Ma być cieplutko, kolorowo i “magicznie”… A gdzie istota? Chodzi mi oczywiście o przesłodzone w mediach Boże Narodzenie. Aż niedobrze się robi od piorących mózg pioseneczek w stylu „Jingle bands” czy „I wish you a marry Christmas” (bo „Last Christmas” na szczęście w tym sezonie nie jest już modne). Ten lejący się zewsząd „cukier” ma odwrócić uwagę od istoty tych świąt. A jest nią osoba Jezusa Chrystusa.
Ci Polacy, którzy zaczynają myśleć o Bożym Narodzeniu od Adwentu, musieli jakoś sobie poradzić emocjonalnie z faktem, że świąteczne reklamy pojawiły się w telewizorni w październiku, a płocczanie - ze świątecznymi dekoracjami na ulicach Starego Miasta od początku listopada.
Świat przyspiesza i święta też przyspieszają. Cały listopad był już w sklepach pseudo-świąteczny. O przecież nie to w czasie Bożego Narodzenia chodzi, żeby jak najwięcej rzeczy przejeść i posiadać. I nie o to chodzi, żeby wprawiać się w zakupowy trans, dostawać białej gorączki na myśl, że nie ze wszystkim zdąży, bać się, czy prezenty zadowolą bliskich i przyjaciół.
I jeszcze dochodzi to nieustanne wmawianie nam, że Boże Narodzenie jest przede wszystkim dla dzieci, że trzeba im zostawić pod choinką nie wiadomo, co, że muszą mieć wszystko to, o czym marzą. Z miłości do dzieci dorośli wpadli już w niejedną pułapkę „mieć nad być”.
Przed Wielkanocą szaleństwo jest zdecydowanie mniejsze. Może, dlatego w pewien sposób wolę mrok Wielkiego Postu, dramat Drogi Krzyżowej, apogeum Triduum Paschalnego?
Ale na Boże Narodzenie po ludzku się cieszę: czcząc Dzieciątko w betlejemskim żłóbku myślę o Jego przyszłości: o normalnym dzieciństwie w zwykłej, rzemieślniczej rodzinie, miłości do mamy i taty, naukowej przygodzie z mędrcami w świątyni jerozolimskiej.
Ewangelie nie przesadzają z informacjami o dzieciństwie Jezusa. Nie bez powodu - mamy przede wszystkim znać Jego dorosłe życie. Ale na Boże Narodzenie świętujemy Wcielenie, bo to nas ratuje, że Bóg postanowił być człowiekiem. I ta ogromna moc słów, że „Słowo stało się Ciałem”…
Z Dzieciątka wyrośnie Jezus Chrystus. Jego życie nie było przesłodzone, a widoczny po ludzku koniec przerażający. Jednak gdyby nie było Wcielenia, nie byłoby też Zmartwychwstania. I o tym będę myśleć przy wigilijnym stole, na Pasterce, na Mszach św. w Boże Narodzenie, w Niedzielę Świętej Rodziny oraz w uroczystość Trzech Króli.