Na Bożych nutach

Tegoroczni absolwenci Diecezjalnego Instytutu Muzyki Kościelnej "Musicum" właśnie odebrali swoje dyplomy. Te 4 lata nauki w studium, kształcącym muzyków kościelnych, to intensywny czas poszerzania wiedzy i kultury muzycznej, ale też budowania dobrych więzi.

W tym roku kurs I stopnia w "Musicum" – instytutu, który jest nową, współczesna odsłoną wiekowego studium organistowskiego, ukończyło siedem osób. Ostatnim akordem ich nauki był koncert dyplomowy na organach z warsztatu Wilhelma Sauera w płockiej bazylice katedralnej. Jak duże to przeżycie, rok po ukończenia "Musicum" wspomina Joanna Jędrzejczuk, która jest organistką w jednej z płockich staromiejskich parafii.

– Pamiętam, że bardzo się stresowałam, a jednocześnie towarzyszyły mi niesamowite emocje. Mieliśmy tylko 3 tygodnie prób gry na organach katedralnych; wcześniej ćwiczyliśmy na instrumencie elektrycznym, na którym gra się zupełnie inaczej. W moim repertuarze dyplomowym było m.in. Ave Maria Gounoda – opowiada pani Joanna.

Dlaczego katedra? – Chcemy, aby w czasie tego finałowego koncertu, grając w pierwszym kościele diecezji, szczególnie doświadczyli, po co tak naprawdę uczyli się przez te 4 lata. Warto wspomnieć, że w ramach zaliczeń semestralnych również odbywają się koncerty w kościołach parafialnych – wyjaśnia ks. dr Marcin Sadowski, dyrektor "Musicum". W repertuarze takich koncertów są utwory mistrzów, dlatego to nie uczniowie, ale nauczyciele studium, znając ich możliwości, dokonują odpowiedniego wyboru.

Za świeżo upieczonymi absolwentami 4 lata naprawdę ciężkiej pracy. Pierwsze dwa lata nauki w studium to przede wszystkim akompaniament, wyjaśnia Dyrektor "Musicum", przy czym osoby początkujące w grze zaczynają od nauki nie przy organach, ale przy fortepianie. – Sposób gry na obu instrumentach jest trochę inny. Organy, zwłaszcza pneumatyczne, nie wyrabiają ręki, bo są bardzo delikatne. Z kolei fortepian pozwala wyćwiczyć panowanie nad rękami, ponieważ stawia większy opór; jego klawisze mają pewien ciężar. Natomiast, gdy ktoś przesiada się do organów, problemem staje się gra z użyciem pedałów. Trzeba więc nauczyć się koordynacji pracy rąk i nóg. Z czasem staje się to automatyczne, tak w jak w jeździe samochodem – wyjaśnia.

Każdy, kto uczy się w płockim instytucie, opanowuje poprawną technikę gry na organach, czyli w układzie rozległym, w czterogłosie. – Studium bardzo pomogło mi zrozumieć zasady muzyki i gry na organach. Wcześniej, a już wtedy pracowałam jako organistka, grałam bardziej w sposób intuicyjny, teraz mam większą świadomość. Wiele dały mi także zajęcia z emisji głosu, a także dyrygentury, gdzie uczyliśmy się, jak prowadzić poszczególne głosy, jak dobierać ćwiczenia. Świetnie poprowadzone, bo sposób warsztatowy i bardzo zrozumiale, były też zajęcia o muzyce kościelnej. Tutaj też po raz pierwszy miałam styczność z organami piszczałkowymi – wspomina pani Joanna. Absolwenci studium muszą mieć pewną wiedzę o historii i budowie organów, choćby z tego powodów, że najbardziej podstawowe naprawy, korekty musi przeprowadzać sam organista.

W trakcie nauki akompaniamentu liturgicznego przychodzi czas praktyk w parafiach, gdy trzeba zagrać na żywo. To dla wszystkich naprawdę duże wyzwanie. – Gdy zaczynają grać podczas Mszy św., nikt nie czeka na to, by mogli odpowiednio ułożyć rękę na klawiaturze. W czasie liturgii trzeba w odpowiednim momencie, po słowach księdza, od razu wejść z grą - mówi ks. M. Sadowski. Tegoroczni absolwenci takie praktyki parafialne odbywali w Bieżuniu; tu też m.in. odbywał się jeden z koncertów.

