Historia Racheli, żony patriarchy Jakuba, jest dość zawiła, najlepiej poznać ją w Piśmie Świętym (Księga Rodzaju), ale jest też wiele opracowań. Kobieta celem swego życia uczyniła posiadanie potomstwa. Udało jej się to, ale po urodzeniu drugiego z synów, niestety zmarła.
Rachela, dla jednych kobieta dzielna, dla innych przebiegła intrygantka, stała się bohaterką rekolekcji skierowanych przede wszystkim do „(…) matek, które dokonały aborcji, ale także do osób doświadczających jej pośrednio, takich jak rodzeństwo, dziadkowie czy lekarze. Będziemy dążyć do pojednania z Panem Bogiem, z dzieckiem, które straciło życie oraz ze sobą samymi. Rekolekcje będą opierać się na treściach Pisma Świętego”.
W rekolekcjach „Winnica Racheli” uczestniczy jednak znacznie większe grono, jeśli oczywiście chce. Dla sprawiedliwości dodam, że organizatorzy zapraszają na nie również „osoby, które nie podjęły żadnych działań w celu zapobieżenia aborcji. Jest to propozycja dla wszystkich, którzy doświadczają duchowego cierpienia z powodu utraty dziecka”. Szkoda, że nie padło wyraźnie: „do mężczyzn, którzy są ojcami zabitych dzieci”. Bo jak mi się wydaje, to potencjalny ojciec jest pierwszym człowiekiem, od którego kobieta w ciąży oczekuje wsparcia?
Skąd wynika moje szczególne zainteresowanie Rachelą? Kilka dni temu po zajrzeniu do fejsbuka poruszył mnie wpis jednego z dziennikarzy, notabene czytanego i lubianego przeze mnie. Pan redaktor przypomniał falę hejtu, jaka napłynęła do jego redakcji (katolickiej, jak można się domyśleć), gdy pewien biskup powiedział: „Klękam przed kobietami, które dokonały aborcji i mówię: «Nikt Cię nie potępił? Ja też Cię nie potępiam»”. Dalej jest mowa o miłosierdziu: „Przeżywają szok, nie tylko dlatego, że widzą biskupa na kolanach, ale oczekiwały podskórnie jakiegoś potępienia, oskarżenia, osądu, z którym często się spotykały. Odkrywają, że jest Ktoś jeszcze niżej niż ich grzech. To Jezus”.
Wpis sprowokował mnie do zadania pytania. Zapytałam więc, czy mężczyźni, którzy sprawili te ciąże, też klękali? „Nie, bo na te rekolekcje przyjeżdżały tylko kobiety”. A czy są rekolekcje dla mężczyzn, którzy przyczynili się do aborcji dokonanej przez ich kobiety? „Nie słyszałem”. Do dyskusji dołączył jeszcze jakiś mężczyzna, pisząc, że „oni by też tam znaleźli pomoc dla siebie”. Jedna z kobiet zaznaczyła, że „to rekolekcje również dla mężczyzn oraz osób pośrednio dotkniętych aborcją”, a inna że „przyjeżdżają nawet mężczyźni, ojcowie a nawet rodzeństwo nienarodzonych dzieci”.
Tak jakoś pomyślałam, że jednak gdzieś ci mężczyźni pozostają ukryci. Podobną refleksję mam po zobaczeniu krótkiej relacji z Sejmu. Panowie z partii promującej aborcję jakoś się nie garnęli do tego, aby razem z paniami posłankami zademonstrować z mównicy swoje oburzenie z powodu decyzji marszałka o przesunięciu pracy przy czterech projektach dotyczących życia i śmierci dzieci nienarodzonych po wyborach samorządowych, na dzień 11 kwietnia (muszę zastrzec, że nie oglądałam całej debaty na żywo, więc jeśli było inaczej, wycofuję się).
Kilkanaście lat temu w bardzo katolickim towarzystwie stwierdziłam, że o ile na kazaniach często mówi się o aborcji w odniesieniu do kobiety, która nosi dziecko w swoim łonie, o tyle nie usłyszałam ani jednego kazania o roli mężczyzn w związku z aborcją, czyli de facto zabójstwem dziecka. A z kim są te ciąże, ja się pytam? Minęły lata i moja statystyka powiększyła a się o… jedno kazanie. Eureka! A przecież chodzę do kościoła co najmniej raz w tygodniu.
Ciąża, to dzieło dwojga ludzi. Oboje są odpowiedzialni za poczęte dziecko, oboje równo powinni tę odpowiedzialność podjąć. Chowanie przez panów głowy w piasek, gdy dochodzi do „nieplanowanej ciąży”, a nie daj Boże namawianie do aborcji czy płacenie za nią, potwierdza tylko ich tchórzostwo. I udział w zabójstwie oczywiście też. I o tym należy mówić na kazaniach.
Fot. Rachela i jej siostra Lea - Dante Gabriel Rossetti (Wikipedia)