Fragment książki „Ziemia Boga w
20 tajemnicach” Paula Badde, napisanej w mojej ulubionej reportersko-religijnej
narracji, o wizycie Jana Pawła II w 2000 roku w Ziemi Świętej, w Instytucie Yad
Vaszem: „Kantor podjął śpiew. Sześciu ocalałych przedstawiono papieżowi z
Polski, a między innymi – wśród łez – Edith Zirer pochodzącą z jego stron. W
dniu wyzwoleniu obozu koncentracyjnego młody ksiądz znalazł ją chorą na
gruźlicę i bezsilną na ogrodzeniu obozu. Dał jej pierwszą kromkę chleba i kubek
herbaty i na własnych ramionach zaniósł trzy kilometry na najbliższą stację
kolejową. Jego nazwiska nigdy nie zapomniała – Karol Wojtyła”.
Nie znałam tego wątku z biografii
Karola Wojtyły. Młody ksiądz po prostu ją „wziął i zaniósł”. Nie zastanawiał
się, że chora, pewnie ma wszy, może okazać się zbyt ciężka. On tak po prostu,
naturalnie, z odruchu serca, uratował jej życie. Zobaczyli się powtórnie po wielu
latach, ale Edith cały czas pamiętała. Jedna z kandydatek do europarlamentu
(już wiadomo, że ponownie w nim nie zasiądzie) w jednym z programów
publicystycznych powiedziała, że 8 mln ludzi oglądało kanonizację w publicznej
telewizji w niedzielę 27 kwietnia, bo to była niedziela, wolny dzień i po
prostu tylko grał im w domu telewizor.
A moi znajomi mają 300 kanałów i specjalni
włączyli ten z transmisją kanonizacji, podobnie jak kilka milionów innych
ludzi. I wcale nie należą do ludzi bardzo religijnych, po prostu nie wyobrażali
sobie, żeby nie obserwować na bieżąco tego niezwykle ważnego dla Polaków
wydarzenia. Bo przecież drugiego takiego cudu raczej nie będzie. Piszę
„raczej”, ponieważ tylko Opatrzność zna przyszłość.
Papież rodziny jako jeden z celów
swojej pasterskiej misji postawił sobie troskę o rodzinę, o życie od poczęcia
do naturalnej śmierci. To, o co w tym tak naprawdę chodzi - praktycznie, a nie
tylko teoretycznie, zrozumiałam w ostatnich tygodniach. W niedzielę
kanonizacyjną moja siostrzenica urodziła córeczkę. Cała rodzina oszalała z
miłości do dziecka, które pewnie nie jest tego świadome, ale to uczucie po
prostu unosi się w powietrzu. Mama dziewczynki zwierza się, że maleństwo tuż po
urodzeniu, gdy już trzymała je przy sobie, pachniało kwiatami. Być może zostało
umyte w jakimś pięknie pachnącym płynie do tego typu kąpieli, ale jej rodzice
już do końca życia zapamiętają towarzyszący niemowlęciu zapach kwiatów, który
ich oszałamiał.
I ostatnia pokanonizacyjna
refleksja. Gdzieś tam wypowiadał się młody mężczyzna, który prowadzi w
internecie coś w rodzaju informatora o papieżu Franciszku. W tych dniach
zajmuje się jego wizytą w Ziemi Świętej. Oczywiście ten „specjalista od
doktryny” pozwala sobie na komentarz, że Kościół powinien być bardziej dla
ludzi i zmienić „procedury”. Owszem, najlepiej to pozwolić na wzięcie ślubu
kościelnego bez bierzmowania i trzymanie dziecka do chrztu, żyjąc w konkubinacie.
Ciekawe, co na to Pan Jezus?