W minioną niedzielę Opatrzność zawiodła mnie na niedzielną Mszę św. do kościoła św. Anny w Różanie, miasteczku leżącym w sąsiedniej diecezji łomżyńskiej. Już przed kościołem widać było, że coś się święci: ludzie niosący kwiaty i elegancko opakowane prezenty, orkiestra dęta, nastrój niepokoju i przygotowań do czegoś. Pod koniec Mszy św. okazało się, że tego dnia parafia żegna siostrę Kornelię – zakonnicę ze Zgromadzenia Świętej Rodziny, która przepracowała w niej, bagatela, 37 lat.
W Roku Życia Konsekrowanego nie mogłam chyba lepiej trafić. Laudacje na cześć siostry Kornelii trwały ze 40 minut, tylko trochę krócej niż Msza św. Niemal 40 lat pracy w jednej parafii robiło wrażenie: siostra była organistką, prowadził chór czterogłosowy, organizowała kolonie dla dzieci i pielgrzymki dla dorosłych; od tych ostatnich zresztą, jak dowcipnie zauważył jeden z laudatorów, była wręcz „uzależniona”.
Żegnały ją byłe chórzystki, przedstawiciele wspólnot parafialnych i burmistrz miasta i gminy. No właśnie – chyba kilkanaście lat temu siostra Kornelia została honorową obywatelką Różana z legitymacją numer jeden. Fakt, Opatrzność i przełożone pozwoliły jej pracować tak długo w jednym miejscu, w zakonach pewnie rzadko to się zdarza. To był niezwykle owocny okres w życiu siostry i Różana.
Na zakończenie siostra Kornelia lojalnie poprosiła o życzliwe przyjęcie siostry Cecylii – swojej następczyni. Już za kilka dni zamieszka w diecezji płockiej – w Mławie przy ul. Sienkiewicza, gdzie znajduje się jeden z dwóch domów jej zgromadzenia w tym mieście.
Po Mszy zaczęłam rozmyślać o moich znajomych zakonnicach i zakonnikach. Nie wiem, jak to robi siostra Agnieszka, ale sms-y od niej z zapewnieniem o modlitwie w mojej intencji przychodzą zawsze wtedy, gdy coś mi w duszy nie gra. Nie wiem też, dlaczego znany przez chwilę w przeszłości zakonnik czytał w moich myślach? Nie mam pojęcia jak siostra Ancilla radzi sobie z licznymi obowiązkami w klasztorze i szkole, i jeszcze ma czas na organizację spotkań formacyjnych dla świeckich?
W Czerwińsku salezjanie właśnie remontują zabytkowy klasztor, w Skępem przez wiele miesięcy czczono 260. rocznicę koronacji figury Matki Bożej Skępskiej, do Obór po uzdrowienie pielgrzymują tłumy. A płocka „Stanisławówka” z jej patriotycznymi tablicami na zewnętrznej ścianie? A siostry, które w czasie niedawno zakończonej pielgrzymki płockiej na Jasną Górę, nie zważając na upał, opowiadały o sobie, swoim powołaniu, charyzmacie zakonnym? Widać, że zakony swoją działalnością obejmują wszystkie sfery życia.
Jestem w trakcie lektury o pewnej znanej na całym świecie zakonnicy - św. siostrze Faustynie Kowalskiej, sportretowanej przez Ewę Czaczkowską w książce „Siostra Faustyna. Biografia świętej”. Książka jest tak dobrze napisana, że często mam wrażenie, jakbym czytała „Dzienniczek” bis. Pamiętam, jak kilka lat temu ks. rektor Mieczysław Ochtyra, przy okazji kolejnej rocznicy pierwszego objawienia Jezusa Miłosiernego w Płocku mówił o siostrze Faustynie, że „denerwowała inne siostry”. Tak to już jest z konsekrowanymi, że bywają nierozumiani. Nierozumiani – bo inni, bardziej boży. Myślę, że habit i welon stwarzają większy dystans niż sutanna.
Zakonnice i zakonnicy są wśród nas. Kościół bez konsekrowanych byłby pusty. Trudno go sobie wyobrazić bez ich modlitwy i ich pracy, bez ich kontemplacji z jednej strony, a zaangażowania w świecie z drugiej. Dla nich wszystkich są legitymacje numer jeden.