Jednym z obowiązkowych przedmiotów, który mieli również w czasie 4- letniej nauki obecni absolwenci, jest śpiew w chórze. W nim, jak zauważa Dyrektor "Musicum", skupiają się wszystkie przedmioty teoretyczne, jakich tu się uczą. Jednocześnie chór ten spełnia ważną rolę w nauce dyrygentury – każdy słuchacz w studium w pewnym momencie staje przed swoimi kolegami i koleżankami w roli dyrygenta. Tu, jak w swoistym laboratorium, może przetestować swoje umiejętności i pokonać tremę.

Do „Musicum” mogą zgłaszać osoby już od 12. roku życia, a więc próg wiekowy jest niski. I faktycznie, wśród słuchaczy instytutu przeważają osoby młode, zwykle dwudziestokilkuletnie. Ale są i tacy, którzy w wieku dojrzałym realizują swoje młodzieńcze marzenia o grze na organach lub śpiewie. – Niektórzy mają już jakieś przygotowanie, inni są zupełnie świeży. Ci, którzy mają podstawy, często zaczynają od drugiego roku studium. Teoretyczne przedmioty są wspólne, ale jeśli chodzi o grę i śpiew, zajęcia są indywidualne i każdy idzie swoim własnym tempem. Nie ma takiego założenia, że ktoś kończąc szkołę, musi dojść do jakiegoś konkretnego poziomu. Zwykle jest tak, że jedni będą znacznie wyżej od innych – mówi Dyrektor "Musicum".

Z czym muszą się czasem zmierzyć nauczyciele? Na przykład ze złymi technicznymi nawykami, jakie zdążyli nabyć słuchacze znacznie wcześniej, a które czasem niełatwo wykorzenić. Ostatecznie, każdy absolwent jest przygotowany, by potencjalnie być organistą, albo w jakiś inny sposób może wykorzystać swoje umiejętności, np. pracując w lokalnym domu kultury. Może też zagrać okazjonalnie w jakiejś parafii np. na ślubie, czy podczas jakiejś innej uroczystości. W klasie wokalnej, natomiast, może poszerzyć swoją skalę głosową. – Często jest tak, że ktoś śpiewa w chórze jakimś głosem i wydaje mu się, że nie ma możliwości wyjść poza tę skalę, bo nikt mu tego nie pokazał. A czasem wystarczy dać odpowiednie ćwiczenia – mówi pani Joanna.

Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt tych 4 lat spędzonych w Instytucie. To więzi, jakie się rodzą w trakcie tego czasu. – Podczas cotygodniowych zjazdów spędzaliśmy ze sobą 5, 6 godzin. Siłą rzeczy nawiązywały się relacje i to było bardzo budujące. Ja na przykład cieszyłam się, że mogę przyjść i posłuchać tegorocznych absolwentów podczas koncertu w katedrze – podkreśla Joanna Jędrzejczuk.

Rzeczywiście, przyznaje ks. Marcin Sadowski, daje się zauważyć, że atmosfera i relacje międzyludzkie to jeden z ważnych czynników, który szczególnie ich motywuje. - Nauka gry jest żmudna, trudna; trochę przypomina naukę języka obcego. Na początku długo nie widać postępu, dopiero jest on zauważalny z perspektywy roku. Natomiast te osoby, które tu przyjeżdżają, podkreślają, że czują się tutaj dobrze. Mają wspólne zainteresowania, często też dzielą ten sam światopogląd. Szczególny walor integracyjny ma chór, w którym spędzają co tydzień ze sobą półtorej godziny. Wspólne koncerty również ich mobilizują i zmuszają do lojalności. Po koncercie, gdy już emocje opadną, trzeba dać im jeszcze możliwość spędzenia czasu razem. Widać, że są zżyci, dobrze się razem czują i chcą przyjeżdżać – mówi ks. dr Marcin Sadowski.

- Dla mnie to był niezwykle ubogacający, chociaż trudny czas, bo było bardzo dużo pracy. Nie było łatwo, tym bardziej, że jestem mamą trójki dzieci, ale miałam wielkie wsparcie męża. Teraz posługuję w większej parafii i mam więcej pracy, ale to dla mnie wielka radość, bo jeśli dostało się od Pana Boga jakiś dar, to trzeba się nim dzielić – podkreśla pani Joanna.

"Musicum" już w czerwcu zaczęło nabór na kolejny rok, i zaprasza osoby chętne do nauki gry na organach i fortepianie, albo chcące rozwijać swoje umiejętności wokalne. Tuż po wakacjach, 6 września (godz. 17.00, siedziba Instytutu, ul. Nowowiejskiego 2) odbędą się kolejne przesłuchania.

 

Zakończenie roku w Musicum. Zdjęcie: Archiwum Instytutu

Zakończenie roku w Musicum. Zdjęcie: Archiwum Instytutu