W Bieszczadach dawno nie byłem. Najczęściej zaglądam w Tatry. Każde z tych pasm górskich są inne i piękne na swój sposób. Każdy zapewne zauważył, że Tatry zwłaszcza w wakacje są zadeptane przez turystów. Żeby wejść na niektóre szczyty, trzeba czekać w długich kolejkach (np. Giewont). Albo idźmy w takie doliny: Kościeliska, Chochołowska, Strążyska, Rybiego Potoku. Tłum ludzi jak na Krupówkach. W Bieszczadach jest jeszcze inaczej. Mniej ludzi na szlakach, za to więcej uśmiechniętych, dobrze przygotowanych do wędrowania, nie spieszących się. I mówi się „dzień dobry”, czy „szczęść Boże” spotkanym turystom, o czym zapomina się już w Tatrach. Nie ma takiej komercji jaka jest w okolicach Zakopanego. A więc wygrywają Bieszczady. Przesiadam się: „tu wszystko wolniej idzie…(…) gdzie wy tak pędzicie, do czego? Śmierci i tak nie przegonisz…„; (warto w tym miejscu obejrzeć fragment filmu „Zakochany Anioł”) – dobrze oddaje klimat Bieszczad.
Polska jest bogata! Gdy jedzie się wzdłuż i wszerz, widać to bogactwo: co chwila kościół, kapliczka, krzyż przydrożny. Jest w Bieszczadach taka tajemnicza Kapliczka Szczęśliwego powrotu. Tu film z pielgrzymki. Zawsze, przez cały rok, pali się przy niej znicz. Ktoś pamięta i dziękuje za szczęśliwe powroty. Te święte miejsca przypominają o celu naszej wędrówki przez życie.
Bieszczady, to takie małe i bliskie sercu niebo. Jest coś szczególnego w ich przeżywaniu i wędrowaniu po szczytach i połoninach. Świadczą o tym te kapliczki, krzyże na szczytach, sanktuaria, uśmiechnięci, rozmodleni i życzliwi ludzie. Inny świat: spotkać tam można nawet ciche Anioły Bieszczadzkie.
Dlatego kocham wszystko, co jest w górach. Zwłaszcza w Bieszczadach!