W przywołanym wyżej opracowaniu czytamy: „Przebieg potyczki, według raportu Dukmasowa miał być taki: dogonieni i napadnięci powstańcy rozpoczęli ogień, lecz, widząc przeważające siły nieprzyjacielskie, zamierzali uciec do pobliskiego lasu. Kozacy i straż pograniczna, widząc to wycofanie się w kierunku lasu, uderzyli w lance i uniemożliwili ucieczkę. Potyczka toczyła się na otwartym polu. Kowalkowski dowodził i walczył bohatersko. Widząc niemożność wycofania całego oddziału do lasu, postanowił Kowalkowski z 2 adiutantami i 2 partyzantami przedrzeć się przez szeregi rosyjskie w kierunku lasu. Zauważywszy dowódcę Dukmasowa, zaczął do niego uporczywie strzelać i ranił pod nim konia. Rozzłoszczony Dukmasow, razem z dwoma kozakami puścił się w pogoń za uciekającym Kowalkowskim i 4 partyzantami. Zabito ich wszystkich. Wściekły ze złości Dukmasow na Kowalskiego za to, że chciał go zabić, trupa jego strasznie posiekał szablą. Kowalkowski miał przy sobie fuzję, dwa rewolwery i 4 pistolety. Z całej partii tylko 2 rannych powstańców uciekło na koniach w las, ranni kulami, 4 na piechotę, 11 zabito, 13 wzięto do niewoli. […] Po stronie rosyjskiej raniono tylko trzy konie kozackie. Goniąc rozbitków, aresztowano jeszcze 9 osób, a w tej liczbie Agnieszkę Tarnogrodzką, która była adiutantem u Jurkowskiego. Potyczka ta była dnia 4 czerwca 1863 roku o godzinie 10 rano. Kim był ów pan Franciszek Kowalkowski trudno dociec. Sam mówił, że pochodzi z Prus. Był on w partii Padlewskiego. […] Odtworzyć sobie wierny obraz przebiegu potyczki na Kotowych, jest rzeczą trudną, gdyż poza urzędowym źródłem rosyjskim, raportem Dukmasowa, nie we wszystkich punktach zgodnym z prawdą, i miejscową tradycją, nie mamy nigdzie pewnych danych. Opierając się na miejscowej, dość silnej tradycji stwierdzić można, że partia Kowalkowskiego została napadnięta nieoczekiwanie wtenczas, kiedy już w olszynce wśród błot rozłożyła się obozem i rozsiodłane konie puściła na trawę. Podanie miejscowe mówi, że miejsce postoju partii Kowalkowskiego miał wskazać mieszkaniec Rypina, Jan Żbikowski, którego powstańcy w przejeździe przez Rypin zabrali do partii. W aktach wojennego naczelnika pow. lipnowskiego jest wzmianka, że w dniu 7 lipca 1863 r. w olszynce przybysińskiej pod Kotowami na miejscu byłej potyczki został powieszony niejaki Żbikowski z Rypina”.
Dużo szczegółów o tej potyczce zawiera również artykuł Feliksa Grabskiego pt. „Echa potyczki pomiędzy Kotowami i Przybysinkiem” („Głos Mazowiecki” Nr 134 z dnia 11 czerwca 1936 r., Płock), który ks. Czesław Lisowski w swoim opracowaniu zacytował: „Opieram się nie na dokumentach, lecz na tym, co słyszałem od ludzi, którzy te rzeczy sami przeżywali. Przede wszystkim powołuje się na to, co słyszałem od ś.p. ojca mojego, Henryka Grabskiego, wówczas właściciela Stępowa, graniczącego bezpośrednio z Kotowami. Wedle słów ś.p. ojca mego, dowodził partią Franciszek Kowalkowski, który nie był oficerem rosyjskim, lecz prze tym pełnił obowiązki lokaja we dworze Romockich, właścicieli Sadłowa. Na kilka dni przed rozbiciem partii, przyjechał konny ten oddział do Stępowa wieczorem z żądaniem, by go przenocować. Byli uzbrojeni nietęgo, mieli kilkanaście fuzyj myśliwskich, pistolety, lance i szable, jedynie konie przedstawiały się dobrze. Szeregowcy rozlokowali się w podwórzu, dowódca nocował we dworze, bał się jednak spać oddzielnie i zmusił mego ojca, aby w jednym pokoju z nim noc przepędził. Ojciec mój oka przez całą noc nie zmrużył, gdyż pan Franciszek we śnie miał jakieś wizje, zrywał się z łóżka i coś o kozakach głośno majaczył. Poza tym ojciec doskonale zdawał sobie sprawę, co mu groziło w razie niespodziewanego napadu Moskali, mianowicie za przetrzymywanie powstańców: spalenie majątku i wysłanie na Sybir. Kowalkowski wiedząc, że Moskale wysłali z Lipna i Mławy wojsko, aby go wziąć we dwa ognie, krążył po okolicy z zamiarem wymknięcia się nastawionej zasadzce. Bliższych szczegółów o rozbiciu powstańców w