Podczas sympozjum poświęconego seksualizacji społeczeństw polscy teologowie moraliści świadomie zmierzyli się z problemem pedofilii w Kościele w Polsce [10-11.06]. Było to rzetelne i – ośmielę się powiedzieć – uczciwe podejście tej grupy polskich teologów, która ostatecznie odpowiada za stan nauczania moralnego w Kościele, formację sumień, w dużej części sprawowanie sakramentu pokuty, a nawet jakość zadośćuczynienia indywidualnego i wspólnotowego, które powinno przecież towarzyszyć każdemu nawróceniu.
Rzetelność podejścia do tematu zapewnili nam psychoterapeuci, seksuolodzy i socjolodzy, którzy w zestawieniu z filozofującymi teologami i praktykami od sakramentu pokuty podjęli problem, który w dotychczasowej, nawet kościelnej dyskusji, traktowany jest wybiorczo i jednostronnie. Z zazdrością przeczytałem ostatnio w Christ in der Gegenwart, że Akademie Katolickie w Niemczech, począwszy od Hamburga po Monachium organizują aż trzynaście debat na ten temat.
W czasie naszego sympozjum najbardziej poruszyły mnie wystąpienia pani mgr E. Kusz i o. A. Żaka. Pierwsza mówiła o przyczynach, typologii i skali pedofilii, drugi o odpowiedzialności Kościoła za ten grzech. Radziłbym wszystkim, którzy nie orientują się w skali problemu ani jego głębi, by zapoznawali się z faktami, nie bagatelizowali naszej odpowiedzialności, a przede wszystkim nie zaczynali reformy od innych. Kościół może i powinien w tym przypadku serwować innym wiedzę, którą zdobył na własnych błędach.
Dotknęły mnie – w pozytywnym sensie – słowa o. Żaka na temat upokorzenia i wstydu, który – jak mniemam - jest udziałem wielu z nas, kapłanów i wiernych świeckich. Powtórzył je w wywiadzie dla KAI, opublikowanym w dniach naszego sympozjum. Tylko ten wstyd i upokorzenie oczyszczają, które powodują ”zdrowy odruch przyznania się: pobłądziliśmy, nie szliśmy tą drogą, którą należało, nie uczyliśmy się na błędach innych, wierzyliśmy, że jesteśmy lepsi, chowaliśmy się za nasze doświadczenia historyczne, nasze prześladowania, które miały nas jakoś ochronić przed niesprawiedliwymi uogólnieniami (…). Uogólnienia rzeczywiście mogą boleć, ale nie wolno się przed nimi bronić relatywizując zło” [KAI, 11 czerwca 2019].
Poruszające było też przypomnienie o tym, że Bóg pouczał w historii zbawienia nawet wielkich przywódców ludu Bożego poprzez pogan, nie mówiąc o prorokach. Ich słowa o pasterzach, którzy chronią samych siebie, trzeba zinterpretować w dzisiejszej sytuacji, gdy dziennikarze świeccy, nawet wrodzy Kościołowi, spełniają podobną rolę. Nie wiem, czy ci dziennikarze dopuszczają taką możliwość, pewnie nie, ale przecież działanie Pana Boga przekracza ludzkie, nawet masońskie kalkulacje. W przeciwnym razie ulegniemy pokusie szukania niewłaściwych dróg wyjścia z kryzysu - płytkich, PR - owskich, szukających usprawiedliwień, sojuszników, którzy nas będą bronić.
Oceniając ogólnie nasze sympozjum, z radością stwierdzam, ze intuicyjnie szliśmy za myślami Benedykta XVI, które sformułował w tekście opublikowanym w Klerusblatt w 2019 r. [Kościół a skandal wykorzystania seksualnego ]. To tam Papież mówił, że skandal pedofilii ma wiele wspólnego z kryzysem teologii moralnej, która ustami swoich prominentnych teologów moralistów chciała np. wyeliminować nie tylko naukę o szatanie, ale również o działaniach [grzechach], które są zawsze i wszędzie złe ze swej istoty. My w Polsce teoretycznie nie popełniliśmy tego błędu, praktycznie jednak – zwłaszcza w ocenie grzechu pedofilii mamy wątpliwości.
A cóż powiedzieć o naszej praktyce spowiedniczej. Bardzo się cieszę, że na sympozjum, za sprawą młodego płockiego teologa, ks. dr. W. Kućko, ten temat został poruszony. Bardzo ożywioną dyskusję wzbudziło pytanie, pod jakimi warunkami można rozgrzeszyć kogoś, kto spowiada się z grzechu pedofilii. Zdania były podzielone, a od siebie dodam, że potrzebowałbym w danym wypadku więcej danych, np. o uwarunkowaniach psychoterapeutycznych penitenta, niż do tej pory sądziłem.
Wiele się nauczyłem na tym sympozjum. Jestem zresztą przekonany, że to samo mogą powiedzieć moi Koledzy. Jestem wdzięczny Zarządowi naszego Stowarzyszenia, na czele z ks. prof. M. Machnikiem, którzy przygotowali to sympozjum. Szkoda tylko, że nie wzbudziło ono zainteresowania wśród dziennikarzy, nawet katolickich. Nie wiem, czyja to wina, część z niej leży pewnie i po naszej stronie, o czym świadczy nasze Oświadczenie. Sprawia wrażenie, jakby było napisane przed naszymi obradami.