Kilka dni temu Opatrzność podsunęła mi do lektury kwartalnik „Pastores” wydawany przez diecezję pelplińską. W nim jako drugi, po artykule o tym, jak powinna wyglądać współpraca księży z kobietami, poddałam skrupulatnej wiwisekcji czytelniczej artykuł o średniowiecznej świętej - Hildegardzie z Bingen. Była kobietą wybitnie uzdolnioną i wszechstronną, a przy tym pełną pokory. Po radę udawali się do niej hierarchowie i papieże (ha! – to dopiero wyraz pokory…). Dopiero Benedykt XVI uznał, że nie tylko należy ogłosić ją świętą, ale i doktorem Kościoła, co w historii Kościoła jest wciąż ewenementem.
Podkreśliłam w tekście te passusy, które potwierdzają wyjątkowość Hildegardy: kobiety, teologa, mistyczki, kaznodziejki, twórczyni szkoły iluminatorskiej, kompozytorki, uzdrowicielki etc.
1. Nie uczyła sióstr uniżoności wobec mężczyzn, raczej wpajała im poczucie równej wartości z mężczyznami.
2. Nie przygnębiała mniszek świadomością grzechu, ale uczyła je radości mającej źródło w Bogu.
3. Będąc założycielką nowego klasztoru, nie przyjmowała pomocy od osób o wątpliwej reputacji.
4. Nie lubiła półśrodków, kompromisów.
5. Odważnie wypowiadała się na temat prokreacji, którą uznawała za dobrą, a małżeństwo nazywała sakramentem stworzenia.
6. Jej działania były dobrze zaplanowane, nastawione na długofalowość.
7. Nie chodziło jej o niezdrową akcyjność, każde działanie opierała na modlitwie.
8. Mimo posiadania niewątpliwych przymiotów umysłu, uważała się za nieuczoną (indocta).
9. Twierdziła, że to dusza, a nie mądrość, wiedza czy zdolności, pozwala dotrzeć do Boga.
I wreszcie clou:
10. Jej celem nie była emancypacja kobiet, tylko Bóg i przybliżanie Go ludziom.
Autorką przytaczanego artykułu jest Anna M. Faszczowa.