No i sezon na św. Grilla rozpoczęty. W mediach kłócą się o to, kto
wynalazł grilla. Presja medialna każe wyjeżdżać na długi weekend i
rozpalać do czerwoności tego nowego świętego. Kto żyw, rusza na grilla.
Nie powiem, że nie lubię tego świętego. Wręcz uwielbiam posiedzieć przy
nim z Przyjaciółmi. Posmakować twórczości kulinarnych. Pooddychać
powietrzem wiosennym. Pozałatwiać wiele spraw. Posłuchać ciszy.
Nie posłuchałem mediów i nie wyjechałem. Mam wrażenie, że dzisiaj
promuje się taki styl życia, który nie pomaga człowiekowi zakorzenić
się, ale każe podróżować – włóczyć się: człowiek wieczny turysta i
włóczęga; nie ma stałych wartości, relacji, związków, ale takie
przelotne, powierzchowne, naskórkowe. Moi parafianie w większości wiedzą doskonale, co to znaczy mieć korzenie. Trudno mówić im, aby się gdzieś włóczyli...Mają swoje domy, rodziny, ziemię, zwierzęta. To ich trzyma!
Pan Jezus po swoim zmartwychwstaniu zapytał uczniów: (J 21, 5-14) „Dzieci, macie tu co do jedzenia?” I wtedy usmażył im rybę: „A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb”(pewnie to był początek powołania naszego św. Grilla).
Taki dobry i ludzki jest Jezus. Zatroszczył się o to, czy uczniowie mają co do jedzenia…? Czy nie są głodni? A potem zapytał Piotra trzykrotnie o miłość… czy Go kocha? I na koniec dał zadanie też trzykrotnie: „Paś owce moje!”. Przy grillu – tak przyziemnym zadaniu chciałoby się powiedzieć – o tak ważnych sprawach Jezus rozprawia… Jest gościnny. Gościnność wydaje się być wartością ewangeliczną. Bo karmić chlebem, zrobić herbatę czy kawę, poczęstować cukierkiem, nalewką, zaprosić na grilla – to oręż ewangelizacji…To strawa też duchowa. Zresztą jak mawiali przodkowie: Gość w dom, Bóg w dom!
ps Zapraszam więc na grilla w moim zielonym ogrodzie.