Bezpośrednim
celem Wielkiego Postu dla gorliwego katolika nie jest – w pierwszym rzędzie - naprawa
konsumpcjonistycznego stylu życia w społeczeństwie, walka z wyścigiem szczurów
w kapitalizmie czy troska o dietę wyszczuplającą dla niezadowolonej ze swojej
figury nastolatki. O tych problemach dyskutują socjologowie, krytycy współczesnej
kultury, dietetycy czy zwyczajni nauczyciele, skarżący się na przemoc w gimnazjach,
bezradni wobec powszechności pornografii, szukający – często bezskutecznie - wsparcia
u rodziców.
A
przecież trzeba dostrzec związek rozpadu rodziny, zniewolenia pornografią,
agresji i konsumpcjonizmu z owymi pokusami, którymi diabeł chciał skusić Jezusa
na pustyni. Jak wiemy, nie skusił. Kościół od dwóch tysięcy lat naśladuje swojego
Mistrza i broni człowieka przed jego chciwością, agresją i bezwstydem. Co się stało,
że dzisiaj, przynajmniej w Europie, religijna terapia jakby nie działa, choć skutki
choroby widoczne są gołym okiem?
Interesujące
jest to, ze areligijni krytycy współczesnej kultury zazwyczaj zrzucają winę na dorosłych,
kobiety mówią o winie mężczyzn, wskazuje się złe rozwiązania systemowe.
Wszystko powinna naprawić szkoła, ale - o zgrozo – nigdy nie nadąża – według
jej liberalnych krytyków - z duchem czasu, ponieważ jest albo zbyt
konserwatywna, albo ma za mało pieniędzy na programy wychowawcze.
Aż
dziw bierze, jak mało mówi się o wychowaniu do wartości, roli sumienia, jasnych
granicach między dobrem i złem, odpowiedzialności rodziców. Jeśliby dzisiaj
powstał z grobu, dajmy na to taki Arystoteles, nie mówiąc już o Augustynie czy Kancie,
chwyciliby się za głowy z przerażenia z powodu publicznej niedojrzałości
moralnej, w której wszyscy zrzucają winę na wszystkich, a samozwańczy mędrcy
ponowoczesności z własnej bezradności robią cnotę.
Co
więc mają robić katoliccy ojcowie i katolickie matki, których tradycyjne metody
zostały postawione w stan podejrzenia. W Wielkim Poście naśladujcie owego ojca,
który miał zwyczaj modlić się w pokoju swoich dzieci tuż po ich zaśnięciu.
Kiedy jedna z jego córek dorosła, wyjechała na studia. Odwiedzając dom na Boże Narodzenie,
niby od niechcenia zagadnęła mamę: Tata wciąż
się za mnie modli każdej nocy, mimo że mieszkam w akademiku? Skąd o tym wiesz – zapytała zaskoczona matka.
Córka odpowiedziała: Zobaczyłam ślady jego
kolan na dywanie przy moim łóżku.
Jeden
z moich znamienitych Kolegów w naszym seminarium opowiada często, że jako
kleryk był operowany na ślepą kiszkę. Lekarz operujący, patrząc na jego kolana,
rzucił do pielęgniarki: to chyba brukarz,
bo ma takie twarde kolana. Nie , to kleryk, on się dużo modli –
odpowiedziała pielęgniarka.
Niejedna
córka została ocalona przez modlitwę ojcowską i niejedna parafia nawrócona przez
kolana proboszcza.
6. 03. 2010.