Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Elżbiety Cherezińskiej była „Korona śniegu i krwi”. Potem sięgnęłam po następne, bo w tym tkwi tajemnica dobrego powieściopisarstwa. Nie po raz pierwszy wspominam tę wybitną współczesną polską pisarkę powieści historycznych. Zwłaszcza, że jej książki doskonale wpisują się we wciąż trwającą 1050. rocznicę Chrztu Polski.
Gdyby ktoś mnie zapytał, którą z powieści Elżbiety Cherezińskiej wskazuję jako najlepszą, miałabym problem. Sama rozpoczęłam od „Korony śniegu i krwi”, po przeczytaniu pozytywnej recenzji w „Gościu Niedzielnym”. Potem poznałam jej kontynuację „Niewidzialną koronę”. Następny był „Legion” z okresu II wojny światowej, kolejny - „Turniej cieni” z lat 30. XIX wieku, a po nim duże cofnięcie się w czasie – „Gra w kości” o Bolesławie Chrobrym.
Wreszcie „Harda” i jej ciąg dalszy „Królowa”, właśnie przeze mnie zakończona – o Świętosławie, córce Mieszka I, siostrze Bolesława Chrobrego, królowej Danii, Norwegii i Szwecji, matce króla Anglii Knuta Wielkiego (nie dotarłam na razie do sagi skandynawskiej „Północna droga”, ale wiem, że wcześniej czy później przyjdzie i na nią pora).
W „Hardej” i „Królowej” powieściopisarka połączyła dwa ważne dla siebie wątki: Piastów i wikingów. Otóż to! W naszej historii mieliśmy z ludami Północy wzorowe koneksje, także królewskie i bynajmniej nie chodzi o wyssane z palca plotki o tym, że Mieszko I był wikingiem, bo był krew z krwi i kość z kości Piastem.
Myślę, że moja ulubiona powieściopisarka ma niesamowity dar snucia narracji na podstawie wzmianek historycznych. Stworzyła dwa tomy powieści o Świętosławie, opierając się na kilku zdaniach znalezionych w kronikach, a „Królową” zadedykowała: „Wszystkim bezimiennym, zapomnianym księżniczkom piastowskim. Mniszkom, żonom, matkom, władczyniom, o których historia milczy. Dziewczynom oznaczonym w biogramach dynastii smutnym N.N”.
Tym samym przestały one być tak bardzo N.N., skoro jedna z nich, fakt że wybitna, trafia do powszechnej świadomości dzięki współcześnie napisanym powieściom. Miło czytać o tej silnej i inteligentnej kobiecie, która potrafiła przekuć na sukces nawet wydarzenia, które stawały w poprzek jej zamierzeń i planów.
W powieści historycznej postaci z przeszłości ożywają. Kto po latach pamięta z lekcji historii losy księcia Przemysła II czy jaki szlak przeszła w czasie II wojny światowej Brygada Świętokrzyska? Tymczasem dzięki książkom bohaterowie historii stają się bardzo bliscy, naoczni, dotykalni. Towarzyszymy ich zmaganiom, współcierpimy z nimi, oddajemy im kawałek swojego serca i swojej duszy. Stają się uczestnikami naszego życia. Są tu i teraz, a nie gdzieś w zamierzchłej historii.
Czemu warto sięgnąć po książki Cherezińskiej w 1050. rocznicę Chrztu Polski? Bo „Harda” i „Królowa” przedstawiają dziele Polski – „Polanii” od lat bezpośrednio poprzedzających chrzest, a kończą się około roku 1025. To początki państwowości, ale też początki wiary. Jeszcze wciąż bardzo żywe są wierzenia pogańskie, a wielu boi się Trzygłowa a nie Chrystusa, ale z roku na rok siła pogaństwa maleje, a dla relikwii św. Wojciecha Bolesław Chrobry buduje w Gnieźnie katedrę. Pisarka słusznie zauważa, że warto dodać powieściową wersję tamtych wydarzeń.
Jest oczywiście świadoma, że „dwóm bogom służy” i „czasami bożek fabuły wysuwa się przed bożka faktów”, ale tak to już być musi w powieści historycznej. Całą prawdę o minionych wydarzeniach znają jedynie jej uczestnicy, nasi szlachetni bądź mniej szlachetni praprzodkowie, o których dziejopisowie i kronikarze wspominają jednym zdaniem czy akapitem.
Pisarka ma też piękny zwyczaj dziękowania za współpracę. Dzięki temu wiadomo, z kogo czerpała, kto jej podpowiadał i gdzie pojechała, aby dotrzeć do źródeł. Zaręczam, że to znane nazwiska wybitnych polskich historyków. Ich nazwiska, jeśli nie są znane z sympozjum czy publikacji, natychmiast odnajduje się w wujku „Google”. Poza tym każda z jej powieści opatrzona jest w drzewa genealogiczne, dzięki czemu wiadomo kto, gdzie, z kim i kiedy. Zamieszczone są w nich też mapy historyczne.
Cieszę się z dobiegających tu i ówdzie informacji o ekranizacji tych powieści. Trzymam kciuki. Póki co, książka Elżbiety Cherezińskiej, to z pewnością bardzo dobry pomysł na prezent pod choinkę.