15 marca 2020 r. - pierwsza niedziela po wprowadzeniu w Polsce radykalnych aczkolwiek koniecznych działań w czasie zarazy, wynikającej z rozprzestrzeniania się tajemniczego koronawirusa. Za oknem piękne, już prawie wiosenne słońce, tu i ówdzie słychać śpiew ptaków. Kontrastuje to z absolutną ciszą na ulicach, pod moim oknem, którędy zwykle do pobliskiego kościoła szło w niedzielę dziesiątki osób, dzisiaj totalny bezruch. Na pierwszej Mszy św. było 17 osób, nie licząc dwóch księży, pana organisty i kościelnego.
Katolicy świeccy okazali się bardziej roztropni niż przypuszczali to nawet niektórzy księża, którzy w obawie przed niemożliwością zachowania bezpiecznej 50 osobowej ilości wiernych na jednej Mszy św., zapowiadali zwiększenie ich ilości, albo je w ogóle odwoływali. Genialnym posunięciem była biskupia dyspensa od obowiązku uczestnictwa we Mszy św. w kościele, połączona z zachętą do modlitwy poprzez środki społecznego przekazu. Dobrze, żeby to dostrzegli wierzący i niewierzący krytycy Kościoła, żądający – na wzór włoski - zamknięcia kościołów.
Pozamykane kościoły we Włoszech i w Europie nie chronią przed dramatycznym rozprzestrzenianiem się wirusa. Do ludzi wiary należy świadczenie, że oprócz medycznych, technicznych i społecznych sposobów w walce z pandemią ważna jest duchowo-religijna mobilizacja. Najbardziej przejmującym wyrazem tej mobilizacji są dla mnie Suplikacje, śpiewane od dzieciństwa podczas odpustów parafialnych, w czasach klęsk żywiołowych lub innych nieszczęść społecznych. Dzisiaj przyszedł czas, aby nie tylko wsłuchać się w potężną moc tej pieśni błagalnej, ale za jej pomocą wznieść oczy, serce i rozum do Nieśmiertelnego.
Nasz Bóg nie ma twarzy pandemii, jak przypomniał abp Ryś. Ma twarz miłosiernego Samarytanina, ale – co trzeba chyba wyraźniej podkreślać - jest mocniejszy od porażającej siły pandemii. Stąd modlitwa, niechby wyśpiewywana w Suplikacjach, gasi rezygnację, a budzi nadzieję. Nie, nie żadną utopię, ale potężną nadzieję na odkrycie szczepionki, na to, że wreszcie opanujemy ogólnoludzki egoizm, bezmyślność w dewastacji natury, karygodną rywalizację między narodami, zabójcze dla gatunku ludzkiego eksperymenty w ludzkim genomie i na ludzkich embrionach.
W takich chwilach dziejowych, jaką przeżywamy dobrze byłoby, gdyby także niewierzący słysząc naszą modlitwę do Boga Nieśmiertelnego, dostrzegli, gdzie są granice, których nie wolno przekroczyć w imię żadnych pragmatycznych celów. Bez odniesienia do Boga zwalczenie pandemii przybiera dwuznaczne metody. Tu i ówdzie biznes okazuje się ważniejszy od życia ludzkiego, gdzie indziej mędrcy tego świata podpowiadają, że ci, którzy „przechorują” zakażenie, wzmocnią kondycję zdrowotną społeczeństwa, a w sytuacji, kiedy niewiele wiemy o wirusie, najlepiej zastosować „rozpoznanie walką”.
Jeśli w dodatku popatrzymy, jak przeżywają kwarantannę społeczną sekularyzujące się społeczeństwa, to my chrześcijanie nie tylko nie musimy mieć kompleksów, ale powinniśmy być dumni z naszych otwartych kościołów, suplikacji, Mszy św. Ostatecznie dostojniej w obecnej sytuacji brzmią suplikacje niż „O sole mio”, które Włosi wyśpiewują na balkonach swoich mieszkań. A cóż powiedzieć o Eucharystii, która w dziejowej wędrówce wzmacnia chrześcijan w wypełnianiu codziennych zadań, w budowaniu świata na miarę człowieka, w umywaniu nóg braciom, podobnie jak uczynił to Jezus wobec Apostołów tuż przed ustanowieniem Eucharystii.
Osobiście bardzo się cieszę, że w obecnej sytuacji niektórzy biskupi przypominają – pięknie objaśniając – gest złożonych rąk – jak tron – gotowych na przyjęcie Jezusa w Eucharystii, że dużo mówi się o komunii duchowej, że wspomina się o higienie naszych konfesjonałów i rąk, o sensie znaku pokoju. Trochę dziwię się, że nikt nie mówi – w kontekście sakramentu pokuty – o „obrzędzie pojednania wielu penitentów z ogólną spowiedzią i rozgrzeszeniem”. Na razie mamy nadzieję, że sytuacja szybko się poprawi. Gdyby jednak – nie daj Boże – miała potrwać dłużej, to radzę zajrzeć do rytuału i przeczytać zasady prawne dotyczące rozgrzeszenia ogólnego.
A swoją drogą pokora wobec Świętego, Mocnego i Nieśmiertelnego Boga powinna chronić ludzi przed pychą. Czyż nie na paradoks zakrawa fakt, że wirus przyszedł do nas z Wuchan, chińskiego miasta, gdzie od 1956 r. znajduje się jedno z najważniejszych światowych centrów badań nad wirusami?