Od kilku lat mam problem z aniołami. Nie dlatego, że nie wierzę w ich istnienie, ale dlatego że nie godzę się na ich instrumentalne traktowanie przez ogół. Anioły są akceptowane nawet przez osoby nie mające łaski wiary w Boga. Odnoszę wrażenie, że obecny stosunek do aniołów, które przynoszą „pozytywną energię” (zdecydowanie nadużywane w popkulturze określenie), to pokłosie ideologii New Age, nijak mającej się do chrześcijaństwa.
Anioł według Fra Angelico (XV w.)
O aniele po raz pierwszy dowiaduje się dziecko w przedszkolu (jeśli jest tam religia) lub uczące się modlitwy „Aniele Boży, Stróżu mój…”. I odtąd wie, że może zwracać się o opiekę czy pomoc do dobrego ducha, który nam nim czuwa. Potem niestety wielu o tej ważnej modlitwie zapomina albo zastępuje modlitwą „Pod Twoją obronę”.
Nie wiem, ile mam w domu porcelanowych, szklanych, plecionych ze sznurka aniołów i aniołków… Wszystkie ktoś mi kiedyś podarował. Jeden gra na harfie, inny na skrzypcach. W sklepach widuję nieraz anioły przypominające nadobną blondynkę. Anioł to taki bezpieczny prezent: nie krzyczy bólem jak Jezus na krucyfiksie i nie ma smutnych oczu Czarnej Madonny.
Podarowano mi kiedyś książkę o. Anselma Grüna „33 aniołów na wszelakie potrzeby”. Kogo tam nie ma! Jest więc anioł od przygnębienia, tchórzostwa, wstydu, paniki urodzinowej a nawet od braku dostępu do sieci czy od zawieszonego komputera: „Anioł pokazuje mi, że zawieszony komputer może stanowić zachętę, aby choć raz zająć się czymś innym”.
Gdy ktoś mówi do kogoś „jesteś aniołem!”, wiadomo, o co chodzi – że obdarzona tym określeniem osoba zrobiła coś dobrego, bezinteresownego, niewątpliwie zasługującego na komplement. Jednak aniołem nie jest i nigdy się nim nie stanie. To zdecydowane, słowne nadużycie. Poprawia zapewne samopoczucie osobie obdarowanej tytułem anioła, jednak należy mu się przeciwstawić – nikt nie jest aniołem, po prostu bywa dobrym człowiekiem.
W tych dniach przyznano nagrodę „Anioł Życia”. Zgodzę się, że są nimi obdarowywani zasłużeni obrońcy życia. W tym roku laureatką została 94-letnia Wanda Półtawska i nikomu w Kościele nie trzeba wyjaśniać, kim jest Pani Doktor. Jej zasługi dla życia są niepodważalne. Jednak nazywanie tak nagrody, to uczłowieczanie aniołów czy też odwrotnie, „uanielanie” ludzi.
Na szczęście katolicy już wiedzą, że dziecko po śmierci nie staje się aniołkiem. Napis „Powiększył grono aniołków” spotyka się już tylko na starych nagrobkach dzieci, współcześnie nikt ich nie umieszcza. Dziecko rodzi się i umiera jako człowiek, anioły zaś, choć też stworzone przez Boga, są bytami duchowymi istniejącymi tylko w przestrzeni nieba.
Anioły w teologii są bardzo ważne. Zajmuje się nimi osobna gałąź nauki – angelologia. Były przy narodzinach Jezusa i przy Jego zmartwychwstaniu, pojawiały się w najważniejszych momentach historii zbawienia. Do jednego z nich wielu z nas modli się codziennie – do św. Michała Archanioła, który uniemożliwia złym mocom wpływ na nasze życie.
Jednak anioły to nie jakieś tam nijakie byty, od wszystkiego i od niczego. Wedle tego, co podaje Katechizm Kościoła katolickiego, anioły to istoty niecielesne, usługujące Bogu i adorujące Go, pomagające wypełnić Jego zamysł, opiekujące się ludźmi (pomijam aspekt aniołów zbuntowanych). Święty Augustyn mówi, że określenie „anioł” odnosi się do funkcji, jaką pełnią te byty: są wykonawcami rozkazów Boga, Jego wysłannikami (por. KKK 329).
„Jako stworzenia czysto duchowe aniołowie posiadają rozum i wolę: są stworzeniami osobowymi i nieśmiertelnymi. Przewyższają doskonałością wszystkie stworzenia widzialne. Świadczy o tym blask ich chwały” (KKK 330).
Tej definicji zamierzam się trzymać, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia, gdy niektórzy nie widzą różnicy między Dzieciątkiem Jezus w żłóbku a aniołkiem na choince.