ale sięgnęłam po tę niebanalną, aczkolwiek zapomnianą nieco monografię wybitnego Pasterza i znakomitego historyka.
Monografia arcybiskupa Antoniego Juliana Nowowiejskiego po raz pierwszy ukazała się w roku 1917, a więc relację z „bitwy płockiej” dodano dopiero w roku 1930. W porównaniu do innych opisów historycznych jest dość krótka, ale ciekawa.
Najpierw Nowowiejski, w 1920 roku jeszcze biskup, pisze o uciekinierach, których ze wschodu docierali na terenie diecezji płockiej. W ślad za nimi zaczęły nadchodzić informacje o „bandach bolszewickich”, zbliżających się do Płocka, a przecież miasto nie miało wojska! Urzędy cywilne i banki opuściły miasto, wokół kopano okopy, a w mieście – barykady. Wreszcie młodzi nowo powołani żołnierze się pojawili, a porządku w mieście pilnowała straż obywatelska.
30 lipca wtedy jeszcze biskup Nowowiejski polecił proboszczom, aby nie opuszczali swoich parafii. 11 sierpnia wydał odezwę, aby nie zaprzestać kultu, a kto parafię opuści, narazi się na kary kościelne i pozbawienie urzędu pasterza. 14 sierpnia, w obawie przed atakiem, wiele osób wyjechało z miasta „lecz duchowieństwo z biskupem pozostało”. „Dzień 15 przeszedł spokojnie, w bazylice katedralnej od 5-ej rano do 10 wieczorem przed przenajśw. Sakramentem modlono się o opiekę”.
Piechota bolszewicka najpierw dotarła do folwarku w Trzepowie. Z prawej strony Wisły pod Płock zaczęło podchodzić 1.200 kozaków kubańskich. 18 sierpnia Polacy chcieli wyprzeć najeźdźcę z Trzepowa, ale się nie udało. „(…) około 2-ej popołudniu, nastąpił niespodziewany atak jazdy bolszewickiej z pod dowództwa Gay-Chana na miasto ku rogatkom dobrzyńskim i bielskim”. Zaczęła się toczyć regularna walka, jazda bolszewicka „gwałtownym atakiem przełamała opór niedoświadczonego żołnierza (…). Nastąpiła straszliwa ucieczka żołnierzy w stronę Wisły przez ul. dobrzyńską i poza miastem ku Imielnicy. Ci, którzy nie uciekli, zostali wzięci do niewoli lub zarąbani”.
Najeźdźcy budzili przestrach: „Żołnierz to był potworny, w czerwonych koszulach i spodniach, w baranich czapach, rozczochrany, z obnażoną szablą w dłoni. Prawdziwi zbóje”. Oczom płocczan ukazała się armia, która z regularnym wojskiem nic wspólnego nie miała. Najtrudniejsza była noc: bolszewicy strzelali z kulomiotów ustawionych w najważniejszych częściach miasta, a z misjonarskiej armatą atakowali szpital.
Wrogowie „pastwili się nad żołnierzami”, którzy niesubordynowanie uciekali: odcinali im głowy, rozbijali czaszki, siekli szablą. „Szpital sanitarny żołnierski za miastem wyrżnęli, sanitarjuszkę zniewolili”. A ludność cywilną grabili i się nad nią znęcali. „Księży w seminarium i, gdzie tylko ich napotkali, grabili, grozili im, po pijanemu przytem, śmiercią, przytykając rewolwer do twarzy; wiele rodzin płakało, że im córki, siostry lub żony znieważyli”.
Kanonada i bitwa na ulicach zaczęła słabnąć rano 19 sierpnia. Około 11:00 walka się zakończyła. Zginęło około 300 żołnierzy, 450 bolszewicy wzięli do niewoli, zginęło kilkunastu cywilów. Wśród najbardziej zniszczonych obiektów znalazło się seminarium duchowne, dom pobenedyktyński przy katedrze i miedziany dach katedry, podziurawiony przez kule jak sito. Bardzo ucierpiały ulice: „kolegjalna, dominikańska, misjonarska, teatralna, piekarska, dobrzyńska, gimnazjalna, płońska”.
O godzinie 11:00 od strony Wisły weszła polska piechota, która oczyściła miasto z bolszewickich maruderów. Na szczęście dla Płocka, nie dotarła do niego piechota bolszewicka nadchodząca od Włocławka – ominęli miasto, uciekając w stronę Mławy. Jednak przerażenie wśród mieszkańców było tak ogromne, że gdy 19 sierpnia o siódmej wieczorem w mieście zaczął ktoś strzelać, całe tłumy uciekły na noc do Radziwia. Autor monografii chwali płocczan za męstwo, niektórych z nich osobiście odznaczył krzyżem walecznych marszałek Piłsudski.
„Bitwa ta i rabunek z nią połączony pozostawiły po sobie ten pożytek moralny, że otrzeźwiły tych, którym mrzonki bolszewickie się uśmiechały. Kilka lat trzeba było, zanim Płock, po tym pogromie przyszedł do dawnego wyglądu” (s. 171), kończy opis Arcybiskup.
Na zakończenie pozwolę sobie zacytować jego słynne zdanie z orędzia z 11 sierpnia 1920 roku: „W takich razach trzeba być bohaterem”.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Płock. Monografja historyczna, napisana podczas wojny wszechświatowej, poprawiona i uzupełniona w roku 1930. Wydanie II (reprint)” [zachowano pisownię oryginalną].