Wakacyjne duszpasterstwo umie wykorzystać czas wakacji do takich działań duszpasterskich, które w innych okresach roku nie mogą być zrealizowane czy to z racji pogody czy braku czasu. Typowym przykładem jest pielgrzymka do Częstochowy czy inne liczne pielgrzymki lokalne. Nie przypadkiem też wielkie odpusty, związane głównie ze świętami maryjnymi, gromadzą tysiące ludzi w miesiącach jeśli nie wprost wakacyjnych to na pewno letnich. W niektórych kościołach na Mszach św. w wakacje pojawiają się liczni wczasowicze, odpoczywający nad miejscowymi jeziorami czy rzekami.
Wakacyjne duszpasterstwo wcale nie musi zwalniać tempa, zniżać poziomu czy usprawiedliwiać rozleniwieniem urlopowym. Pięknym przykładem, jakże wymownym w kontekście tegorocznych upałów, były pielgrzymki do Częstochowy. Okazuje się, że dobrze funkcjonują służby pielgrzymkowe, wcale nie brak duszpasterzy i wiernych świeckich, poświęcających przynajmniej w jakiejś części swój urlop. Doskonałym pomysłem było płockie pielgrzymowanie duchowe z dobrze przygotowanymi materiałami, apele jasnogórskie w parafiach, podczas których można było łączyć się z pielgrzymami przez radio i internet.
A cóż powiedzieć o oazach wakacyjnych, rekolekcjach dla dzieci i chorych w Popowie, Pułtusku, licznych wyjazdach duszpasterzy ze służbą liturgiczną, ewangelizacji ulicznej i na Przystani Miłosierdzia, akcjach duszpasterskich w ramach Światowych Dni Młodzieży. Biorący w tym udział klerycy opowiadają o wakacyjnym duszpasterstwie z wypiekami na twarzy, pokazują zdjęcia, snują plany na przyszłość. Słucham tych opowieści na dyżurze seminaryjnym i marzę, aby przynajmniej część podobnych akcji zawitała w seminaryjne mury, które przecież w wakacje można również wykorzystać.
Piękne owoce przynosi tez peregrynacja Obrazu Jasnogórskiego, która zaczęła się praktycznie w wakacje i niezależnie od żniw i upałów, nie zwalnia tempa. Wprost przeciwnie, fala zainteresowania się wznosi, duszpasterze mówią o głębokich spowiedziach, nawróceniach małżonków, jakby wzrastającym poczuciu wspólnoty parafialnej. To są bardzo konkretne trzy owoce peregrynacji, o których warto nie tylko dyskutować, ale i świadomie pielęgnować. Nie ma przecież ważniejszej sprawy duszpasterskiej niż osobiste nawrócenie (spowiedź, a więc kształcenie sumienia współczesnego katolika, perspektywa miłosierdzia), obrona rodziny, w tym pomoc rodzinom przeżywającym różne kryzysy (może poradnia rodzinna?, bezwzględnie troska o powołania kapłańskie z dobrych rodzin), no i odrodzone poczucie wspólnoty parafialnej, w której słowo wspólnota nie będzie sloganem, ale wyrazem braterskich relacji, wynikających zresztą z ducha Eucharystii, między księżmi i wiernymi, bogatymi i biednymi, tymi z lewa i tymi z prawa, po prostu więcej solidarności społecznej.
W tej perspektywie peregrynacja ma szansę wpisać się w odnowę religijno-społeczną narodu, w obronę zwłaszcza tych dwu wartości, które stracił już Zachód. H. Goossens, dyrektor zarządzający koncernu Unilever w Europie Środkowo-Wschodniej, porównując poziom życia w Polsce i na Zachodzie mówi znamienne słowa: „macie jednak coś, co my straciliśmy. Wartości rodzinne. Święta. Gwiazdka, wszyscy jadą do krewnych ( …) No i ta grupa ludzi stojących wokół kościoła, a którą zobaczył pewnej niedzieli. Co się dzieje - pomyślałem Okazało się, ze to ludzie słuchający Mszy, którzy nie zmieścili się w środku. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Zrobiłem zdjęcie. U nas czegoś takiego nie ma” (GW, 8 - 9 sierpnia 2015, s. 9).
Jeszcze mamy wszystkie dane, aby nie zwątpić, że tak będzie. Peregrynacja nam w tym pomaga, ale przecież u podstaw jest solidne duszpasterstwo parafialne, które w wakacje nie tylko nie zamiera, ale wprost rozkwita. Na własne oczy widziałem takie i w Malużynie, w lipcową niedzielę, i w Dobrzyniu nad Drwęcą, w czasie odpustu na Przemienienie Pańskie. Malużyn, z wypieszczonym kościołem parafialnym, z grupą ministrantów, której nie powstydziłaby się kilkutysięczna parafia miejska, kompletem lektorów na każdej Mszy św., gazetką parafialną, w której – a jakże - troskliwe przypomnienie proboszcza, aby być uważnym w czasie prac żniwnych. Możesz wszystko zobaczyć na stronie internetowej parafii, prawdziwym oknie na świat tej małej wspólnoty.
W Dobrzyniu – mimo niemiłosiernego upału - młodzież z grupy wolontariackiej Światowych Dni Młodzieży, po każdej Mszy świętej zbierała na bilet dla brata, czyli dla swoich kolegów i koleżanek zza wschodniej granicy. Młodzi parafianie z Dobrzynia nie poszli łatwą drogą. Nie stanęli przed kościołem z puszkami, ale przygotowali coś na kształt kiermaszu, gdzie można było zjeść kiełbaskę, kupić pamiątkę ŚDM. Widać było, że jest to grupa zgrana, współpracująca ze sobą od dawna. Większość z nich powróciła niedawno z Włoch, gdzie osobiście zapraszali kolegów i koleżanki z Brescii na Światowe Dni Młodzieży do Polski.. Oczywiście, nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie całoroczna praca Księdza Proboszcza, Wikariuszy i Pana Organisty, który do Włoch zawiózł zresztą znakomity chór parafialny.
We wspomnienie św. Maksymiliana byłem w Niepokalanowie. Po Mszy św. wieczornej zwrócił moją uwagę młody ojciec z trzy- może czteroletnią córeczką. Stali przed pomnikiem Świętego, usytuowanym na niewielkim postumencie przed Bazyliką. W pewnym momencie dziewczynka poczęła wspinać się ku postaci na pomniku i z pomocą tatusia przybiła piątkę O. Maksymilianowi. Ojciec mówi, że to był taki człowiek, który kochał innego tatusia tak bardzo, że oddał za niego życie. No to zaprośmy go do nas, do domu - odpowiada córeczka. Ojciec spojrzał na nią uważnie, wziął w ramiona i patrząc w oczy, słuchał, jak dziecko zaprasza św. Maksymiliana do ich domu.
Podobno w czasie peregrynacji można spotkać wielu młodych ojców przyprowadzających małe dzieci przed oblicze Madonny. Mam nadzieję, że zapraszają Matkę Boską do swoich domów.