Tak się jakoś składa, że gdy mainstreamowe media nie lubią jakiegoś księdza, ja lubię go tym bardziej. Tym razem moją uwagę przykuły najpierw pseudo dramatyczne apele, że trzeba coś zrobić z ks. Jackiem Międlarem, a chwilę potem dość uspakajające komentarze, po co w ogóle ten szum wokół niego?
Wiem, komu „podpadł” ks. Międlar: lewicy, liberałom, mainstreamowi. Jest radykalny, podobnie jak ugrupowanie, z którym sympatyzuje. Nie śledzę na bieżąco poczynań Obozu Narodowo-Radykalnego, to fakt, ale też nie docierają do mnie informacje, że kogoś napadają i mordują w biały dzień, bo najzwyczajniej w świecie tego nie robią. Owszem, są radykalni, ale warto pamiętać, że mają odwagę otwarcie przyznawać się do swojego katolicyzmu i organizują Msze święte z okazji rocznic powstania swojego obozu. Też są Kościołem.
Inspiracją do tego wpisu blogowego są dla mnie dwa teksty o kazaniu ks. Jacka i jego działalności, które przeczytałam w czasie weekendu majowego, a zwłaszcza ten drugi – „Kapłan pachnący narodowcami” ojca Dariusza Kowalczyka SJ z Rzymu w tygodniku „Idziemy” (chętnie i często go czytuję). Miałam przyjemność rok temu osobiście posłuchać autora – był gościem Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej w Płocku. Jest dla mnie autorytetem.
W kontekście dyskusji o Synodzie Biskupów o udzielaniu Komunii św. osobom powiedział wtedy między innymi, że „(…) nie każda osoba rozwiedziona, żyjąca w drugim związku, żyje w grzechu ciężkim. Jezus działa w sposób pozasakramentalny, nieznany nam. Te osoby wiedzą, że nie mogą przyjmować Komunii św. Ci, którzy walczą o Komunię św. dla rozwiedzionych, negują działanie Boga na drogach pozasakramentalnych”, zanotowałam wtedy w depeszy do KAI. Ale wracam do ks. Międlara.
Podobnie jak ja, o. Kowalczyk wysłuchał kazania na Mszy z ONR z uwagą. Ja także nie znalazłam w nim nic, co by „usprawiedliwiało oskarżanie o antysemityzm, rasizm, faszyzm”. Jezuita słusznie komentuje, że ks. Jacek wzywał, by we współczesnej Polsce nie podawać się „tchórzostwu i bierności”.
W sugestywny sposób porównywał sytuację w której żyjemy w Polsce do tej, w której trwali Żydzi w Egipcie. O czym mówił między innymi? Że żyjemy w okupacji, gdzie wielu Polaków pokochało egipskie represje XXI wieku. Że wielu plecie o rzekomej wolności słowa, będąc na usługach zdrajców. Że mają miejsce: eugenika, karmienie kłamstwem, fabrykowanie fałszywych legend, dominacja establishmentu wykorzystującego słabszych, konfidenckie zagrywki. Że jest wiele infantylnych programach edukacyjnych, telewizyjnych i internetowych.
Że młode pokolenie wrzucone jest w aksjologiczną próżnię, którą chce się zapełnić lewackim chłamem. Że trzeba wyrażać sprzeciw wobec niszczeniu narodowej tożsamości. Że ciemiężyciele chcą zniszczyć narodowe dobro, które jest od 966 roku. Że tchórzowska polityka kompromisów próbuje Ewangelię dopasować do świata, a nie świat do Ewangelii. Że jest to coś diabelskiego, na co nie można sobie pozwolić. Że najpierw musi nastąpić intronizacja Jezusa w sercach. Że z choroby niewoli wyzwoli konfesjonał i spowiedź święta. Oraz że trzeba się modlić za „ciemiężycieli i kłamców”.
Owszem, ks. Międlar często używa ostrych słów, ale czy wszystkie kazania muszą być opakowanie w papierki po słodkich cukierkach? Owszem, były tam nuty antyeuropejskie, ale ONR przecież nigdy nie ukrywał, co sądzi o UE.
„Nacjonalizm to pogląd polityczny uznający interes własnego narodu za jedną z najwyższych wartości. Nie należy go mylić z szowinizmem, który bezkrytyczne uwielbienie dla własnego narodu łączy z pogardą dla innych. Chrześcijaństwo nie da się utożsamić z żadną wizją polityczną, ale z wieloma może współistnieć i współpracować, w tym także z ideą narodową” - o. Dariusz Kowalczyk.
W niepotrzebnie rozdmuchanym kazaniu nic niezgodnego z nauką Chrystusa i doktryną Kościoła nie znalazł też inny z kapłanów, ks. Tadeusz Isakiewicz-Zaleski: „Dopisywanie, że jest tam jakiś faszyzm, że szerzy nienawiść, to zwykłe kłamstwo”, opiniował duchowny, znany ze swej bezkompromisowości (W. Wybranowski, „Patriotyzm i powołanie”, „Do Rzeczy”).
Ale w Białymstoku mleko się rozlało. Smutne, że w takiej sytuacji zawsze też znajdzie się dyżurny zakonnik/ksiądz, który oczywiście poprze oburzenie mainstreamu. Nie gram z nim w jednej drużynie. Uważam, że zakonnik - misjonarz po prostu nazywał rzeczy po imieniu.
Księże Jacku, niech Bóg ma Cię w swojej opiece.