Wprawdzie jeszcze nie lato, ale coraz częściej słyszę w radiu a to Alicję Majewską śpiewającą Taki piękny świat, a to Louisa Armstronga z jego charakterystycznym zachwytem w What a Wonderfull World (Cóż za wspaniały świat). Majewska śpiewa: „Gdy wiatr gęstniejąc od woni/ Lipowe pieści aleje/ Przystaje dusza w codziennej pogoni/ Nagle pięknieje, pięknieje// Dziecięce światem olśnienia/ Przeżywa w dawnym zachwycie /Bo przyszło lato i w słońca promieniach/ Wszystko w poezję się zmienia/ przywraca apetyt na życie// Nie potrzebny budzik nikomu/ Gdy zatańczą na powiekach złote skry/ Zieleń w butach pcha się do domu/ Ptasi chór za oknem brzmi (…)”
Podobnie L. Armstrong: „Widzę zielone drzewa i czerwone róże. / Widzę jak kwitną dla mnie i dla ciebie// i ta myśl we mnie jest: <Cóż za wspaniały świat> (…).. To w takie dni/ - znowu Majewska - Wierszami szumią drzewa/ Same z siebie schną łzy/ Serce dojrzewa / Zapala krew i coraz potężniej chce bić/ I narasta w nim wielki śpiew/ Wtedy wie się, że warto żyć”/
Jeśli nawet wiemy z innych źródeł, że warto żyć, to jakże nie dziękować Bogu za piękny świat, za ludzi szczęśliwie wrażliwych, za przyjaciół, „którzy - jak śpiewa Armstrong - ściskają sobie ręce i mówią: <jak się masz>., a tak naprawdę <kocham cię>”.. Jakże nie dostrzec na ulicy, w domu, także w kościele tych wszystkich, którym w takie dni dusza pięknieje i nawet jeśli wyrażają to w zwyczajny sposób, to przecież ważne, że przystają w codziennej pogoni, bo dotykają ich dziecięce światem olśnienia.
Kochani rodzice chrześcijańscy, księża i katecheci, nasycajcie dusze waszych wychowanków olśnieniami światem, które są przecież łaską Stwórcy. Owszem, łaskawość naszego Boga jest wielopoziomowa, różnorodnie sakramentalna i głęboko charyzmatyczna. Niemniej – odważę się powiedzieć – jej pierwszym darem, jest właśnie owo olśnienie światem, które przyszło do nas poprzez wszystkie zmysły dziecięce, począwszy od kolorów zachodzącego słońca, zapachu łąki, poprzez szum lasu, smak matczynego chleba.
Można potem w dorosłym życiu oglądać inne ziemie i nieba, chodzić po egzotycznych miastach, smakować zapachy i potrawy, ale przecież kluczem do zachwytu ciągle są dziecięce olśnienia, najbardziej dostępne w naszych osobistych mapach pogody. Mistrzem tej mapy był Iwaszkiewicz, zapisujący w swoich utworach przecież nie tylko zmysłowe piękno tego świata. Od pogody naszych dni i nocy łatwiej przejść do pogody domu, ogrodu czy - czemu nie? - pogody ojczyzny, pogody ducha, pogody sumienia.
A jeśli wspomniałem już Iwaszkiewicza, to wzrusza mnie ten fragment jego Dziennika, gdzie przywołuje swoją matkę i jej pokój w Kalniku. W maju „duszno było od zapachu bzów i tulipanów. Na ołtarzyku zrobionym na dawnej poczciwej komodzie paliły się świece. I odtąd mocny zawsze zapach bzów przywodzi mi słowa majowej pieśni: <Panno przeczysta, łagodna, cicha,/ spraw niech spokojem kraj nasz oddycha,/ niech się niezgoda wśród nas nie zwija,/ broń nas od wojny, Zdrowaś Maryja>.. I gdy kto mówi <wieżo dawidowa, różo duchowna, arko przymierza>, to zaraz widzę czarujący majowy wieczór za oknem tulący się, zapadający w gąszcz starego ogrodu”.
Gdzie Kalnik, gdzie Płock, gdzie Rzewnie? A jednak te same źródła olśnień: zapach bzu, Litania Loretańska, pokój matki.