W jednym z wywiadów znany psycholog, specjalista
od osobowości, prof. W. Łukaszewski, oceniając stan polskiego życia społecznego,
zauważył, że największe szanse na rynku pracy w Polsce mają teolodzy. Profesor podaje
tę wiadomość - jakby od niechcenia – dziwiąc się, iż pracodawcy ciągle jeszcze wierzą,
że jeśli ktoś studiuje teologię, to jest na pewno uczciwy. Wykładowca z SWPS
nie skomentował szerzej tego faktu, choć z kontekstu wypowiedzi wynika, że nie do
końca się z nią zgadza, tak samo jak z moralnością katolicką.
Profesor psychologii - jak to się często
zdarza psychologom - występuje w roli specjalisty od moralności społecznej, szeroko
rozwodzi się o hipokryzji, religijności, klauzuli sumienia, ogólnie zaniepokojony
jest wzmożoną aktywnością środowisk kościelnych wobec artystów. Zdecydowanie twierdzi,
że nie można obrazić uczuć religijnych, bo obrazić
można – jak mówi - człowieka, nie
można obrazić rzeczy, a więc i uczuć.
Zdumiewa mnie, z jaką łatwością przychodzi
psychologom, zresztą także socjologom, politologom, nie mówiąc już o
dziennikarzach, moralizatorska publicystyka społeczna. Jak bezkrytycznie
przechodzą od opisu do oceny, od żonglowania statystykami do wyjaśniania
problemów sumienia, od faktów socjologicznych do interpretacji eksperymentów
psychologicznych, od opisu własnych odczuć do uogólnień. Jakże łatwo przychodzi
owo zadekretowanie uczuć jako rzeczy.
Przecież chwila namysłu wystarczy, aby zauważyć, że w dyskusji o obrażaniu
uczuć religijnych nie chodzi o jakieś nieokreślone subiektywne sentymenty, ale
o wyższe uczucia ludzi, których - kto jak kto – ale psycholog nie powinien
lekceważyć.
Krytykom chrześcijańskich uczuć nie
brakuje ironii, złośliwości a nawet pogardy wobec chrześcijan i ich symboli.
Nie chce mi się przytaczać tych wszystkich epitetów, które padają w kontekście
dyskusji o klauzuli sumienia, stanowisku prof. Chazara, Golgoty Picnik czy gender.
Często natomiast zastanawiam się, jak odpowiadać na antychrześcijańską krucjatę.
Walić na odlew, wieść subtelne dysputy siadając okrakiem na barykadzie,
przechodzić obok, robić swoje, modląc się za złośliwych?
Przy odrobinie refleksji każdy z nas znajdzie
nazwiska, czasopisma, rozgłośnie i biskupów, których łatwo przypisać do odpowiedniej
strategii. Mnie osobiście olśniły słowa człowieka świeckiego, zresztą pracownika
UKSW, poety i krytyka literackiego, Krzysztofa Koehlera: Jeżeli będziemy mieli w sobie adorację do Męki Jezusa, do faktu
Zmartwychwstania, jeśli będziemy się pochylać nad tym, co jest najważniejszym
sensem historii świata i naszego życia – to każde naruszenie tej sfery będzie nas
boleć. A ten ból bywa dobry. Bo uświadamia nam, jak bardzo jeszcze musimy się
starać, żeby osłaniać, opiekować się tym, co bezbronne i atakowane..
To zadanie jest ważne dla wszystkich,
zarówno dla katolików, jak i wszystkich prowokatorów i bluźnierców. W tej
perspektywie widzę też teologów, których zatrudniają pracodawcy. Od wielu lat
obserwuję ich losy, wielu studiuje na dwu kierunkach, pracę znajdują faktycznie
dlatego, że pracodawcy poszukują ludzi z zasadami, takich którym można zaufać.
I dobrze. Żadna ironia profesorska nie jest w stanie tego podważyć. Po prostu –
świadectwo.
25.07.2014.