W dzieciństwie w jedynym wówczas programie telewizyjnym oglądałam serial „Stawiam na Tolka Banana”. Od czasu do czasu używam tego określenia, aby żartobliwie podkreślić, za kim stoję, kogo popieram, kogo za coś konkretnego lubię. Od kilku tygodni stawiam na Kubę. Kubę Błaszczykowskiego. Czy zwróciliście uwagę Drodzy Czytelnicy, jak on potrafi dziękować Bogu?
Ten post miał powstać przed meczem ze Szwajcarią, ale wiatr życiowych zawirowań przeniósł go na czas „po Euro”. W finale się nie znaleźliśmy, reprezentacja „sportu narodowego” już w kraju. Czas na refleksje.
Najważniejsza dla mnie dotyczy zachowań i reakcji Jakuba Błaszczykowskiego. Telewizja doskonale chwytała moment, gdy nasz piłkarz po sukcesie na boisku dziękował, wskazując na niebo i spoglądając w nie. Od poprzedni mistrzostw w Polsce i na Ukrainie wiemy już, że dziękuje Bogu i swojej mamie, którą stracił w dzieciństwie. Może dlatego między innymi czuję z nim pokrewieństwo dusz?
Błaszczykowski nie funkcjonuje w środowisku, które jest specjalnie religijne, jak sądzę. Myślę, że publiczne przyznawanie się do wiary w gronie młodych, zdrowych, silnych mężczyzn, którzy na boisku rywalizują sprytem i zręcznością, to nie jest łatwa sprawa. Może oni już się do niego przyzwyczaili, ale tak czy inaczej musi od czasu do czasu dostrzegać ich zdziwione, bo mam nadzieję, że nie drwiące, spojrzenia czy komentarze.
Najwidoczniej jednak, ten na pierwszy rzut oka niepozorny mężczyzna, w ogóle się tym nie przejmuje. I za to go cenię. Dla „Szlachetnej Paczki” powiedział: „Po porażkach jestem silniejszy”. Jakie to chrześcijańskie! Przecież największą porażkę w życiu poniósł nasz Mistrz Jezus Chrystus, a dzięki niej my mamy nadzieję na to, że kiedyś nie ogarnie nas wieczna ciemność.
Kuba Błaszczykowski wierzy w Boga i potrafi Mu dziękować. Swego czasu w prasie katolickiej (zdaje się, że w „Przewodniku Katolickim”), przeczytałam ciekawy artykuł o tym, czemu w Holandii katolicyzm obumarł. Otóż mieszkańcy tego kraju kilka wieków temu zaczęli wyznawać „wiarę racjonalną”.
Polegała ona na tym, że mieszczańskie społeczeństwo starało się żyć wedle Dekalogu i spełniać uczynki miłosierdzia, ale nie dziękowało Bogu. Syci Holendrzy nie mieli potrzeby dziękczynienia Bogu za otrzymywane od Niego dobro. Takie chrześcijaństwo niemal padło.
Komu Błaszczykowski podziękował najpierw po powrocie z ziemi francuskiej do polskiej? Swojej babci, zamieszkałej we wsi Truskolasy koło Częstochowy. Babcia wychowała go na porządnego człowieka, a co za tym idzie na porządnego piłkarza. Truskolasy powitały pana Jakuba jak trzeba. A piłkarz nikomu nie odmówił autografu.
„Wasze wsparcie było dla mnie bardzo ważne. Coś takiego, co tu się właśnie wydarzyło, pozostanie w moim sercu do końca życia. To zabiorę do grobu. Dziękuję wam bardzo za to. Dziękuję babci za to, że wychowała mnie na takiego człowieka, na jakiego wychowała” – mówił wzruszonym, łamiącym się głosem. Dodał, że dziękuje też ojcu za przekazanie ważnych wartości (już kilka lat temu powiedział, że mu przebaczył). Truskolaszczanie na słowa piłkarza reagowali owacyjnie.
Panie Jakubie! Dopóki Pan walczy, jest Pan zwycięzcą. I niech żyje babcia!