6 stycznia 2019 roku przed budynkiem Sejmu RP w Warszawie, gdy tysiące Polaków wędrowało w Orszakach Trzech Króli, miało miejsce wydarzenie bez precedensu. Barbara Nowacka, reprezentująca Inicjatywę Polską, przedstawiła tego dnia projekt ustawy, która ma doprowadzić do „rozdziału Kościoła od państwa”.
A
Ten rozdział oczywiście istnieje, ale w opinii polityków pewnej opcji go nie ma. „Boli ją” na przykład Fundusz Kościelny, który jest efektem historycznych działań prekursorów współczesnej lewicy. Gdyby pani Barbara chciała być w pełni wiarygodna, a nie tylko zajmowała się zdobywaniem elektoratu w jedno z najważniejszych świąt katolickich, zauważyłaby to z pewnością.
Nie jest moim celem odnoszenie się do zapisów tego projektu, streszczonych wielokrotnie zaraz po konferencji przed Sejmem w licznych mediach. Nie komentuję, co sądzę o zniesieniu finansowania religii w szkołach, wpisaniu lekcji religii na „listę dodatkową” czy likwidacji komisji rządowo-kościelnych. To postulaty dobrze „ograne”, wyciągane zazwyczaj przed kolejnymi wyborami przez partie lewicowe, które chwytają się ostatniej deski ratunku, aby nie utonąć w morzu innych propozycji politycznych.
A
Nie zgadzam się, że księża politykują, bo od kiedy świadomie uczestniczę w Mszach św., ani razu nie słyszałam kazania politycznego (często się zastanawiam, jak to robią dziennikarze niektórych mediów, którzy zawsze na takie kazania trafiają?). Nie uważam, że lekcje religii szkodzą rozwojowi dzieci i młodzieży. Nie podzielam poglądu, że wierzący są traktowani „dużo lepiej niż osoby niewierzące”.
A
Akurat! Bo to raz znalazłam się w sytuacji, w której czułam się niczym prześladowany chrześcijanin, gdy uczestnicy jakiegoś spotkania (często o charakterze towarzyskim) z premedytacją jak z rękawa sypali negatywnymi przykładami zachowań księży czy osób świeckich związanych z Kościołem, opisanych gdzieś tam, żeby tylko mi „dołożyć”. Bo to raz usłyszałam, że coś mówię „bo tak muszę”. Bo to raz utożsamiano mnie z partiami prawicowymi, choć nigdy do nich nie należałam ani publicznie nie prezentowałam swoich ewentualnych sympatii politycznych etc., etc.
A
Gdy niespełna 9 lat temu, w kwietniu 2010 roku, po tragedii smoleńskiej, znajoma prowadząca płockie biuro Jolanty Szymanek Deresz, klubowej koleżanki Izabeli Jarugi Nowackiej (mamy pani Barbary Nowackiej), poprosiła mnie o wpis do księgi kondolencyjnej po śmierci śp. pani Jolanty, uczyniłam to, choć nie podzielałam poglądów Zmarłej. Pomyślałam, że po śmierci, u Boga, nie ma lewicy czy prawicy, ale są ludzie, o których losie decyduje już tylko On sam.
A
Pani Barbaro! Pani naprawdę nie musi iść w żadnym z 752 orszaków w kraju czy 22 poza jego granicami. Pani może nie lubić Kościoła, księży, wiernych na niedzielnych Mszach św., ale na Boga – niech Pani wykaże się odrobiną szacunku wobec 1 miliona 200 tysięcy Polaków (kto wie, czy częściowo nie Pani wyborców ?), którzy 6 stycznia, mimo mrozu i wiatru, postanowili pójść w marszu do Jezusa, w którego wierzą i którym wiara, niczym sól, wciąż nadaje smak życia.