Wierzący ojciec to torpeda

Być jak Dawid, walczący i pokonujący olbrzymiego Goliata... Który mały, czy dorastający chłopiec by nie chciał? Właśnie ta młodzieńcza historia jednego z najsławniejszych królów Izraela jest swoistą mapą mentalną dla inicjatywy - Wyprawa Ojca i Syna - "Dawid. Pogromca olbrzymów". W lipcu i sierpniu jej Organizatorzy zapraszają w okolice Płocka.

Tata1

Na wpół dzikie ostępy leśne, przygoda, zabawa, modlitwa, konferencje i dużo oczyszczających emocji to najważniejsze komponenty jednodniowych wypraw, na które zapraszają inicjatorzy dzieła pod nazwą "Nowe Pokolenie Ojców" - Michał Piekara i Kuba Koszewski. Wszystko po to, by dotrzeć do sedna męskiego serca, w którym Pan Bóg zamknął konkretne pragnienia i dążenia; aby lepiej zrozumieć siebie i swoje życiowe powołanie, a przede wszystkim – stworzyć i pogłębić więzi.

- Najważniejszym celem takiej wyprawy jest budowanie więzi ojca z synem, która ma z kolei wielkie znaczenie dla obrazu Boga Ojca, z jakim się wzrasta. Uczestników – czyli duety: tata i syn prowadzi historia biblijnego Dawida, który stanął do walki z Goliatem – wyjaśnia Kuba, który, podobnie jak Michał Piekara, jest pasjonatem dzikiej, surowej przyrody, a przede wszystkim mężem i tatą, obecnie odczytującym  w swoim życiu swoistą misję na rzecz ojcostwa. Wraz z innymi mężczyznami tworzą szerszy projekt "Nowe Pokolenie Ojców", którego wyprawy są ważną częścią.

Kuba nie chce wyjawiać zbyt wiele szczegółów wyprawy "Dawid. Pogromca olbrzymów", która planowana jest w okolicach Płocka 20 lipca i 17 sierpnia. I nie tyle chodzi tu o niezdradzanie niespodzianek, ile to, że każdy jej element ma głębsze znaczenie.

– Wyprawa ma swój konkretny program i dynamikę. Poprzez różne zadania, wspólne doświadczenia i przeżycia uczestnicy wprowadzani są coraz głębiej w ważne treści. Są w niej więc elementy zabawy, są i konferencje, ale krótkie i proste, dostosowane do wieku odbiorcy (synowie mogą być w wieku od 7 do 12 lat). Często mają one bardziej charakter jakichś zadań, wspólnego zbudowania czegoś, warsztatu lub treningu. Istnieje element konkurencji, bo i ona czasem jest potrzebna, ale nie jest kluczowa na naszej wyprawie. Kluczowa jest relacja każdego ojca z synem. Są nawet elementy survivalu, ale bardzo podstawowe. Nie chcemy, żeby na wyprawie przytłoczyły nas trudności i zabiły radość – mówi Kuba.

Obaj panowie biorą na siebie rolę organizatorów i koordynatorów, natomiast to uczestniczący ojcowie mają być na tej wyprawie przewodnikami dla swoich synów. Wspólna wędrówka, wspólne wykonywanie zadań, rozmowa – wszystko to daje przestrzeń do budowania relacji ojca z dzieckiem. I fakt, że to ściśle męska wyprawa, wcale nie oznacza braku emocji. – Tych emocji jest wiele, czasem nawet pojawiają się łzy. Ale nic nie dzieje się na siłę, od razu; cała wyprawa to pewien proces, w którym odwołujemy się do lęku, pokonywania go i budowania w sobie odwagi Dawida – dodaje Jakub. Sprzyja temu wszystkiemu otoczenie – pełen tajemnic las, dzika natura, surowa przestrzeń, którą można nazwać "geografią męskiego serca".

Uczestnicy idą konkretnie wyznaczoną trasą, której ukształtowanie i elementy (np. ścieżka, polana, krzaki) mają znaczenie dla tematu wyprawy. Jej główną przestrzenią jest las, ale organizatorzy starają się, aby zaczynać ją i kończyć w kościele. Tak było w czasie wcześniejszych wypraw w okolicach Płocka, dzięki otwartości proboszcza ks. Tomasza Milewskiego, który udostępnił uczestnikom kościół w Kępie Polskiej.

Na razie to wędrówki jednodniowe. Zwykle zaczynają się w godzinach popołudniowych, ok. 14.00-15.00 i trwają do północy, bo zmrok i ciemność mają w nich niebagatelne znaczenie. Koniec wyprawy nie oznacza końca przygody każdego taty i syna, bo przecież budowanie relacji to całożyciowy proces. Każda dwójka otrzymuje Księgę Przygód, czyli swoisty podręcznik i kronikę, w której mogą dokumentować już swoje rodzinne wyprawy.

Jak na to doświadczenie ojca i syna może patrzeć mama? Żona Kuby, Ola, przekonuje, że dzieło tych wypraw ma głęboki sens. – Gdy byliśmy razem u Biskupa Szymona, Ksiądz Biskup dając swoje błogosławieństwo dziełu "Nowe Pokolenie Ojców", przestrzegał nas tylko, by nie odciągało ono mężczyzn od domu i rodziny. Ja, z perspektywy roku, widzę już, że to dzieło nie tylko nie odciągnęło Kuby od naszej rodziny i domu, ale do nas zbliżyło. Widzę też, jak wiele dało mu zrozumienie swojego męskiego serca – zapewnia Ola Koszewska.

Ola i Jakub pochodzą z naszej diecezji i od prawie dekady mieszkają w okolicach Płocka, właśnie blisko tej pierwotnej, dzikiej natury, tak ważnej dla wypraw. Są szczęśliwymi rodzicami Franka i Tereski, i jak zawsze dodają "oraz Jasia, który jest w Niebie". – Rok temu podjęliśmy taką decyzję, aby Kuba zaangażował się w to dzieło w sposób pełnowymiarowy. Uważamy, że każdy z nas jest na swój sposób powołany do ewangelizowania. Gdy odnajdujemy w sercu to wezwanie, trzeba dzielić się tym z drugim człowiekiem. I to nie musi być w kościele, w salce katechetycznej. Ja czuję, że to jest posługa Kuby. Mamy takie rozeznanie, że on ma to robić, a ja mam go w tym wspierać – wyjaśnia Ola.

Oczywiście, jak mówią, to, że coś jest dobre, nie oznacza, że jest łatwe. A właściwie prawie nigdy nie jest łatwe. Gdy projekt "Nowe Pokolenie Ojców" stał się częścią ich życia, zaczęły pojawiać się różne przeszkody; czasem takie, które trudno racjonalnie wyjaśnić. Ale dzieją się też małe cuda, za które czują wdzięczność.  – I żeby była jasność, nie jesteśmy idealnym małżeństwem… – śmieje się Ola. - Jak wszyscy kłócimy się i mamy trudne dni – dodaje. Widzi jednak, jak wiele to dzieło daje jej mężowi i dzieciom. - Wierzący ojciec to torpeda dla całej rodziny. Trzeba dziś pokazywać, że jest wielu takich mężczyzn – mówi Ola Koszewska.

Zapisy i więcej informacji na stronie Dawid Pogromca Olbrzymow – Nowe Pokolenie Ojców (nowepokolenieojcow.pl)