14 września po Płocku wędrowały Symbole Światowych Dni Młodzieży – Krzyż i Ikona Matki Bożej. Taka Droga Krzyżowa poza Wielkim Postem. Na mapie peregrynacji znalazły się miejsca, w których przebywa się codziennie, ale też takie, których chciałoby się uniknąć. Była więc szkoła i teren przy dużym sklepie, ale też szpital i więzienie. Rzeczywistość krzyża przenika je wszystkie.
foto: KRDP FM
Krzyż zmusza do wysiłku i krzyż wzrusza. Dlatego niektóre siostry pasjonistki czuwały przy nim przez całą noc, a po policzkach kobiety, która adorowała go w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia płynęły łzy. Jak powiedział słuchany w niedzielę na Mszy św. kaznodzieja - „Krzyż to całe życie”. To nie tylko jakiś jeden, szczególny ciężar, który wielu z nas dźwiga, ale wszystko, całokształt, także zwykła codzienność, z wszystkim co się na nią składa.
Biskup Piotr na rynku Starego Miasta w Płocku przypomniał maksymę „Stat crux dum volvitur orbis” – krzyż stoi, choć wali się świat. To się dzieje na naszych oczach – codziennie w mediach widać te tysiące uchodźców, dla których Europa to lepszy świat, a my jesteśmy tym tak zaskoczeni, że nie bardzo wiemy, jak reagować.
W tym wszystkim szokujący przykład sprzed wielu miesięcy z kazania innego kapłana: odwiedzana „po kolędzie” kobieta mówi, że nie ma w domu krzyża, bo on przynosi nieszczęście. Nie zbawienie, powiedziała, że nieszczęście. Tak powiedziała, bo tak jej pewnie ktoś inny powiedział i ona tak teraz myśli.
Peregrynacja Krzyża i Ikony poprzedza wydarzenia, które nastąpią w lipcu przyszłego roku – polskie Światowe Dni Młodzieży. Byłam na nich raz, ale za to w roku 2000. Ostatnio często towarzyszą mi obrazy z niezwykle gościnnej parafii Bresseo Treponti. Wtedy zobaczyłam, jak bardzo spontaniczni są Włosi, jak doskonale organizują imprezy i jak płynnie potrafią przejść od spontanicznej zabawy do modlitewnej zadumy.
Drugi rozdział tej religijnej przygody stanowił Rzym. Pokochałam go od pierwszej, trudnej nocy, gdy błądziliśmy, nie mogąc trafić do miejsca zakwaterowania, a nad rzymskimi ulicami wisiał księżyc w pełni. Cały czas twierdzę, że w Polsce tak ogromnej pełni nigdy nie było. A potem wiele ciekawych zdarzeń, jak na przykład to z Chińczykiem, który włoskiego księdza wziął za Polaka, więc po polsku mu się przedstawiał: „Dzień dobry, jestem Antoni”. A tego polskiego nauczył się z szacunku do papieża Polaka.
Wreszcie końcowe nabożeństwo na pagórkowatym Tor Vergata za miastem. Kto się tam znalazł, mógł sobie wyobrazić exodus – drogami pomiędzy pagórkami wiły się wielokolorowe wstęgi młodzieży (i starszej młodzieży), zdążające na ostatnie czuwanie z Papieżem. Siedziałam potem na wielkim, wybetonowanym placu koło smagłych młodzieńców, wyglądali jak mieszkańcy Ameryki Południowej. Częstowali mnie wodą mineralną (te rzymskie upały…). Gdy po wszystkim Papież odjeżdżał, aby odwrócić uwagę młodzieży, na włoskim niebie rozbłysły fajerwerki. Potem była ostatnia rzymska noc, ale za to pod gwiazdami. Niezapomniane chwile z przyszłym Świętym.
Po Włoszech i Rzymie w 2000 roku też peregrynowały Krzyż i Ikona. Stanowiły i teraz w Polsce stanowią swoistą forpocztę tego, co ma nastąpić. Wiele jeszcze przed nami, trudno wyobrazić sobie, ile przygotowań czeka jeszcze Kraków i polskie diecezje. Ale przecież ta peregrynacja Symboli czemuś służy. Wierzę, że doda ducha.
Krzyż nawiedza różne miejsca. Ile krzyż znosi? Zdejmowanie go z Sejmu, rugowanie z państwowych instytucji, układanie z puszek po piwie. Ale nie rezygnujmy z Krzyża ani w życiu, ani na ścianie. Niech on z nami będzie, zwłaszcza teraz, gdy niektórzy chętnie zastąpiliby go półksiężycem.