Jako
małemu chłopcu wydawało mi się, że Maryja wznosi się do nieba po kolorowych smugach
światła w kościele w Różanie, gdzie w Uroczystość Matki Boskiej Zielnej dym kadzidła
mieszał się z zapachem ziół, kwiatów i zbóż. Muzyka organowa porywała to wszytko
hen wysoko, pod sufit świątyni, ponad sklepienie głównego ołtarza, gdzie siedzieli,
co ja piszę, płynęli aniołowie z rozpostartymi skrzydłami.
Tak
już pozostało. Kiedy przyszło mi wiele lat później przeżywać Święto w bawarskm Kleinostheim,
zapachy mięty, rumianku i lawendy, pomieszane z wonią kadzidła, pozwalały odnajdywać
nie tylko dzieciństwo, ale i mazowiecki koloryt Uroczystości Matki Boskiej Zielnej.
W takich chwilach nie tylko rozumnie się M. Prousta, ale jest się wdzięcznym Bogu
za K. Iłłakowiczównę: „Po co te wiązanki i
wianki / z mięty wrotyczu, rumianku?” / Niesiemy je na znak hołdu / Maryi Pannie
przed ołtarz../ „Hyzop, lawenda jałowiec?/ Wszak to potrzebne w chorobie?” / Mamy
je. Chcemy dziewanną / ucieszyć Maryje Pannę. [ K. Iłłakowiczówna, Msza Maryjna
na Matkę Boską Zielną, Wstęp].
Wniebowzięcie
Matki Bożej nie jest Świętem straconego czasu, skończonego życia, przekwitłych kwiatów,
melancholijnych ściernisk, zwiastujących jesień. Jest hymnem uwielbienia dla ludzkiej
cielesności, otwartej na ducha, duszę, nadzieję i trwanie. Maryja zasypia, Łaską niesiona do nieba, ku Stwórcy
pól, ziół, kolorów i zapachów. Czy można więc w ten sierpniowy dzień nie upoić się
zapachem ziemi, wiatru, maciejki i jałowca?
Oczywiście,
nie jest to jedynie Święto zmysłowych upojeń. W istocie powinno ono wypełniać nieszczęsny
rozdźwięk w duszy współczesnego człowieka, widzącego w przyrodzie jedynie geny,
mikrocząstki i procesy. Wrażliwy estetycznie mieszkaniec Europy oddał kolor, zapach
i światło indywidualnej i społecznej konsumpcji. W niepokojąco dużych kręgach kultury
Zachodu zapach kadzidła już się nie miesza z zapachem ziół, nie staje się wyrazem
uwielbienia, którym obdarza się Boga.
Matka
Boska Zielna pomaga nam złączyć to, co zostało rozdzielone. W uroku sierpniowego
lata pozwala smakować wcale nie stracony czas naszego dzieciństwa, marzeń i nadziei.
Wyobrażam sobie, że kiedy szła do Elżbiety, kwitły polne kwiaty, które były tak
piękne, że nawet Salomon w całym swym przepychu
nie był tak ubrany jak jeden z nich ( Mt 6, 29). Nie wiadomo, może one natchnęły
ja do śpiewu Magnificat . Dusza łatwiej
się raduje, kiedy dotyka piękna. Oblubienica z Pieśni nad pieśniami odczuwała obecność Umiłowanego poprzez zapach nardu,
mirry, balsamu.
Zresztą,
czy nie najbardziej twórczo żyją w nas te zapachy, które poprzez zmysły dotknęły
jednak wnętrza naszej duszy? Zapach domu rodzinnego pamiętamy, bo była tam mama,
zapach jaśminu, bo związał się z decyzją na powołanie, zapach maciejki, bo niósł
tęsknotę za konkretną osobą, zapach skoszonego siana, bo przywoływał spokój sumienia
pod koniec dnia. Codziennie idąc rano na Mszę św. do św. Jana, czuję zapach pieczonego
chleba, dochodzący z pobliskiej piekarni pana Kierzkowskiego. Niosę go aż do ołtarza.
Ma
więc rację Miłosz, kiedy nawiązując do Pieśni
nad pieśniami, mówi o kobiecie i mężczyźnie, ale przecież o każdym z nas: I czyż
każde z nich nie musi wtulać się w Wiecznie Żyjącego, / w jego zapach jabłek, szafranu,
cynamonu, goździków, kadzidła, / W Niego, który jest i który przychodzi / z jasnością
jarzących się woskowych świec?
Warto
pamiętać o kadzidle, także przy święceniu ziół, kwiatów i zbóż.
15. 08. 2014.