Polska kobieta idzie do polskiej apteki po pigułkę „EllaOne”, dla jednych wczesnoporonną, dla drugich antykoncepcyjną. Rząd zdecydował, że będzie ją mogła kupić bez recepty. To oczywiście bardzo dobra decyzja dla koncernów farmaceutycznych, znacznie mniej dobra dla tej kobiety, ale ona na razie nie chce o skutkach zażycia tego „leku” myśleć. A co w tym czasie porabia mężczyzna, który był z tą kobietą trochę wcześniej? Czy stoi obok w aptece?
Sprawa ta stała się przedmiotem mojej refleksji już parę ładnych lat temu. Jako praktykująca katoliczka, uczestnicząca w coniedzielnych Mszach św., wysłuchałam niejednego kazania o tym, jakim złem jest aborcja. Zgadzałam się z nimi w pełni: kobieta nie może mówić, że jej brzuch należy tylko do niej, życia trzeba bronić, ono jest darem Boga, od poczęcia do naturalnej śmierci do Boga należy.
Tylko o jednym nie mówili kapłani: o odpowiedzialności mężczyzn za poczęte życie, zupełnie jakby ono poczynało się przez pączkowanie. O tym, że niejednej kobiecie nawet cień myśli o aborcji nie powstałby w głowie, gdyby mogła liczyć na wsparcie swojego mężczyzny. Słynny tekst „zrób coś z tym” (oczywiście chodzi o poczęte życie), pochodzący z filmów i z życia, mówi sam za sobie. Wielu mężczyzn (nie wszyscy!), nie planujących ojcostwa, pozostawia kobietę w takiej sytuacji samą sobie.
Kiedy kilka lat temu poruszyłam tę sprawę podczas rozmowy w pewnym intelektualnym gronie, po moich słowach zaległo milczenie, a potem nastąpiła zmiana tematu. Otóż to, reszta jest milczeniem, jak napisał Szekspir. Najlepiej udawać, że tematu nie ma, bo jest jakby niewygodny.
Od kilku tygodni środowiska i media katolickie grzmią o tym, jak wielkie spustoszenie w organizmie kobiety sieje pigułka „dzień po”. I oczywiście mają rację. Zespół Episkopatu ds. Bioetycznych wypowiedział się jednoznacznie: „Zespół z niepokojem podkreśla, że stosowanie tzw. antykoncepcji doraźnej otwiera drzwi do istotnej zmiany kulturowej postaw i relacji międzyludzkich: propaguje swobodę seksualną i brak odpowiedzialności za podejmowanie relacji intymnych, banalizuje seksualność człowieka, niszczy ideał wyłączności relacji między kobietą i mężczyzną oraz pozwala na uwolnienie się od odpowiedzialności za drugiego człowieka”.
I dalej: „W perspektywie zasad życia chrześcijańskiego, stosowanie przez konkretną osobę tzw. antykoncepcji doraźnej skutkuje zaciągnięciem przez nią poważnej winy moralnej w postaci grzechu ciężkiego”.
Rozumiem, że z tego grzechu będzie musiał spowiadać się także mężczyzna? Ha! Czy oni w ogóle spowiadają się z grzechu aborcji, który popełniły ich kobiety? Nie wiem i nigdy się nie dowiem, ale wiem, że stowarzyszenia, ruchy, organizacje, fundacje nie chcą wypowiadać się publicznie na temat współodpowiedzialności mężczyzn za aborcję, antykoncepcję i pigułkę wczesnoporonną. To taki wygodny temat tabu.