Tak o różańcu powiedziała pani Irena, jedna z uczestniczek rekolekcji dla zelatorów (czyli takich kierowników) Kół Żywego Różańca – że to „Ewangelia w pigułce”. Pomyślałam – racja! Zwłaszcza od kiedy do różańca dołączone zostały „tajemnice światła”, mamy już komplet. Ile jest takich kół w diecezji na razie nie wiadomo, ale wiadomo, że w parafii Pniewo jest ich… 43, w tym – i to jest ciekawe – 8 męskich.
Październik nieodłącznie kojarzy się z modlitwą różańcową. „Jak paciorki różańca przesuwają się chwile, nasze smutki, radości i blaski. A Ty Bogu je zanieś połączone w różaniec, Święta Panno Maryjo pełna łaski” - śpiewają dzieci w scholach. To one wykonują na lekcjach religii różańce, które potem znajdują się na wystawach w kościołach.
Różaniec rzeczywiście jest „Ewangelią w pigułce” – od zwiastowania po ustanowienie Eucharystii, zawiera wszystkie najważniejsze tajemnice z historii zbawienia. W czasie modlitwy człowiek się cieszy, smuci, przeżywa zmartwychwstanie Pana Jezusa. Niektórzy pogardliwie mówią, że to „klepanie zdrowasiek”, duszpasterze zalecają skupienie się na poszczególnych tajemnicach, ale ja mam swoją teorię: myślę, że ta modlitwa jest wysłuchiwana nawet wtedy, gdy w trakcie mają miejsce tzw. rozproszenia.
Modlitwa do Boga przez Maryję, tak czy inaczej, musi być skuteczna. Owszem, świat gardzi różańcem, ale różaniec nie gardzi światem. Ze wzruszeniem patrzę na siostry zakonne, które mają różaniec za pasem, nie odstępują go na krok. W kościele często paciorki różańca przewijają osoby starsze, niekiedy na Mszy Świętej, i wtedy trochę się zżymam, ale z drugiej strony myślę, że Pan Bóg jednak patrzy na nich z wyrozumiałością.
Ludzie sięgają po różaniec z własnej woli albo różaniec sam przychodzi do nich. Wtedy traktują to jako znak. Ja znalazłam kiedyś różaniec na ulicy przed sklepem spożywczym. Dopiero co wróciłam ze Światowych Dni Młodzieży w Rzymie w 2000 roku. W Rzymie wszyscy kupowali takie małe „dziesiątki” z krzyżykiem wzorowanym na krzyżu, który podczas uroczystych celebracji miał zawsze ze sobą Jan Paweł II. Ja nie kupiłam, pogardliwie myśląc, że potem te różańce, traktowane jak gadżety, chowane są do szuflad i tam wszyscy o nich zapominają.
Tak więc wyszłam z tego spożywczego w Płocku, skierowałam się w ulicę wiodącą do mojego bloku, a tu nagle widzę, że na płockiej ulicy leży rzymski różaniec: ciemnoróżowa „dziesiątka” z papieskim krzyżykiem. Od 15 lat noszę ją zawsze ze sobą w torebce. Przydaje się na nabożeństwie różańcowym i na Koronce do Miłosierdzia Bożego, i wszędzie gdzie akurat jestem.
Różaniec czyni cuda. W prasie katolickiej co i rusz pojawia się jakiś artykuł na ten temat. No, a o Nowennie Pompejańskiej to już nie ma co mówić: czas na jej odmawianie znajdują nawet pracujące matki z trojgiem dzieci, które potem opowiadają o cudach, jakich doświadczają w swoim życiu. Zapewne w myśl zasady, że zawsze jest czas na to, co się kocha.
A to wszystko dzieje się dlatego, że za różańcem stoi Maryja – jak tęcza: „Kościół widzi w symbolu tęczy samą Maryję. Ta tęcza w oryginale to `berakot` (od słowa hebrajskiego `barak` - piorun). To skręcone pioruny, które już nie rażą, nie są już karą” – mówi ojciec Augustyn Pelanowski w wywiadzie w „Gościu Niedzielnym”.