Srebrne serce, zawierające ziemię z grobu "Inki" znalezionego na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku, powstało z biżuterii ofiarowanej przez mieszkańców parafii św. Stanisława Kostki i Płocka. W niedzielę, na krótko przed Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, obchodzonym 1 marca, odbyła się uroczystość liturgiczna połączona z odsłonięciem i poświęceniem tej pamiątkowej tablicy, na której znajduje się m.in. portret Danuty Siedzikówny.
Dlaczego tu, w parafii prowadzonej przez Salezjanów? Po pierwsze dlatego, że "Inka" była wychowanką szkoły salezjańskiej, a także, jak podkreślano kilkakrotnie w czasie tej uroczystości, ze względu na rolę, jaką spełniała przez dekady Stanisławówka. - To miejsce wyjątkowe, bo tutaj zawsze koncentrowało się życie patriotyczne mieszkańców tego regionu. Dzisiaj wpisuje się w ono w panteon wielu miejsc, w których Danuta Siedzikówna została upamiętniona – zauważył w czasie uroczystości ks. dr Jarosław Wąsowicz SDB z Piły, który jest inicjatorem akcji tworzenia takich tablic z "Sercem dla Inki" w całej Polsce.
- Nasze modlitwy kierujemy dziś w intencji naszej ojczyzny, aby zawsze panował w niej pokój, aby był on zawsze na pierwszym miejscu – powiedział na początku tej liturgii koncelebrowanej ks. Wiesław Kania, proboszcz tej parafii.
W kazaniu ks. J. Wąsowicz zwrócił uwagę na dwa ważne czynniki, które wypłynęły na postawę i życiowe wybory młodziutkiej sanitariuszki V Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, która została zamordowana, bo nie chciała wydać dowódcy mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". Pierwszy to środowisko rodzinne z silną tradycją patriotyczną. - To była dziewczyna, która wychowywała się w rodzinie od wielu pokoleń walczącej o wolną Polskę. Jej ciocią była Eliza Orzeszkowa, która w "Nad Niemnem" upamiętniła powstańców styczniowych. Oboje rodzice Danuty oddali życie, walcząc o wolną Polskę – przypomniał ks. Jarosław Wąsowicz. Wskazał też na drugie źródło jej mocnej formacji – na czas, w jakim dorastała. – W XX-leciu międzywojennym, chociaż trwał radykalny spór polityczny, to wszyscy byli absolutnie przekonani co do dwóch spraw. Do tego, że polskie dzieci, młodzież trzeba wychowywać w postawie miłości do ojczyzny, bo niepodległość nie jest dana raz na zawsze. Drugą sprawą było to, by na arenie międzynarodowej reprezentować polską rację stanu. To wtedy udało się wychować pokolenie Polaków, które bez względu na wszystko zawsze stawało za Polską – przypomniał w kazaniu salezjanin, inicjator akcji "Serce dla Inki".
Przywołał także słowa z grypsu, jaki tuż przed egzekucją 28 sierpnia 1946 r. Danuta Siedzikówna przekazała swojej babci – "zachowałam się jak trzeba" i zauważył, że tę niespełna 18-letnią, zwykłą dziewczynę pokochała cała Polska. Zwrócił też uwagę, że nowe "Serce dla Inki" pojawia się w kolejnym miejscu na mapie Polski akurat w czasie, gdy próbuje się jej imię wykreślić z programów szkolnych. – Dzięki tej tablicy możemy być pewni, że będzie można tu opowiadać jej piękną historię – zauważył ks. Jarosław Wąsowicz.
Po Mszy św. głos zabrali zaproszeni goście. Ikoną i symbolem całego środowiska żołnierzy wyklętych nazwał "Inkę" obecny na uroczystości Jacek Pawłowicz, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie na Rakowieckiej. - W naszym muzeum mamy swoistą relikwię - to co zostało z butów Danuty Siedzikówny, gdy została wrzucona do dołu śmierci przez komunistycznych morderców, a potem skazana na zapomnienie – mówił w płockiej Stanisławówce J. Pawłowicz.
- Mamy dwa światy – dobra i zła. W świecie dobra są nasi polscy bohaterowie, jest bez wątpienia Danuta. I mamy świat zła, do którego należą komunistyczni zbrodniarze, którzy zamordowali Inkę i innych polskich bohaterów – zauważył Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”. Mówiąc o zbrodni pamięci, jakiej dokonano wtedy na "Ince", ale też i innych żołnierzach wyklętych, jak rtm. Witold Pilecki i gen. August Fieldorf ps. Nil, zauważył, że dziś chce się ich ponownie wykląć. - Ta uroczystość pokazuje jedną rzecz, że są osoby, które będą dalej walczyć o ich pamięć – akcentował T. Płużański.
Do zbrodni pamięci odniósł się także Paweł Piekarczyk, artysta i bard. - Danutę Siedzikównę, zresztą nie tylko ją, zabrano nam, ukradziono. Gdyby żyła, wychowałaby dzieci, zostawiłaby po sobie trwały ślad – mówił. Nawiązał też do pamiątek, jakie pozostały, niczym relikwie, po bohaterach walczących o wolność Polski. - Wśród eksponatów w Muzeum Żołnierzy Wyklętych największe wrażenie zrobił na mnie różaniec z chleba… Co to wszystko znaczy? To znaczy, że tym najmężniejszych z mężnych i najpiękniejszych z pięknych ten różaniec był bardziej potrzebny niż jedzenie. Ten różaniec to jest taka siła, która zrobiła z nich to, czym byli i jak my ich widzimy. Zachęcam, byście różaniec mieli w ręce i niezwykle poważnie go traktowali – mówił do wiernych zebranych w Stanisławówce P. Piekarczyk.
W niedzielnej uroczystości wzięło udział wiele pocztów sztandarowych szkół, w tym SP im. AK nr 23 w Płocku, SP im AK Cichociemnych w Brzozowie Starym, SP im. AK w Blichowie, SP im. Małego Powstańca w Święcieńcu oraz 1 LO im. Polskich Spadochroniarzy. Były też reprezentacje różnych organizacji i środowisk patriotycznych. Koncert i oprawę muzyczną liturgii przygotowała schola "Watacha". Jako pamiątką z tej uroczystości można była wziąć książkę – album "Inka. Dziewczyna niezłomna", autorstwa historyka IPN Piotra Szubarczyka oraz biuletyn informacyjny o "Ince" innych członkach V Brygady Wileńskiej AK, wydany przez Stowarzyszenie Historyczne im. 11 GO NSZ w Płocku.