"Jesteśmy poruszeni historią tej rodziny. Pan Bóg ich wybrał. Oni pokazali jak żyć Ewangelią. Za swoje dobro, za pomoc Żydom, zapłacili najwyższą cenę" – to fragment postu, jaki opublikował na swoim fanpage’u chór Magnificat z parafii św. Antoniego w Żurominie po niedzielnej uroczystości. Żuromińskie sanktuarium, po parafiach w Rypinie, było drugim "przystankiem" dla relikwii błogosławionych męczenników z Markowej, które peregrynują w naszej diecezji. Chórzyści bardzo cieszą się, że mieli możliwość zaśpiewać podczas tej uroczystości, trochę jakby dla samych "Gości z nieba".
- Towarzyszyło nam ogromne wzruszenie, ale i stres, aby dobrze wypaść. Oczywiście zdarzyły się błędy, ale jest z nami dziewczynka - malutka, za to wielka sercem, która nam zawsze powtarza, że śpiewamy dla Boga, a tym razem i dla przecudnej rodziny Ulmów. A oni potknięcia nam wybaczą… - dzieli się Ewa Kulwicka.
Ale zanim relikwie przybyły do Żuromina, był czas przygotowań (nie tylko muzycznych) i namysłu nad wartością życia i przesłaniem, jakie niesie historia Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci. Dla pani Ewy byli w ogóle pewnym odkryciem. – Na początku nie wiedziałam o nich praktycznie nic. Zaczęłam szukać informacji i czytać o Ulmach. Chciałam ich lepiej poznać, zobaczyć, jakimi ludźmi byli. Okazuje się, że to normalna polska rodzina, której przyszło żyć w czasie wojny. W czasie, gdy strach o najbliższych towarzyszył im każdego dnia. Jednocześnie historia tej rodziny to piękna opowieść o miłosierdziu, o świadectwie wiary, o potrzebie zachowania ludzkiej godności podczas bezdusznej wojny – przyznaje Ewa Kulwicka.
Inna chórzystka, pani Beata, przygotowując się do tego wydarzenia, również zastanawiała się nad tym, w jak trudnych czasach przyszło żyć Józefowi i Wiktorii. Za to same próby śpiewu, jak mówi, były pełne radości oczekiwania na to święto w parafii.
Obie panie, pewnie jak wiele kobiet – matek, podczas tego spotkania z relikwiami identyfikowało się z Wiktorią. – Ona stała mi się szczególnie bliska. Chciałabym, tak jak ona, być dla moich dzieci wzorem miłości bliźniego i miłosierdzia. Jej troska o rodzinę, jej poświęcenie, przyjmowanie z radością każdego kolejnego dziecka jest wzorem dla nas, kobiet. Myślę, że dzisiejszy świat bardzo potrzebuje błogosławionej rodziny Ulmów. Bo dziś trzeba także walczyć o życie, i o to, w jakim świecie żyją i będą żyć nasze dzieci. Beatyfikacja rodziny z Markowej stała się symbolem walki o rodzinę, o jej kształt, o wartości, o powołanie – przekonuje Beata Karolewska.
- Sama jestem mamą i dlatego podziwiam Wiktorię i Józefa, którzy żyli sakramentami i często się modlili. Nauczyli mnie, że nie trzeba mieć wiele, aby komuś pomóc. Warto pomagać innym, poświęcając na to swój czas. Ulmowie skradli kawałek mojego serca. To byli cudowni ludzie, którzy w świecie przepełnionym śmiercią i nienawiścią nie bali się kochać bliźniego, nie bali się położyć na szali życia całej rodziny. I to rodzinne Pismo Święte, tak sfatygowane codziennym czytaniem… Piękna historia, dlatego z ogromną dumą śpiewaliśmy na Mszy św., gdy ich relikwie były z nami. Po tym krótkim czasie, jaki spędziliśmy z Ulmami, mam wrażenie, jakbym ich dobrze znała. To niesamowite uczucie – opowiada Ewa Kulwicka.
Relikwie błogosławionej Rodziny z Markowej będą peregrynować po naszej diecezji jeszcze do 2 marca, gdy pożegnamy je w płockiej katedrze. Ich wędrówce, koordynowanej przez Duszpasterstwo Rodzin Diecezji Płockiej, towarzyszy hasło "Otoczmy troską życie".