Kolejny tom „Studiów Płockich” – już 42
- ukazał się tuż przed inauguracjami akademickimi w wyższych uczelniach Polski.
W Płocku, począwszy od Płockiej Filii Politechniki Warszawskiej, poprzez Szkołę
Wyższą im. Pawła Włodkowica, Państwową Wyższą Szkołę Zawodową, Wyższe
Seminarium Duchowne trwają inauguracje, w czasie których ludzie nauki na chwilę
wychodzą z cienia, zakładają togi, birety i łańcuchy. Rektorzy uroczyście witają
miejscowych notabli, jest wiele gratulacji, adresów,
odznaczeń i ciepłych słów skierowanych zwłaszcza do studentów pierwszego roku.
W kolejnym roku kryzysu, spowodowanego zwłaszcza
problemami demograficznymi, ale i niezbyt szczęśliwą, bo przerośniętą biurokratyzacją,
reformą polskiej nauki, wszelkie Gaudeamus
jest na wagę złota. Jest ono potrzebne tysiącom pracowników naukowych, którzy
na co dzień siedzą w bibliotekach czy laboratoriach, ślęczą nad pergaminami, od
czasu do czasu idą na wykład czy seminarium, wracają do domu z pomysłami, które
nie zawsze interesują najbliższych. Nie wszyscy potem zdobywają nagrody Nobla,
więc wyobraźcie sobie jak zdeterminowany i pokorny musi być pracownik nauki. Od
swoich lat studenckich przypatrywałem się takim ludziom, jeszcze w Bibliotece Uniwersyteckiej
na KUL, i zawsze ze wzruszeniem patrzyłem na ich siwe włosy, powolne ruchy, ów dystyngowany
rytuał pracy, pełen wewnętrznego pokoju.
Dzisiaj sam wiem coś niecoś o stanie ducha
niemłodego przecież nauczyciela akademickiego, więc z tym większą estymą wziąłem
do ręki ów 42 tom „Studiów Płockich”. Jest to owoc pracy intelektualnej płockich
teologów, filozofów, historyków, skupionych wokół Wyższego Seminarium Duchownego,
najstarszej uczelni wyższej w Płocku, inaugurującej za kilka dni 419 rok swojej
pracy. Gratuluję młodej redakcji i życzę, aby nie ustawali w wysiłkach dostosowania
naszego rocznika naukowego do wymogów stawianych wysoko punktowanym czasopismom
naukowym.
Wiem, także ze swojej wieloletniej pracy
w redakcji „Studiów Płockich”, że nie jest łatwo znaleźć równowagę między artykułami
interesującymi wąskie grono specjalistów, a tymi, które znalazłyby uznanie w szerokim
przecież kręgu katechetów, teologów świeckich i duchownych, ludzi wierzących,
którzy interesują się teologią, filozofią czy choćby historią płockiego Kościoła.
Wydaje mi się, ze w bieżącym tomie udało się znaleźć taką równowagę.
Na dobrą sprawę zdecydowana większość zamieszczonych
tam artykułów może przyczynić się do pogłębienia teologicznego czy to
peregrynacji Obrazu Jasnogórskiej Pani w naszej diecezji, czy samoświadomości
płockich katolików. Przeczytajcie w tym kontekście artykuł ks. T. Lewickiego i
s. J. L. Duchnowskiej o Maryi –
ewangelicznym wzorze wiary. W najwyższym stopniu zaciekawił mnie również artykuł ks. A. Rojewskiego opisującego problematykę maryjną poruszaną na łamach „Mazura”, popularno-religijnego
tygodnika diecezji płockiej z lat 1906 – 1918. Poza kwestią mariawicką znajdziecie
tam wiele informacji, które potwierdza nasze mazowieckie zakorzenienie w kulcie
maryjnym.
Poza kultem maryjnym, jakże nie wspomnieć
artykułów o formacji kapłańskiej (ks. L. Geroso), o istnieniu życia po śmierci
(ks. T. Rutowski) czy choćby stosunku nauk przyrodniczych do ateizmu (ks. Paweł
Niewinowski) Nie powinno być katechety, uczącego zwłaszcza w szkole średniej, który
by nie przeczytał artykułu ks. P. Niewinowskiego. Podobnie jest z artykułem ks.
M. Grzybowskiego o Kościele katolickim na Mazowszu Płockim w okresie
popowstaniowym. Ile tu wiadomości o konkretnych parafiach i proboszczach, o
których ich współcześni następcy nie tylko nie powinni zapomnieć, ale wprost okazać
wdzięczność..
Na szczęście przynajmniej część naszych
proboszczów i wikariuszy nie tylko docenia wagę tradycji, w której przyszło im
pracować, ale dostrzegają szansę duszpasterskie w rozwijaniu dialogu między
kulturą religijną i świecką w swoich małych ojczyznach. Jeśli jest się
proboszczem - dajmy na to - sześćsetletniej parafii, albo stróżem kościoła zbudowanego
dwieście lat temu, to przecież nie można tego ograniczyć do niedzielnej
liturgii, nawet jeśli ona jest najważniejsza. Jakże nie poszukać przodków, nie
ożywić historii nie tylko popowstaniowej, nie otworzyć archiwum parafii, nie przypomnieć
architektów, budowniczych, chrześcijańskich działaczy społecznych.
W tym kontekście nasuwa się pytanie o
biblioteki parafialne, czytelnie prasy, spotkania autorskie, warsztaty dla seniorów,
ewentualne spotkania ze specjalistami z rożnych dziedzin, które zbliżają życie do
teologii i teologię do życia. Czy nie warto przyjrzeć się również naszym
księgarniom katolickim, w których ostatnio coraz więcej ziół niż dobrych książek
teologicznych. Pomimo powszechnego narzekania na zanik czytelnictwa z powodu telewizji
i Internetu, ludzie myślący w Polsce walczą o to, by kultury nie zostawić na pastwę
wolnego rynku. Tej pokusie nie możemy ulec w Kościele.
Nie pogódźmy się więc z tym, że połowa Polaków
nie czyta książek, że niewielkie jest zainteresowanie czytelnictwem prasy
katolickiej, że „Studia Płockie” z takim trudem przebijają się do naszych
parafii.