To znacząca pod względem liczebnym grupa obcokrajowców, którzy pojawili się na przestrzeni ostatnich miesięcy w Płocku, przy czym pewna część tych osób jest katolikami. Msze św. w języku angielskim sprawuje dla nich jeden z ubiegłorocznych neoprezbiterów, ks. Piotr Stann, który na co dzień jest wikariuszem w parafii w Dobrzyniu nad Wisłą. Ks. Piotr wychował się w Anglii, w Londynie, i to w jakiś sposób pomogło mu bez lęku podjąć to zadanie, na prośbę Biskupa Szymona. – Miałem głównie obawy o to, czy pogodzę je z obowiązkami w parafii – przyznaje młody kapłan.
Pod względem narodowościowym wśród uczęszczających na tę niedzielną liturgię w podpłockiej Białej (na jej terenie znajduje się miasteczko pracownicze) są głównie mężczyźni pochodzący z Filipin i Indii. W porównaniu z ogólną liczbą przybyszów, to tak naprawdę niewielka grupa – do 30, 40 osób. Widać za to, że zależy im na praktykowaniu wiary, bez względu na to, gdzie przebywają.
– W czasie świąt odprawiłem dla nich Mszę św. w Poniedziałek Wielkanocny, ale nie mogłem sprawować tu Mszy św. w Niedzielę Zmartwychwstania, bo miałem obowiązki w Dobrzyniu. Więc każdy z nich uczestniczył we Mszy św. niedzielnej po polsku w różnych parafiach, np. w katedrze, czy w Starej Białej, a potem dzielili się zdjęciami na grupie społecznościowej – opowiada ks. Piotr. Jeden z mężczyzn, o imieniu Eryk, który niemal zawsze jest na liturgii dla obcokrajowców, zgodził się także, by wziąć udział w wielkoczwartkowym obrzędzie umywania nóg w katedrze.
Po Mszy św. sprawowanej dla nich w kościele gościnnej parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej w Białej, uczestnicy liturgii gromadzą się zwykle wraz z ks. Stannem w plebanii, na spotkaniu przy kawie i ciastku. – Rozmowę zaczynamy od pogody… - śmieje się ks. Piotr. I dodaje poważnie – Nie znamy się jeszcze zbyt dobrze, ale powoli się otwierają. Dla nich to tak naprawdę okazja do spotkania się w swoim gronie. Ja w kazaniach staram się jakoś odnosić do ich rzeczywistości; wielu od lat pracuje poza swoją ojczyzną – mówi duszpasterz.
Wspomina ze śmiechem, że na początku, chcąc być zrozumianym, mówił do nich - ludzi pochodzących przecież z różnych części świata - bardzo wyraźnie, ale brzmiało to nienaturalnie. Tę "lekcję" mają już na szczęście za sobą. Ks. Piotr czasem pyta, jak się tu czują, i słyszy raczej pozytywne (może kurtuazyjne) odpowiedzi. Ale przecież część z tych osób ma za sobą już wiele lat na obczyźnie, na emigracji zarobkowej.
- Co mnie zawsze zadziwia w tych ludziach? To, że są tacy pogodni, uśmiechnięci, a przecież są z dala od swoich rodzin, nie jest im łatwo. Poza tym widzę, że żyją wiarą, i jak ważna jest dla nich relacja z Bogiem i osobista modlitwa – przekonuje ks. Piotr Stann.
Nie zawsze mają możliwość przyjść na "swoją" Mszę św. z powodu pracy; czasem przychodzą ubrani w ubrania robocze. Ale są, co cieszy ich duszpasterza. – Witają mnie słowami: "Dzień dobry, Father". Nasze "Szczęść Boże" jest raczej zbyt trudne do wymówienia – uśmiecha się ks. Piotr.
Jest nadzieja, że ta "trzódka" będzie miała za jakiś czas swoją Mszę św. już w każdą niedzielę, dzięki księżom, którzy chcą wspomóc ks. Piotra w tym dziele.