Gdy przed niemalże pięciu laty powstawała, z inspiracji i fundacji ks. prof. dr. hab. Wojciecha Góralskiego, Fundacja „Cokolwiek uczyniliście” w Płocku nikt nie myślał, że większość jej działań będzie skierowanych do Polaków zamieszkujących tereny Wileńszczyzny, a dokładniej rejon Solecznicki. Jaki był początek tych działań? Adam Modliborski – obecnie wiceprezes fundacji, udał się przed laty na pieszą pielgrzymkę z Suwałk do Wilna i wtedy poznał osoby należące do Wspólnoty Miłosierdzia Bożego z Solecznik, z Tadeuszem Romanowskim, jej przewodnikiem. Pod koniec listopada br. wolontariusze naszej fundacji udali się do tych wyjątkowych miejsc z kolejnym już transportem świątecznych paczek dla polskich rodzin zamieszkujących tamte tereny.
Spotkania z mieszkańcami Wileńszczyzny są zawsze pełne wzruszeń i serdeczności. Już pierwszego dnia udaliśmy się do jednej z polskich seniorek, którą już tradycyjnie odwiedzamy podczas naszych corocznych wizyt. Przywitała nas na podwórku. Właśnie niosła drewno do ogrzewania domu. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, witajcie” – powiedziała do naszej grupki. Tadeusz przypomniał skąd jesteśmy i poinformował p. Stasię, że przywieźliśmy paczkę z Polski. Uśmiechnęły się oczy p. Stanisławy i od razu, naturalnie, bez podpowiedzi powiedziała: „To ja przyniosę jajek, chcę i ja wam coś dać” i po chwili miałem w ręku siatkę z pudełkiem jajek z Dziewieniszek położonych nad rzeką Gawią niedaleko Solecznik. Spotkanie skończyło się wspólną modlitwą różańcową przed domem naszej Rodaczki.
Nie tylko p. Stasia podzieliła się z nami tym, co miała, zrobił to również Tadeusz, który gdy mieliśmy wracać do Polski, na samochód kazał załadować np. trzy worki cebuli. „Dzielimy się tym, co mamy – przekonywał Tadeusz – nie możecie przecież wrócić z pustymi rękoma”. Wypada dodać, że nie tylko cebulę dostaliśmy na drogę powrotną, ale i miód, i mak, i orzechy. Wiceprezes otrzymał, już tradycyjnie, kilka butelek kwasu chlebowego, który tak lubi. Okazuje się, że polska gościnność i serdeczność pozostaje w polskich sercach mimo upływu lat i zamieszkiwania w Małej Ojczyźnie, jak zwykli mówić mieszkańcy Wileńszczyzny o terenach, które obecnie terytorialnie należą do Litwy.
Kolejnym wzruszającym i chwytającym za serce było spotkanie z Wojtusiem. Był on w Płocku w 2019 r. jako najmłodszy uczestnik Kolonii Miłosierdzia. Był wtedy z mamą. Miał zaledwie 3 lata. Niecały rok później został sam. Mama go zostawiła. Chłopcem zajęła się p. Małgorzata – członkini Wspólnoty Miłosierdzia Bożego. Mimo tego, że sama nie miała wiele, to znalazło się w jej domu i sercu miejsce dla małego chłopca. Dziś można powiedzieć, że chłopak to żywe srebro. Uśmiechnięty, rezolutny, chętny do pomocy i to mimo swojego młodego wieku. Gdy dostał paczkę z Płocka jego radość nie miała końca. Robił wielkie oczy ze zdziwienia, a uśmiech malował mu się na twarzy od ucha do ucha i w końcu zapytał: „To wszystko dla nas?” Można powiedzieć, że Wojtek to już nasz stary znajomy. Niech tak zostanie.
Piękne świadectwo kapłańskiej pobożności i gościnności dał również proboszcz ze wsi Butrymańce, gdzie podczas pobytu na Wileńszczyźnie jeździliśmy, aby uczestniczyć w Mszach św. Pierwsze, na co zwróciliśmy uwagę to to, że kościół w Butrymańcach był pełny po brzegi na długo przed rozpoczęciem Eucharystii. Wierni wspólnie przygotowywali się do uczestnictwa w świętych obrzędach poprzez recytację i śpiew różnych modlitw. Później, gdy rozpoczęła się Msza św., widać było żywe uczestnictwo wszystkich obecnych. Na pierwszy rzut oka zauważyć można było klimat spotkania wspólnoty wierzących. Wspólnoty, którą łączą prawdziwe relacje. Po zakończonej modlitwie proboszcz zaprosił gości do siebie na plebanię. Był to niewielki domek z dużym pokojem gościnnym, który wręcz obwieszony był pamiątkami historycznymi, medalami i dyplomami za uczestnictwo w patriotycznych wydarzeniach i rocznicach, ale w centralnym miejscu wisiał obraz z wizerunkiem Matki Boskiej Miłosierdzia z Ostrej Bramy w Wilnie.
Do Ostrej Bramy nasza delegacja też się udała. Każdy miał swoją intencję. Kaplica był niemal pusta, co sprzyjało zadumie i modlitwie. Pokłoniliśmy się Tej, która jest przecież naszą Patronką w czynieniu miłosierdzia. Później nawiedziliśmy kościół, w którym obecnie znajduje się obraz Jezusa Miłosiernego, który został namalowany w 1934 r. na polecenie jakie s. Faustyna otrzymała od Jezusa w 1931 r. w Płocku.
Nie mogliśmy nie wstąpić na cmentarz na Rossie. Był wieczór, właśnie skończył padać śnieg, jeszcze nikt nie zdążył narobić śladów, nikt nie odśnieżał. Powinno być ciemno, ale śnieżnobiały puch i okoliczne latarnie sprawiły, że było jasno, a co ważniejsze, był wspaniały, zimowy klimat. Wiele razy byłem na Rossie, ale nigdy w takiej scenerii. Tego się chyba już nie da powtórzyć. Na koniec poszliśmy w wyjątkowe miejsce, gdzie spoczywa matka J. Piłsudskiego i serce naszego bohatera narodowego. Czarny, granitowy nagrobek, który zwykle widzimy w tym miejscu, wówczas również był zasypany śniegiem, ale mimo grubej śnieżnej pokrywy, w cudowny sposób, widoczny był napis: „MATKA I SERCE SYNA”.
Warto udać się na Wileńszczyznę. Warto posłuchać śpiewnej mowy naszych Rodaków, ich opowieści i tęsknoty za Polską, za Ojczyzną.