Rolnik szuka katoliczki

Od razu go polubiłam - ze zdjęcia. Pierwszego odcinka nowej edycji programu „Rolnik szuka żony” nie oglądałam, ale nazajutrz zajrzałam do portali. Szok, niedowierzanie, wielkie emocje - jeden z uczestników zastrzegł, że interesuje go tylko praktykująca katoliczka. To aż takie dziwne? To teraz z takich deklaracji robi się newsy? Owszem, takie czasy.

Image.jpeg

Od razu go polubiłam - ze zdjęcia. Pierwszego odcinka nowej edycji programu „Rolnik szuka żony” nie oglądałam, ale nazajutrz zajrzałam do portali. Szok, niedowierzanie, wielkie emocje jeden z uczestników zastrzegł, że interesuje go tylko praktykująca katoliczka. To aż takie dziwne? To teraz z takich deklaracji robi się newsy? Owszem, takie czasy. 

Jeden z portali doniósł, że od czasu emisji odcinka zerowego największe emocje wśród widzów wzbudzał 29-letni Szymon, który od początku zastrzegał, iż poszukuje wierzącej i praktykującej katoliczki o czystym sercuGdy czystość zrobiła się niemodna i raczej niechciana, bo wedle pewnej grupy osób, że tak to enigmatycznie określę, świadczy o małej atrakcyjności młodych osób, ktoś ma odwagę szukać osoby, która kocha Boga, więc szanuje siebie i swoją seksualność. 

„Szukam katoliczki z prawdziwego zdarzenia” – deklaruje młody mężczyzna z Chrystusem na koszulce. Jeśli „nie będzie żyła z Bogiem”, Szymon się nią nie zainteresuje. Poprosił też o listy od dziewcząt ze wsi, ponieważ „miejska paniusia by się tu męczyła”. Niekoniecznie, znam osoby z miasta, które idealnie „przeflancowały się na wieś”, słyną ze swej pracowitości, lubią otoczenie natury, przyzwyczaiły się do innych niż miejskie warunki. 

Wspomniany portal poinformował swoich czytelników także o ciągu dalszym wymagań rolnika z Kierzkowa: „mimo że miał jasno sprecyzowane i bardzo określone wymagania, młody mężczyzna otrzymał bardzo dużo listów. A więc polska wieś albo Polska w ogóle katoliczkami stoi? To pocieszające.

Od wielu lat z żalem obserwuję, jak polska wieś odchodzi od Boga. Niestety… Te niekonieczne prace w obejściu, te drobne naprawy, wreszcie te poważne, wielogodzinne prace, zaplanowane właśnie w niedzielę. Gdzie nie gdzie jeszcze jedzie się wtedy na Mszę do kościoła, ale na tym świętowanie niedzieli się kończy. 

Przed laty świętowanie niedzieli miało jeszcze jeden wymiar – wspólnototwórczy: rodziny się wzajemnie odwiedzały, żeby przy wspólnym obiedzie lub przy cieście własnego wypieku po prostu ze sobą porozmawiać. Teraz niedzielne obiady wyparł grill w sobotę. To już zupełnie co innego. 

Chyba nikt na wsi nie przejmuje się też już abstynencją w sierpniu. Ale tu mała dygresja – mam wrażenie, że duszpasterze mówią o tym znacznie rzadziej, niż przed laty. Gdy byłam dzieckiem, pamiętam, że w moimi miejskim kościele parafialnym (parafia była miejsko-wiejska) wyłożona była tzw. księga trzeźwościowa, obok leżał długopis. Pamiętam też zachęty do wpisywania się do tej księgi. Nie było tłumów, ale pojedyncze osoby po Mszy niedzielnej na początku sierpnia jednak się do niej wpisywały. 

Z drugiej strony mogę spotkać się z zarzutem, że te księgi nie są już wykładane, bo nikt z nich nie korzysta (ł). Dostępność do alkoholu jest tak powszechna, że to aż nie do pomyślenia. Szkoda, że praktykami potężnych koncernów alkoholowych nie zajmuje się na przykład Polska Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, ona zresztą też ostatnio jest jakoś mało popularna. 

Powszechne zakupy w niedzielę, to kolejny aspekt braku świętowania niedzielina wsi. Prawie wszystkie wiejskie sklepy, prowadzone przez małych przedsiębiorców, otwarte są w niedzielę, a niektóre nawet w najważniejsze święta w kalendarzu liturgicznym. Ludzie wstępują do nich z zupełnie błahych powodów. Dlatego zdecydowanie jestem za ograniczeniem handlu w niedziele. 

Ale wracam do pana Szymona. Myślę, że jeśli będzie się modlił o dobrą żonę katoliczkę, to taką znajdzie. Podziwiam jego charakter i siłę ducha. Wie, czego chce i jest zdeterminowany, więc Boża opatrzność z pewnością będzie mu towarzyszyć.