krytycznym dniu 4 czerwca dowiedziałem się od naocznego świadka, partyzanta Łukaszewskiego, który jeden z niewielu zdołał uciec i później, jako ślusarz, zamieszkał w Brodnicy, gdzie go jako uczeń tamtejszego gimnazjum poznałem. Wedle jego opowieści, partia Kowalkowskiego rozłożyła się obozem na polanie otoczonej olszyną, między Kotowami i Przybysinkiem. Konie rozsiodłane pasły się na łące, jedni spali, drudzy gotowali strawę, inni czyścili broń, czuli się bezpieczni przed nagłą napaścią nieprzyjaciół, gdyż wystawiono jako pikietę powstańca Zboińskiego. Ów Zboiński, zanim przyłączył się do partii, służył w Stępowie przez dwa lata za furmana. Nie wiadomo, czy drzemał, czy też jego uwaga była skierowana w innym kierunku, dosyć, że znienacka kozacy go zaskoczyli. Poznawszy w nim po uzbrojeniu powstańca, zagrozili mu śmiercią, później obiecali bezkarność i wynagrodzenie, o ile ich do miejsca postoju swych towarzyszów zaprowadzi. Sterroryzowany Zboiński rzeczywiście zaprowadził kozaków do obozu powstańczego. Moskale w ten sposób napadli zupełnie niespodziewanie partyzantów, jednych wzięli do niewoli, drugich zarąbali, a zaledwie kilku zdążyło wskoczyć na pasące się konie i próbowało umknąć. Kozacy jednak wpędzili ich w błota, ciągnące się ku Zasadom, i tam ich wybili. Łukaszewski zawdzięczał ocalenie jedynie tej okoliczności, że właśnie miał jechać z raportem do jakiejś władzy powstańczej. Siedział na chodliwej klaczy, zarekwirowanej u Goćkowskiego, właściciela Linnego, i był gotów do drogi, gdy Moskale na obóz napadli. To też dzięki szybkości wierzchówki udało mu się umknąć, mimo, że kozacy go gonili aż do drewnianej figury we wsi Sadłowo. Smutny los spotkał Zboińskiego. W kilka dni po rozgromieniu partii zjawiło się dwóch nieznanych mężczyzn w Rypnie u rodziców Zboińskiego, u których tenże mieszkał po wypuszczeniu go na wolność przez Moskali. Ci nieznani potrafili podstępnie wyprowadzić Zboińskiego z mieszkania, przywieźli go na miejsce jego zdrady i powiesili go na olszynie. Trup podbno wisiał przez dwa tygodnie, zanim na rozkaz władzy rosyjskiej został z drzewa zdjęty i pochowany. Po śmierci Zboińskiego wypłacał rząd rosyjski rodzicom pensję, jako nagrodę za przysługę oddaną przez ich syna”.
Ilu naprawdę powstańców zostało zabitych w potyczce pod Kotowami trudno jednoznacznie stwierdzić. Ze świadectw polskich dowiadujemy się, że poległ Franciszek Kowalkowski wraz z sześcioma towarzyszami a dwunastu innych dostało się do niewoli. Źródła rosyjskie mówią, że zabito jedenastu, trzynastu natomiast wzięto do niewoli. Naoczny świadek, który był na pogrzebie powstańców opowiadał ks. Lisowskiemu, że zabito osiemnastu, inny natomiast, że czternastu. Z pewnością nie wszyscy zostali pochowani na cmentarzu parafialnym w Sadłowie. Niektórzy nadal spoczywają w lesie pod Przybysinkiem i na polach kotowskich, gdzie zostali zabici (Por. Cz. Lisowski, Powstanie styczniowe w Ziemi Dobrzyńskiej, Płock 1938, s. 100-104).
W księdze zmarłych parafii sadłowskiej z 1863 r. odnotowano tylko sześć aktów zmarłych powstańców pod Kotowami. Akt Nr. 16 informuje o śmierci Jana Doninowskiego, rzeźnika z Golubia, lat 36, urodzonego w Dobrzyniu nad Wisłą, ze Stefana i Zofii małżonków Doninowskich. Zmarły Jan Doninowski zostawił żonę Janinę z Sommerfeldów. Akt Nr. 17 informuje o śmierci Antoniego Zarembskiego, szewca z Dobrzynia nad Drwęcą, lat 22, urodzonego w Dobrzyniu nad Drwęcą, z Szymona Zarembskiego i Marianny z Zawadzkich. Akt Nr. 18 mówi o śmierci młodzieńca niewiadomego nazwiska i rodziców, lat około 24. Akt Nr. 19 mówi o śmierci Franciszka, z nazwiska niewiadomego, mającego około 32 lat (chodzi o dowódcę powstańców Franciszka Kowalkowskiego). Akt Nr. 20 mówi o śmierci mężczyzny niewiadomego imienia i nazwiska, lat około 30. Akt Nr. 21 mówi o śmierci mężczyzny niewiadomego imienia i nazwiska, alt około 22. W grobie powstańczym pochowano też Aleksandra Szlesyngera z Czermina, weterana powstania z 1863 r., zm. w 1930 r.
