Na początku marca prowadziłem rekolekcje w sąsiedniej parafii. Proboszcz tejże parafii wydał w 2011 r. książkę – album o intrygującym tytule: „Radziki – ziemia przeklęta”? Tytuł nawiązuje do legendy o przekleństwie matki. Nasze małe ojczyzny znają tego typu opowieści sprzed lat, np. ta nasza legenda o strzygach w mojej parafii.
Ale nie o legendach chcę pisać, tylko o przekleństwie i błogosławieństwie. Przekleństwo to świadome i celowe złorzeczenie – przywołanie zła, żeby zniszczyło danego człowieka i sprowadziło na niego nieszczęście. Złorzeczenie wypowiadane jest najczęściej pod wpływem emocji. Poruszyłem ten temat na rekolekcjach. Sądzę, że dzisiaj wszyscy bardzo potrzebujemy błogosławieństwa. W domach rodzinnych dzieci raczej słyszą przekleństwa niż błogosławieństwa. Zaniknął ten piękny zwyczaj, gdy rodzice błogosławili dzieci przed wyjściem do szkoły. Rzadko kreślimy znak krzyża na czole dzieci i na bochenku chleba przed spożyciem. Bardzo cieszę się z tego dobrego zwyczaju, gdy moi siostrzeńcy wchodzą do domu i mówią na głos: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”. Szczególnie niebezpieczne jest przeklinanie i złorzeczenie dzieci przez rodziców. Z tego trzeba się wyspowiadać. Dzieci od swoich rodziców chłoną wszystko. Dlatego trzeba zacząć błogosławić i dobrze mówić, jeśli tego się nie czyni. Pomnażać dobro w dzieciach. Św. Paweł pisał: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie” (Rz 12, 14).
Warto wrócić to tych zdawałoby się drobnych i dobrych zwyczajów: błogosławienia sobie nawzajem, chwalenia Boga, kreślenia krzyża na czole i na chlebie, noszenia medalików, krzyżyków, różańców, wieszania poświęconych obrazów i krzyży w domach i urzędach. Wtedy ta nasza ziemia będzie błogosławiona, a nie przeklęta. Jak pisał Jan Paweł II:„Ucząc się nowej nadziei, idziemy poprzez ten czas ku ziemi nowej. I wznosimy ciebie, ziemio dawna, jak owoc miłości pokoleń, która przerosła nienawiść.” (Myśląc Ojczyzna”)