Do Sandomierza jechałem z wykładem o duszpasterskim towarzyszeniu ludziom żyjącym w związkach niesakramentalnych. W czasie długiej podróży z Płocka podziwiałem kwitnące jabłonie pod Grójcem i dziękowałem Bogu za kawałek dobrej drogi między Grójcem i Radomiem. Trochę żałowałem, że tak rzadko oglądam serial z o. Mateuszem, w żaden sposób nie mogłem sobie przypomnieć wątków związanych z pomocą duszpasterską rozwiedzionym.
Zdaje się, że nie jest to najważniejsze zmartwienie sympatycznego księdza. Może dlatego oglądalność serialu nie przekłada się na ilość powołań kapłańskich czy też trwałość związków sakramentalnych. Poprawia co najwyżej samopoczucie niektórych księży i gospodyń na plebaniach. Nie ma w tym nic złego; niech o. Mateusz jeździ sobie rowerem i po Sandomierzu, duszpasterze jednak powinni zająć się wcielaniem w życie postulatów papieża Franciszka z adhortacji Amoris laetitia.
W Sandomierzu akurat to czynią. Prężnie działa nie tylko kurialny Wydział Duszpasterstwa Małżeństw i Rodzin, kierowany przez ks. dra Tomasza Cubera, ale w każdym dekanacie funkcjonują Centra Pomocy Rodzinie. Patrząc na zebranych w Katolickim Domu Kultury księży i świeckich i słuchając ks. bp. Krzysztofa Nitkiewicza, jeszcze raz uświadomiłem sobie, jak niezwykle pożyteczną społecznie rolę spełnia Kościół, na co dzień leczący rany współczesnych rodzin.
O społeczno-kulturowym znaczeniu Kościoła w Sandomierzu nie trzeba nikogo przekonywać. Jest zapisane w murach i na ulicach tego urokliwego miasteczka. Kiedy idziesz Od Bazyliki Katedralnej, przez Rynek do dawnego Klasztoru Benedyktynek, gdzie dziś mieści się Wyższe Seminarium Duchowne, mijasz cuda architektury gotyckiej, renesansowej, klasycystycznej. Obok Dom Długosza, słynne Collegium Gostomianum, po drugiej stronie Ratusza synagoga przypominająca o tym, że sandomierska gmina żydowska należała do największych i najważniejszych w Małopolsce.
Nic więc dziwnego, że J. Iwaszkiewicz zakochał się Sandomierzu, a W. Myśliwski z życia podsandomierskich chłopów wyczarowuje przypowieść o mądrości tamtego ludu. Dziś Kościół w Sandomierzu nie poprzestaje na serialowej modzie. W Seminarium kształci się ponad pięćdziesięciu alumnów, a w tzw. Dniu Otwartej Furty wzięło udział ponad 3, 5 tys. osób. Z gośćmi spotkał się bp Krzysztof Nitkiewicz, który podkreślał duchowe i kulturowe znaczenie wspólnoty seminaryjnej dla miasta i diecezji: „Sandomierz bez biskupiej katedry i seminarium duchownego byłby jednym z wielu powiatowych miast zanurzonych w szarej, bardzo lokalnej codzienności i turystycznym zapleczem dla wielkich metropolii.”
Troska o powołania kapłańskie przejawia się w diecezji sandomierskiej jeszcze w inny sposób. Poszczególne dekanaty regularnie organizują nocne czuwania w Częstochowie, a każdy kapłan przynajmniej raz w roku ofiaruje dzień ścisłego postu w intencji powołań. W ten sposób troska o powołania wchodzi w krwioobieg życia rodzin i duchowości kapłańskiej. Staje się centralną troską duszpasterską, połączoną z nieustannym błaganiem Pana o to, by wyprawił robotników na swoje żniwo.
Duszpasterski alert powołaniowy sandomierskiego Kościoła nie tylko mi imponuje, ale i napawa nadzieją. Może znajdzie następców i w innych miastach biskupich, zwłaszcza tam, gdzie seminaria pustoszeją w zastraszającym tempie.