Fakt, że telewizja robi ludziom wodę z mózgu, to „oczywista oczywistość”. Gorzej, że na telewizyjne pułapki najszybciej nabiera się młode pokolenie. Wierzą, że każda kucharka będzie Magdą Gessler, każda sprzątaczka Perfekcyjną Panią Domu, a każdy młodzieniec zajmujący się modelingiem - top-modelem. Nieprawda, za to może to zaciążyć na poziomie dążeń zawodowych ich dzieci.
Młoda matka mówi do swojej małej córki, bawiącej się plastikowymi garnkami: „Ucz się gotować, może będziesz Magdą Gessler, przecież gotowanie to sztuka”. Słysząc to z sarkazmem komentuję: „Sztuka to może być mięsa”. „Oj, bo ty byś od razu chciała, żeby ona była naukowcem” – słyszę w odwecie. Nie, aż naukowcem niekoniecznie, ale czemu miałaby nie wykonywać jakieś zawodu związanego z pracą umysłową? – myślę sobie w duchu.
Owszem, jeśli lubię gotować, to może i dobrze wiedzieć, jak zrobić kleks ze śmietany na zupie, żeby zaraz nie zatonął, ale po co mi wiedza, jak układać ręcznik, żeby nie było widać szwów? A tego właśnie uczy w telewizji jedna ze wspomnianych pań.
Magda Gessler latami pracowała na to, żeby zostać kucharskim guru. Od kilku lat z powodzeniem w promocji wspiera ją komercyjna telewizja. Czasami oglądam ten program i choć hejterów na forach nie brakuje, odnoszę wrażenie, że kobieta jest fachowcem. Ale ile kucharek to drugie Magdy Gessler?
Druga w kolejce ustawiła się Małgorzata Rozenek. Na Boga – ta kobieta jest prawniczką, tak ją przynajmniej przedstawiano, zanim ruszył program. Zrobiona na lalkę, święci sukcesy i dostała już drugi program w tej samej telewizji; tym razem będzie podnosić poziom hoteli. Perfekcyjna Pani Domu zna się na wszystkim: środkach czyszczących, praniu firan, rodzajach dywanów, budowie szczotki do zamiatania etc.
A ja się pytam: czy w którymś z tych sprzątanych na wizji domów (nota bene, żeby do takiego nieładu dopuścić, trzeba być niezłym leniem) ktoś widział półki z książkami? Coś takiego w tych domach nie istnieje. Stąd pewnie ten publiczny, bezwstydny brud.
Pułapek telewizji, robiących wodę z mózgu tym, którzy nie lubią albo nie chcą trochę pomyśleć, nie brakuje. O tym, jak manipulować odbiorcą dowiedziałam się jakiś czas temu na studiach z PR. Ludziom można wcisnąć każdy kit (przepraszam za to kolokwialne słowo). Umiejętnie opakowany (jak ciastka w czerwonym papierku na półce w sklepie – wtedy wiadomo, że dziecko zatrzyma na nich wzrok). Dobry marketing przecież nie jest zły.
I tu od razu do głowy przychodzi mi historyjka opowiadana przez panią od zajęć z coachingu (zresztą bardzo profesjonalną i sympatyczną). W wielkim skrócie była o Sindbadzie, który zechciał pomóc młodej damie podążającej do ukochanego, ale w zamian za oddanie mu się w naturze.
Pani była mile zaskoczona naszą grupą, ponieważ uznaliśmy, że Sindbad to człowiek pozbawiony zasad, a wręcz „dno moralne”. Otóż okazało się, że właśnie na niego najwyżej stawiali… marketingowcy oczywiście. Gdy nasza wykładowczyni miała zajęcia ze studentami marketingu, zdaje się że wszyscy uznali, że Sindbad działał zgodnie z prawami rynku – coś oferuje, więc coś musi dostać w zamian.
I jeszcze na zakończenie coś z politycznego poletka. Na tej samej zasadzie – telewizyjnego lansu, liderzy partii politycznych wybrali kandydatów na prezydenta. Wystarczy, że ktoś jest młody i ładnie wygląda. Więc znowu nie będzie merytorycznie, ale wizyjnie. Liderzy nie startują, ponieważ już się zużyli i dostaną po kilka procent poparcia, a z tym sobie ich ambicje nie poradzą. Cóż, jaka partia, taki kandydat.