„Nowy Roku ty urodzaj naszym polom, łąkom daj, by jak śnieżnobiała brzoza, kwitł nasz ukochany kraj” – na początku nowego nucę z pewnym sentymentem tę PRL-owską, znaną z dzieciństwa piosenkę, która niezmiennie kojarzy mi się z zabawą choinkową w mojej starej, dobrej „podstawówce”. Przy okazji Nowego Roku – krótki koncert życzeń, czyli to wszystko, czego sobie i Państwu w ciągu najbliższych 12 miesiącach życzę:
Żeby Polacy nie bali się przyznawać, że wierzą w Boga i że Kościół jest dla nich ważny.
Żeby nie wstydzili się krzyża na Giewoncie i nie wycinali go komputerowo w filmach i gazetach promocyjnych.
Żeby godzili się z tym, na co nie mają wpływu i nigdy nie godzili się z tym, co jest sprzeczne z sumieniem i zdrowym rozsądkiem.
Żeby zapanował umiar: w słowach (mowa srebrem, a milczenie złotem) i czynach (bo nie każda aktywność jest wskazana i pożądana).
Żeby powszechne rzucanie inwektyw zastąpiła merytoryczna argumentacja.
Żeby ludzie nie wierzyli w wyssane z palca wróżby, astrologów, tarota, numerologię i Bóg wie, co jeszcze.
Żeby małych chłopcom w przedszkolach nie kazano zakładać sukienek, a małych dziewczynek nie zmuszano do zabawy śrubokrętami.
Żeby w mediach relacjonowano fakty, a nie emocje.
Żeby wiadomości ogólnopolskie nie rozpoczynały się od opisu kolejnej, nowej zbrodni.
Żeby artystki nie nosiły kolczyków w kształcie krzyża, bo krzyż nosi się na szyi, a nie ma uchu.
Żeby w kabaretach przestano kpić z duchownych i osób starszych.
Żeby Facebook przestał być traktowany jako „wyrocznia Pana”.
Żeby hejterzy poszli do spowiedzi.
Nawet, jeśli to tylko garść pobożnych życzeń, warto o nich pamiętać.