„Zapraszamy na rekolekcje z egzorcystą. Mieliśmy przypadki uzdrowienia z raka” - takie mniej więcej ogłoszenie znalazłam na Facebooku, do którego od czasu do czasu zaglądam. Rekolekcje promował miesięcznik od tych spraw. Pomyślałam, że tak nie można. Skomentowałam, że człowiek odpowiedzialny takich rzeczy nie ogłasza, że tak postępują szarlatani, którzy mamią ludzi szybkim uzdrowieniem. Znajomy ksiądz, który przed laty przez wiele lat był egzorcystą, powiedział krótko „niemoralna reklama”.
Jak można się było spodziewać, mój komentarz na Fb wywołał inne: cytowano Pismo św. o tym, jak Jezus uzdrawiał i wypędzał złe duchy, ktoś napisał, że z raka z przerzutami uzdrowił go pewien znany w kraju „ojciec” (dziwne, nie napisał, że Chrystus…), ktoś inny, że już uczestniczył w tych reklamowanych na Fb rekolekcjach i nie jest zadowolony. Potem przestałam śledzić komentarze.
Po pierwsze, uważam, że egzorcysta przede wszystkim powinien zajmować się „posługą uwalniania od wpływu zła, którą pełnił Jezus Chrystus i którą zlecił czynić swoim uczniom słowami: <Uzdrawiajcie chorych (sic!), wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wyrzucajcie złe duchy> (Mt 10,8). Egzorcyzm (gr. „wyklinać”) jest rozkazem wydanym w imię Boga demonowi, aby ten wyszedł z osoby, zwierzęcia, miejsca lub rzeczy. To szczególna forma błogosławieństwa (sakramentalium), które kapłan udziela człowiekowi w określonych sytuacjach i potrzebach” – strona internetowa diecezji płockiej.
Po drugie, uważam, że nie można nikogo mamić uzdrowieniem, które dzieje się po pstryknięciu palcem. Kiedy bardzo poważnie zachorowała córeczka moich bliskich znajomych, odbywał się „szturm do nieba”. Na szczęście przyniósł owoce, ale trwał wiele miesięcy i był wytrwałą modlitwą zanoszoną do Boga przez wiele osób. Poza tym weźmy pod uwagę fakt, jak długo trwają procesy, w których uznaje się uzdrowienie za cud potrzebny do beatyfikacji czy kanonizacji i jak długo bada się uzdrowienia w Lourdes. Każdego roku Lourdes odwiedza 80 tysięcy ludzi chorych (wszystkich pielgrzymów około 6 mlin). Uznanych uzdrowień do tej pory było około 70.
Niedawno w wieku 61 lat zmarł François Audelan - Francuz uzdrowiony 5 lat temu za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Rodzina i bliscy Audelana nie udzielają szczegółowych informacji na temat okoliczności jego śmierci: czekają na oficjalne orzeczenie lekarskie, a całą dokumentację bada Kongregacja ds. spraw kanonizacyjnych w Watykanie. Badania wykonane u Françoisa Audelana na krótko przed śmiercią nie wykazały obecności komórek rakowych. Na orzeczenie Kongregacji trzeba będzie trochę poczekać.
Po trzecie, sięgnęłam do książki „Walka z osobowym złem” ks. dr. hab. Sławomira Zalewskiego. Dowiedziałam się z niej między innymi, że „demony atakują sferę fizyczną nie tylko od strony zewnętrznej, ale również od strony wewnętrznej, tj. procesów fizjologicznych, powodując zaburzenia krótkotrwałe albo mające dłuższy przebieg czasowy. Niejednokrotnie stają się przyczyną różnorodnych chorób, które, wydawać się może, mają podłoże naturalne”. Nie podano w niej jednak, jaki jest procent takich specyficznych zachorowań, ponieważ nikt tego nie wie. Ale owszem, wtedy pomoc egzorcysty staje się nieodzowna.
Śp. o. Gabriele Amorth w „Wyznaniach egzorcysty” stwierdza jednoznacznie, że „celem egzorcyzmu jest przede wszystkim postawienie właściwej diagnozy, czyli ustalenie, czy przyczyną dolegliwości jest zły duch (…)”. Nie można hurtem zapraszać na rekolekcje z egzorcystą wszystkich chorych. Jeśli przyczyna choroby jest czysto fizjologiczna, żadne modlitwy egzorcysty tu nie pomogą. Poza tym to „mędrca szkiełko i oko”, które jest we mnie każe zauważyć, że uzdrowień pod wpływem modlitwy nikt nie weryfikuje. Nie wiadomo więc, ani ile naprawdę ich jest, ani na ile są wiarygodne.
I jeszcze dwa pytania: co z osobą, która została kilka lat temu uzdrowiona z raka przez „wizjonera” i po modlitwie w jednym w sanktuariów na terenie naszej diecezji, a kilka lat później komórki rakowe zajęły inny organ w jej ciele? Co z tymi, którzy gorliwie się modlą i nie doświadczają uzdrowienia? Przed laty sama byłam świadkiem, jak podczas pewnego specyficznego nabożeństwa pewna osoba też widziała, kto i na co jest chory, i uzdrawiała, a potem okazało się, że jeden z „chorych” tejże osobie zwierzał się wcześniej ze swoich problemów. Bywa.
Gdy sama jestem chora, szukam Boga i
lekarza, a nie diabła. Proponuję to też innym.