Na cmentarzu sadłowskim, tuż za kaplicą, znajduje się kwatera powstańcza z grobami polskich bohaterów. Przez długie dziesięciolecia była ona bardzo zaniedbana. Gdy byłem dzieckiem miejsce to przykrywała sterta cmentarnych śmieci. W 2001, tuż przed uroczystością Wszystkich Świętych, członkowie parafialnej Akcji Katolickiej wraz ze swoim proboszczem ks. kan. Kazimierzem Rostkowskim zadbali o właściwy wygląd tego miejsca. Teren nieco podwyższono, zbudowano kamienną oblamówkę, nasadzano roślinności, każdy z poległych otrzymał krzyż z napisem, naprawiono wówczas również pokaźnych rozmiarów krzyż żeliwny, który stał w tym miejscu od lat. Kilka lat później do kompletu dostawiono jeszcze maszt, na którym zawieszono polską flagę. Te działania spowodowały, że dziś mogiła wygląda godnie.
Przy drodze z Sadłowa do Kotów (w okolicy miejsca potyczki) staraniem członków Akcji Katolickiej przy parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Sadłowie, miejscowych władz i okolicznych mieszkańców w 2017 r. ustawiono pokaźny kamień z tablicą, na której wyryto napis: „POWSTAŃCOM STYCZNIOWYM W ROCZNICĘ POTYCZKI POD KOTOWAMI POTOMNI 4 CZERWCA 2017 R. ”. W uroczystości odsłonięcia tablicy w dn. 5 czerwca 2017 r. udział wzięli, z programem artystycznym, uczniowie ze Szkoły Podstawowej im. Marii Skłodowskiej-Curie w Stępowie pod kierunkiem Anety Jeżewskiej, a także przedstawiciele władz Gminy Skrwilno i Gminy Rypin oraz druhowie okolicznych Ochotniczych Straży Pożarnych. Lektorami, którzy czytali przytoczone powyżej opisy potyczki byli: Grzegorz Gogolin oraz Zbigniew Sosnowski – lokalny poseł RP.
„Kościół katolicki zawsze dbał o pamięć o przeszłości i ciągle ją pielęgnuje” – pisał niedawno w swoim artykule ks. Wojciech Kućko wspominając ks. Władysława Skierkowskiego (1886-1941). Podobnie mogę powiedzieć patrząc na działania mojego proboszcza z Sadłowa, wydaje się bowiem, że nie byłoby ani upamiętnienia w Kotowach, ani grobu powstańczego w Sadłowie, gdyby nie wrażliwość patriotyczna, historyczna, ale i zwykła, po prostu ludzka ks. kan. Kazimierza Rostkowskiego, ówczesnego proboszcza sadłowskiego. Na profilu facebookowym Szkoły Podstawowej w Stępowie czytamy następujący wpis: „Szczególne zaś słowa podziękowania kierujemy w stronę ks. Kanonika Kazimierza Rostkowskiego – proboszcza parafii p.w. Św. Jana Chrzciciela w Sadłowie, a także naszego katechety. Ks. Kazimierz od wielu lat pielęgnował pamięć o wydarzeniach z 1863 r., wędrując każdego roku z najstarszymi uczniami do miejsca, w którym powstańcy oddali życie za ojczyznę. To dzięki zabiegom i staraniom ks. Kazimierza Rostkowskiego możemy cieszyć się kolejnym miejscem pamięci w naszym regionie”.
O zaangażowaniu w tę sprawę ks. Kazimierza Rostkowskiego przypomniał również Janusz Tyburski wójt Gminy Rypin podczas uroczystości związanej z obchodami rocznicy wybuchu powstania styczniowego w kościele sadłowskim w dn. 22.01.2023 r. przywołując działania tego kapłana zmierzające do pielęgnowania pamięci o powstańcach, których owocem było m.in. zainicjowanie ustawienia wyżej wspomnianej tablicy w Kotowach.
Wielkie „Bóg zapłać” za to świadectwo: księdzu proboszczowi, członkom AK, społeczności szkolnej, strażackiej, gminnej i parafialnej. Oby w przyszłości znaleźli się ich naśladowcy.