Radio Watykańskie podało, a pozostałe media podchwyciły i świat obiegła wiadomość, że amerykańskie czasopismo „National Geograpfic” uznało Maryję za najbardziej wpływową kobietę na świecie. Dwa tysiące lat temu Miriam kryjącej się z porodem w jakiejś szopie, wśród zwierząt domowych, nigdy by to do głowy nie przyszło, bo i skąd. Jej świat kończył się na Judei i Galilei. Dziś zna ją cały świat.
Maryja znalazła się na okładce czasopisma, poza tym poświęcono jej obszerny artykuł, w którym cytowani są naukowcy, parający się różnymi dziedzinami wiedzy. Jeden z nich uznał, że Maryja jest ideałem kobiety, inny, że najczystszą i najcnotliwszą kobietą na świecie. Z kolei autorka artykułu Maureen Orth od siebie dodała, że „modlitwa za wstawiennictwem Maryi jest fenomenem globalnym”.
Rzeczywiście, tu Maryi nikt nie przebije. Wystarczy rozejrzeć się po naszych kościołach: jej liczne obrazy i figury, a przed nimi odmawiane „Zdrowaś Mario”, „Pod Twoją obronę”, „Litanie loretańskie” czy różańce, to najpopularniejsze formy kultu. Swego czasu zaczęto nawet strofować lud, żeby nie modlił się do Maryi częściej niż do Jezusa. Ale tak to już jest, że ludzie potrzebujący duchowej otuchy chętnie przytulą się do tej Kobiety, czy też, jak mówi jedna z pieśni, schronią pod „płaszczem Jej opieki”.
My, katolicy w Polsce, mam takie wrażenie, w przeciwieństwie do czytelników „NG”, nie patrzymy jednak na Maryję jak na kogoś, kto inspiruje kulturę i sztukę, choć owszem, nawet w Płocku ostatnio modne stały się warsztaty ikonopisarskie, a przedstawienie Matki Bożej jest jednym z najchętniej wykonywanych. Maryja, to ktoś, do kogo zawsze możemy się zwrócić, zwłaszcza wtedy, gdy nam trudno i ciężko.
Mamy poczucie, że Maryja nas dobrze zrozumie, bo na przykład wie, co to znaczy przeżyć dramat. Ten, którego doświadczyła na Golgocie, był nie do opisania. To było cierpienie niewyobrażalne dla matki, która patrzy na męczeństwo Syna, przecież dobrego człowieka.
Po przeczytaniu wspomnianej notatki prasowej pomyślałam jednak także o innych kobietach, które poszły drogą Maryi i dzięki temu świat o nich pamięta. To święte i nie-święte kobiety, osoby mądre, heroiczne, dzielne. Że wspomnę chociażby o św. Teresie z Avili, której 500. rocznicę urodzin obchodzimy w tym roku. Coraz popularniejszą św. Ritę, kobietę, która podźwignęła się po stracie męża i synów. Jakże dobrze znaną w naszej diecezji św. siostrę Faustynę Kowalską, która „drażniła inne siostry”.
Kilka lat temu ktoś podarował mi książkę „Kobiety Boga. Objawienia w życiu świętych niewiast” Jacka Pawła Laskowskiego. Czytałam ją z zainteresowaniem, bo oprócz życiorysów św. Hildegardy z Bingen czy Joanny d`Arc autor przedstawia także mniej znane kobiety Kościoła, które jednak potrafiły pokonać swoje słabości, oddały się całe Bogu i zapisać w historii Kościoła.
Jedna z nich, Brygida Szwedzka – „kobieta twarda”, matka ośmiorga dzieci, pątniczka, mistyczka. Z czasem zrozumiała, że życie jest walką, wojną przeciw mocarzom ciemności – „Wojną po stronie Boga. Wojna bezwzględną, nieludzką”. Brygida więc walczy: o nawrócenie króla i o Kościół, gdy wzywa papieża do powrotu z Awinionu. I nazywa rzeczy po imieniu, choć to język ostry i bezkompromisowy. Nie udało jej się wprawdzie zapobiec zerwaniu więzi między Bogiem a społeczeństwem, jednak nie przegrała – „bo jej proroctwo wciąż walczy, ponieważ niezmiennie trwa w nim pragnienie Boga”.
Albo Angela z Foligno, „żywioł seksu”. Po nawróceniu chce obiecać Bogu życie w czystości, jednak: „Przypomina nałogowego palacza, który chce rzucić palenie. W głowie jej się nie mieści, że takiej obietnicy można dotrzymać”. Dotrzymuje, ale dopiero od momentu, gdy pojmie, że moc ludzkiej natury jest w Bogu.
Z naszego, polskiego podwórka to może być Rozalia Celakówna, pielęgniarka, którą przepełnia myśl o intronizacji Jezusa Króla Polski, a jej przepowiadanie jest zgodne z nauczeniem papieża Piusa XI: „Miała dziewiętnaście lat, kiedy pogrążona została w mrokach cierpień duchowych tysiąc razy gorszych od śmierci; w straszliwie oczyszczających doświadczeniach otarła się o odrzucenie i potępienie”. Z czasem dochodzi do wniosku, że Polska jest intronizacji niegodna, bo nie chce się oderwać od swoich grzechów.
To były też „wpływowe” kobiety, mniej lub bardziej. Polecam tę lekturę, aby się o tym osobiście przekonać.