Zaszczepiłam się. Na razie pierwszą dawką Pfizera. Jakichś specjalnych objawów poszczepiennych nie było, poza bólem lewej ręki przez około dobę. Inni w rodzinie mieli gorzej, była gorączka, dreszcze i bóle mięśni przez kilka dni, ale mnie się jakoś udało. Podjęłam decyzję o zaszczepieniu się, bo moje osobiste ratio podpowiada mi, że nie ma innego wyjścia. To nie jest bynajmniej brak fides. To zdrowy rozsądek.

Zaszczepiłam się. Na razie pierwszą dawką Pfizera. Jakichś specjalnych objawów poszczepiennych nie było, poza bólem lewej ręki przez około dobę. Inni w rodzinie mieli gorzej, była gorączka, dreszcze i bóle mięśni przez kilka dni, ale mnie się jakoś udało. Podjęłam decyzję o zaszczepieniu się, bo moje osobiste ratio podpowiada mi, że nie ma innego wyjścia. To nie jest bynajmniej brak fides. To zdrowy rozsądek. 

Zaszczepiłam się, bo jestem empatyczna. Robią na mnie wrażenie codzienne statystyki chorych i zmarłych; historie o kobiecie, która w ciągu jednego tygodnia straciła matkę i ojca; o rodzinach, w których Covid uśmiercił ojca i syna, matkę i córkę; relacje o coraz młodszych chorych w ciężkich stanach covidowych i pocovidowych; reportaże o niewyobrażalnych cierpieniach ludzi leżących pod respiratorami; opowieści o osobach, które z powodu kwarantanny nie mogły uczestniczyć w pogrzebach bliskich etc., etc. Ci, którzy opowiadają te bolesne historie, nie zmyślają.   

„Pani nie musi się szczepić” – żartuje zaprzyjaźniony znajomy - „Pani jest przecież bliżej góry!”. Odpowiadam, też żartobliwie, że na dół też trzeba zwracać uwagę. Jeśli będzie trzeba, będę się szczepić co pół roku, raz w roku, raz na dwa lata, ile tylko razy będzie trzeba. Chcę normalnie żyć. Nie wiem, czy szczepionka zmieni mi osobowość albo jakie będą jej skutki za kilka, kilkanaście lat, bo przecież zbyt szybko została wyprodukowana i nie wiadomo „co do niej włożyli”. Tego na tym etapie nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Jeśli Bill Gates na tym zarabia – trudno! Jeśli olbrzymie firmy farmaceutyczne święcą finansowe triumfy – trudno! Jeśli w oczach niektórych znalazłam się w grupie naiwniaków, którzy dają sobie wciskać kit o konieczności szczepień – trudno! Postąpiłam zgodnie ze swoim sumieniem.    

Nie wertuję internetu wzdłuż i wszerz. Opieram się na tym, co słyszę, widzę, czytam w najbardziej znanych portalach, radiach, telewizjach, bez względu na to, kto ma te media w ręku. Wszędzie refren jest ten sam: „tylko szczepionka jest w stanie zapobiec rozprzestrzenianiu się pandemii”. Dałam się zmanipulować i omotać jakimś bliżej nie określonym ciemnym siłom i spiskom. Uważam, że w dziedzinie medycyny, wirusologii i wakcynologii nie jestem mądrzejsza od szerokiej gamy lekarzy, pielęgniarek, wirusologów, profesorów medycyny, dyrektorów oddziałów covidowych, inspektorów sanitarnych.

Do szczepień zachęca też mój ulubiony „Gisu”, czyli pan doktor Marek Posobkiewicz, były Główny Inspektor Sanitarny. Miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z nim w Płocku w Opactwie. Pamiętam, że powiedział wtedy, że Covid jest rzeczywistością, od której nie uciekniemy. Kilka tygodni później sam się zaraził, przetrwał chorobę, wrócił do pracy na oddziale covidowym, a teraz promuje akcję szczepień. 

Kiedyś znajomy dziennikarz relacjonował mi proces o obrazę uczuć religijnych. Z jednej strony był ksiądz, który nie godził się na malowanie tęczowej aureoli wokół Maryi, z drugiej środowisko osób, które uważają, że nie ma sacrum i można to robić. „Te dwie grupy dzieliła przepaść – ubolewał narrator. – Oni nie wiedzieli, co to jest ryngraf…”. Te dwa światy, o których piszę, też dzieli przepaść: oni nie przekonają mnie, a ja nie przekonam ich. Każdy zostanie przy swoim, ale skutki ich ucieczki od rzeczywistości mogę kiedyś ponieść ja…

Zaszczepiłam się. W piątek zdążyłam ostrzec współpracowników, że w poniedziałek mogę przyjść do pracy z małpim wyrazem twarzy - to jeden z argumentów antagonistów szczepionki. Nic takiego nie zauważyli.


Fot . Blog Dwa Światy
fot: regiony.rp.pl